-
Podaj pozycję.
-
Tuż za śliczną blondynką w kusej sukience.
-
Podaj pozycję, Matt!
-
Oj, no nie wpieniaj się tak! Jestem na galerii. Nudno tu jak
cholera. Tylko ładne dziewczyny powstrzymują mnie od skoku.
Jack
przewrócił oczami.
-
Co widzisz?
-
Wszystko.
-
Jennifer?
-
Akurat ona gdzieś zniknęła. Szef gada z jakimiś obcymi. Spluwa
razem z tym grubasem zajada się smakołykami. Mała i olbrzym też
do nich idą. Synek wyrwał jakąś laskę i szaleje z nią na
parkiecie. Szczęściarz. No nie wiem, stary, nic ciekawego się nie
dzieje.
-
Obserwuj dalej. Danny?
-
Jestem przy schodach. Starszy synek właśnie opuścił resztę
towarzystwa. Nie wiem, dokąd zmierza, ale dokądś na pewno.
-
Uważaj, Jack. - W słuchawce rozległ się ostrzegawczy głos Matta.
- Morosi jest przy barze. Niebezpiecznie blisko ciebie.
Jack
stał tyłem do baru. Przekręcił nieco głowę i kątem oka
dostrzegł Charliego popijającego samotnie drinki. Wyglądał na
zmarnowanego. W ogóle nie zwracał uwagi na to, co dzieje się wokół
niego. Nie zauważyłby Jacka, a już na pewno szanse, że
rozpoznałby go w tym tłumie były uspokajająco niskie. Chłopak
odwrócił się, z powrotem wpatrując w przestrzeń przed sobą.
-
Uwaga, idzie synek! - syknął Matt do słuchawki.
Przed
Jackiem mignęła sylwetka Saveria Fabiano, który ominął go
wielkim łukiem i najprawdopodobniej dosiadł się do Charliego.
Chłopak zrobił niepozorny krok w tył, by lepiej słyszeć ich
rozmowę.
-
Ciężki dzień? - zagadnął Saverio obojętnym, wręcz chłodnym
tonem.
-
A żebyś wiedział. - Nastąpiła przerwa, w trakcie której Charlie
pewnie wychylał kolejnego drinka. - Twoja kuzynka potrafi wykończyć
każdego.
-
Domyślam się.
Znowu
cisza. Przedłużała się, jakby każdy z nich zastanawiał się, co
powiedzieć.
-
Co myślisz o tym Rocolim? - spytał w końcu Charlie.
-
Myślę, że będzie z niego świetny wspólnik.
-
A tak poza tym?
-
Poza tym mnie nie interesuje.
Rozległo
się przeciągłe westchnięcie Charliego.
-
W każdym razie nie o tym chciałem z tobą rozmawiać – odezwał
się znów Saverio.
-
Chciałeś ze mną rozmawiać?
-
Owszem.
-
Zatem zamieniam się w słuch.
-
Chodzi o Jennifer...
-
Oczywiście. O co innego mogłoby chodzić? - Głos Charliego stał
się nagle oschły i nieprzyjemny. - Przypominam ci, że jestem
wierny jej, a nie tobie. Zastanów się nad tym, co chcesz powiedzieć.
-
Nie muszę. Jestem pewien, że mi pomożesz.
-
Mnie się nie da kupić.
-
Nie, ale... - urwał. Rozległ się szelest, jakby wyciągnął
kawałek papieru. Znów nastała cisza. Dłuższa niż wcześniej.
Jack zaczął się zastanawiać, czy w ogóle wznowią rozmowę.
-
Nikt ci w to nie uwierzy – warknął Charlie. Przez jego głos
przebijał niepokój. - Nie ma żadnych dowodów, że to ja.
-
Mam jeszcze nagranie. Chcesz posłuchać?
I
znów cisza.
-
Ty sukinsynu.
-
Nie używaj tu takich słów, Charlie. W końcu jesteśmy w
towarzystwie. Więc, jak będzie? Wysłuchasz mojej prośby?
-
Gadaj. - Charlie wydawał się wściekły i zrezygnowany zarazem.
W
tym momencie Saverio ściszył głos na tyle, że Jack nie potrafił
dosłyszeć jego słów. Chłopak zmarszczył brwi. Zastanawiał się
nad ich rozmową. Czyżby Saverio właśnie zaszantażował
Charliego? Ale dlaczego? Przecież obaj są po tej samej stronie. Po
stronie Giancarla Fabiano. A może istnieją jeszcze jakieś inne
strony, o których Jack nie ma pojęcia? Albo Charlie nie jest do
końca lojalny wobec szefa?
Co
takiego było na tej kartce papieru, że Charlie zgodził się pomóc
Saveriowi? Przecież chwilę wcześniej mówił, że jego nie da się
kupić. No i czego chciał Saverio?
Mówili
coś o Jennifer...
Krew
w głowie Jacka zaczynała już pulsować od nadmiaru pytań.
Próbował analizować to wszystko na chłodno, ale był zbyt
rozgorączkowany. Nie potrafił pojąć, dlaczego ci dwaj mieliby
spiskować. I przeciwko komu...?
W
tym momencie Saverio Fabiano ponownie minął Jacka, w ogóle nie
zwracając na niego uwagi. Zaś, gdy chłopak spojrzał kątem oka w
stronę baru, zauważył, że miejsce Charliego było puste. Musieli
załatwić już swoje sprawy i wrócić do zabawy.
Odetchnął głęboko, próbując uspokoić rozbiegane nerwy.
-
I co, Jackie? - odezwał się Danny, jakby instynktownie wyczuwając,
że już po wszystkim.
-
Później wam opowiem – odparł Jack. - Znalazłeś ją, Matt?
-
Stary, masz pojęcie, ilu tu jest ludzi? A wśród nich pięknych
pań? Mój radar szwankuje! Nie wiem, gdzie mam oczy zawiesić, bo
każda z nich jest ładniejsza od drugiej. Swoją drogą, jak one to
robią? Przecież...
-
Niech on się lepiej zajmie facetami – zaproponował Danny
zirytowanym głosem.
-
Świetny pomysł – podjął Jack. - Matt, skup się na szefie.
Zobacz, wokół kogo się kręci. Dasz radę?
W
słuchawce słychać było westchnienie blondyna.
-
Nie, stary, to dla mnie za trudne – mruknął sarkastycznie. - Nie
jestem debilem.
-
Dobrze, że nas uświadomiłeś, bo już zaczynaliśmy się martwić
– odpowiedział mu Danny. Jack wręcz widział przed oczami
jego kpiący uśmiech.
-
Nie wymądrzaj się tak, bystrzaku – odwarknął mu Matt. - Lepiej
skup się na robocie.
-
Nie wiem, jak ty, ale ja nie mam problemów ze skupieniem.
-
Masz za to inne problemy. Widziałeś kiedyś...
-
Cześć!
Jack
drgnął na dźwięk tego głosu. Obrócił powoli głowę i zobaczył
ją opartą o ścianę, z kokieteryjnym uśmiechem na twarzy.
Wyglądała seksownie, ale nie wyzywająco. Dużo lepiej, niż gdy
widział ją po raz ostatni. Zachowywała się też inaczej. Bardziej
powściągliwie, zachowawczo. Obserwowała go uważnie ciemnymi
oczyma, jakby chciała wejrzeć wgłąb jego samego.
Jacka
na tyle zdziwił jej widok, że odjęło mu mowę. Nie wiedział, co
odpowiedzieć. Wydawało się, że zdała sobie z tego sprawę, bo
odepchnęła się od ściany i stanęła tuż przed nim.
-
Pamiętasz mnie? - spytała Jennifer Fabiano. Sprawiała wrażenie,
jakby doskonale wiedziała, jakiej doczeka się odpowiedzi.
Jack
z trudem przybrał kamienny wyraz twarzy. Zastanawiał się, co
powinien odpowiedzieć. Co odpowiedziałby zwykły ochroniarz? Chyba
zająłby się swoją robotą?
Ta
opcja wydała mu się najlepsza, spojrzał więc przed siebie, udając
bardzo skupionego. W rzeczywistości targał nim niepokój.
-
Jestem w pracy – powiedział, opierając się jej władczemu
tonowi. - Proszę mi nie przeszkadzać.
-
Pamiętasz mnie? - ponowiła pytanie natarczywie. Patrzyła na niego
wyczekująco. W sumie i tak nie było sensu udawać. Zauważyła go.
-
Jasne, że pamiętam – mruknął przyciszonym głosem. - Wpędziłaś
mojego kumpla w niezłe bagno. Ale teraz byłbym bardzo wdzięczny,
gdybyś pozwoliła mi pracować.
Jennifer
uniosła brwi, przyglądając mu się uważnie. Wyglądała, jakby
nad czymś usilnie się zastanawiała. Po chwili zaś chwyciła rękę
Jacka i pociągnęła go za sobą. Zaskoczony chłopak pozwolił się
ciągnąć tylko przez chwilę. Potem jednak stanął twardo, a
Jennifer nie miała wystarczająco siły, by ruszyć go z miejsca.
Spojrzała na niego z wyrzutem.
-
Chcę z tobą porozmawiać – oznajmiła. To nie była prośba ani
pytanie. To brzmiało jak rozkaz. A wypowiedziała go w taki sposób,
jakby robiła to już setki razy wcześniej i zawsze otrzymywała to,
czego chciała.
-
Jestem w pracy – przypomniał jej, wskazując na napis "Ochrona"
na jego marynarce. Nie wiedział, co takiego planowała, ale wolał
się trzymać na baczności. Nasłuchał się już wystarczająco
opowieści o Jennifer Fabiano.
-
Jest tu was tyle, że na pewno nikt nie zauważy, że właśnie
zniknąłeś z posterunku. - Podeszła bliżej niego, ani na chwilę
nie puszczając jego ręki, i ściszyła głos. - A jeśli nawet, to
pan Mauriex na pewno nie będzie zły, jeśli dowie się, że to
właśnie ja ciebie
pożyczyłam. Jest w bardzo... zażyłych stosunkach z moją rodziną.
Mówiąc
to, uśmiechnęła się w tak niewinny i rozczulający sposób, że
Jack bezwiednie podążył za nią. Dopiero po chwili zdał sobie
sprawę, co robi.
Zaprowadziła
go na duży balkon z grubą, kamienną balustradą, tam, gdzie było
mniej ludzi. Co prawda, kręciła się tu jeszcze paru gości, ale w
porównaniu z tłumem w środku, tutaj było pusto.
Jack
postanowił wykorzystać okazję. Zwłaszcza, że to ona sama żądała
kontaktu z nim. Zmarnowali już zbyt wiele szans i popełnili zbyt
wiele błędów. I mimo, że ta niepozorna, śliczna dziewczyna omal
nie przyprawiała go o atak paniki, postanowił, że tym razem będzie
inaczej. Nawet jeśli Matt i Danny przestali dawać znaki życia
przez radio...
Właśnie.
Co z nimi? Czyżby nagle odjęło im mowę?
Jack
sięgnął do ucha, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Nie było w
nim słuchawki! Ta zwisała bezwiednie z kabelka, ale przecież Jack
jej nie wyciągał. To ona. To ona musiała ją wyciągnąć, ale
nawet nie czuł, kiedy. Cholera...
Jennifer
zauważyła jego zaniepokojenie.
-
Jakiś problem? - spytała.
Jack
odchrząknął. Tkwiący w nim jakiś pierwotny instynkt obawiający
się wszystkiego, co nieznane i nieokiełznane, kazał mu uciekać,
gdzie pieprz rośnie. Bał się jak cholera. Nie wiedział, czy już
domyślała się, kim jest, czy może tylko chciała zabawić się
jego kosztem. Może za moment z każdej strony wyskoczą uzbrojeni po
zęby mafiozi i rozwalą go na miejscu? A może ona zaraz wyciągnie
nóż i poderżnie mu gardło zanim on zdąży choćby ruszyć ręką?
Bał się, to prawda. Ale tylko idiota nie bałby się w tej
sytuacji. Jack mimo to nie posłuchał swojego pierwotnego instynktu.
Wypuścił tylko powietrze z płuc, by choć trochę uspokoić nerwy.
Miał już pomysł, jak to rozegrać.
-
Mogłabyś być znakomitym kieszonkowcem – oznajmił spokojnie,
wskazując na zwisającą słuchawkę. Zdobył się nawet na lekki
uśmiech.
Jennifer
zaśmiała się. Zrozumiała, o co mu chodziło.
-
Uwierz mi, aspiruję o wiele wyżej – powiedziała tajemniczo.
Jack
nachylił się bliżej niej.
-
Doprawdy? Jak wysoko?
Zacmokała
i na moment spojrzała gdzieś w bok. Chyba nie przypadło jej do
gustu to pytanie, mimo iż starała się to ukryć. Na ustach wciąż
majaczył jej tajemniczy uśmiech.
-
Widzę cię drugi raz w życiu i nie znam na tyle, by opowiadać o
swoich aspiracjach.
-
Zatem poznajmy się – zaproponował chłopak, wyciągając dłoń w
jej stronę. - Jestem Jack.
Patrzyła
na niego uważnie, mrużąc oczy. Pewnie zastanawiała się, czy
powiedzieć mu swoje prawdziwe imię, czy też jakieś zmyślić.
-
Jennifer – przedstawiła się w końcu, ściskając jego dłoń. A
więc jednak. - Jesteś tu sam?
Jack
zmarszczył brwi.
-
O co ci chodzi?
-
O twoich kumpli. Ten przystojniak i ten dziwak. Też tu są?
W
głowie Jacka zabrzmiała syrena alarmowa, a ostrzegawczy głos
wydzierał się przez megafon: "Uważaj, ona cię sprawdza!"
-
Jasne, że tak – odparł niby swobodnie. - Wszystko robimy razem.
Gdzie oni, tam i ja. Jakoś tak się zżyliśmy ze sobą. Chwytamy
się każdej roboty, ale jak ktoś nie chce zatrudnić nas
wszystkich, to ładnie dziękujemy.
-
Nie widziałam ich...
-
Danny jest przy schodach, a Matt na galerii. Jeśli nie przeszkadza
ci słuchawka w moim uchu, mogę ich spytać, jak się mają.
-
Nie trzeba – odparła z uśmiechem Jennifer. Wydawała się
bardziej rozluźniona niż wcześniej. - Musicie być dobrzy. Mauriex
zatrudnia tylko najlepszych.
-
No jasne, to właśnie my. Przecież widziałaś nas wczoraj, prawda?
Znów
się zaśmiała. Tym razem jakoś tak swobodniej. W jej głosie
słychać było autentyczną wesołość.
-
Widziałam! Wyczynialiście cuda! Enzo was uwielbia, a to niełatwa
sztuka zaimponować właśnie jemu. Chociaż, swoją drogą, czy to
nie dziwne, że ostatnio często na siebie wpadamy?
Znów
te alarmowe syreny. W rozmowie z nią Jack musiał uważać na każde
słowo, na każdy gest. Była bardzo uważna i w mig wyłapałaby
głupi, nieprzemyślany ruch.
-
Możesz to nazwać przeznaczeniem, jeśli chcesz. Dla mnie to tylko
szczęśliwy przypadek. W końcu to miasto nie jest takie duże.
-
A więc twierdzisz, że to szczęście, że mnie poznałeś? -
spytała, przysuwając się bliżej niego.
-
Szczęśliwy przypadek – poprawił ją Jack. - Nie narzekam.
-
I na pewno nie ma w tym żadnej pomocy z twojej strony? - spytała.
Jej głos stał się bardziej kokieteryjny, owijał się wokół
niego jak kobra. Przysunęła swoje palce na tyle, by dotknęły
opierającej się o balustradę dłoni chłopaka. Poczuł dreszcz w
tym miejscu. Ze wszystkich sił starał się patrzeć na jej twarz,
choć jego wzrok mimowolnie zjeżdżał niżej... - Na pewno to
wszystko to tylko "szczęśliwy przypadek"?
Ten
głos przypomniał mu o innym głosie, bardzo do niego podobnym, choć
dużo bardziej nieśmiałym i niewinnym. Zobaczył też twarz, jasną
i łagodną, tak różną od tej, którą widział teraz. Być może
właśnie dzięki temu zdołał się opanować i nie podążył za
tym uwodzicielskim głosem. Być może znów go uratowała.
-
Sądzisz, że miałbym biegać po Chicago i szukać okazji, żeby
poznać właśnie ciebie? -
spytał nagle Jack. Udało mu się zawrzeć autentyczne zdziwienie
zarówno w tonie, jak i w minie. - Niby dlaczego?
Przez
moment Jennifer wyglądała, jakby jego słowa w ogóle do niej nie
dotarły. Potem jednak na jej twarz zaczęła z wolna wstępować
złość. Zmrużyła oczy, zmarszczyła nos i zacisnęła usta.
Wyglądała na bardzo zagniewaną.
Odwróciła
się na pięcie, chcąc odejść, ale Jack zdołał złapać ją za
nadgarstek i powstrzymać.
-
O co chodzi? Powiedziałem coś nie tak? - spytał z udawaną troską.
W rzeczywistości bawiła go złość dziewczyny. Musiał bardzo
urazić jej dumę, że zareagowała w ten sposób.
-
Puść mnie – warknęła. - Zostaw mnie w spokoju.
Jack
zatarasował jej drogę własnym ciałem i złapał za ramiona.
-
Zaczekaj, Jennifer – poprosił, a dźwięk jej imienia w jakiś
sposób na nią zadziałał, bo zatrzymała się. - Przepraszam, nie
chciałem cię urazić.
Jennifer
wyglądała już na nieco spokojniejszą, choć wciąż zagniewaną.
Pokręciła głową w pełen politowania sposób.
-
Co się ostatnio dzieje z wami, mężczyznami? - spytała cicho samej
siebie, a potem powiedziała już do Jacka: - Jeżeli za dwie sekundy
mnie nie puścisz, mój przyjaciel rozwali ci łeb.
Jack
zdziwił się tymi słowami, ale jak tylko poczuł lufę pistoletu
przystawioną do głowy, natychmiast puścił Jennifer.
-
Dzięki, Charlie. - Dziewczyna uśmiechnęła się do wybawiciela,
choć w jej głosie dało się wyczuć niepewność. - Wiedziałam,
że zawsze mogę na ciebie liczyć.
Charlie
nie odpowiedział przez dłuższą chwilę. Jack nie widział jego
twarzy, ale zauważył, że uśmiech Jennifer powoli blaknie. Coś
musiało być nie tak między tą dwójką.
-
Nie można spuścić cię z oka choćby na chwilę – mruknął
Charlie bardzo zmęczonym głosem. - Jeśli chcesz, żebym przestał
traktować cię jak dziecko, musisz przestać zachowywać się w ten
sposób.
Jennifer
posmutniała jeszcze bardziej. Wyglądała na zawiedzioną. Charlie
natomiast okrążył Jacka i zdziwił się bardzo, gdy go rozpoznał.
-
Czy ty czasem...?
-
Tak – przerwał mu chłopak. - Poznaliśmy się wczoraj. Jestem
Jack.
-
Co tu robisz? - Charlie był tak samo podejrzliwy, jak Jennifer.
-
Jest ochroniarzem, razem z tymi jego kumplami – odezwała się
dziewczyna oschłym tonem. - Nie jest zagrożeniem.
-
Czego chciał od ciebie? - Charlie najwyraźniej jeszcze nie
skończył.
-
Nic. - Jennifer wzruszyła ramionami. - Po prostu jest skończonym
dupkiem.
Jack
oburzył się, słysząc te słowa. To wcale nie była prawda. Już
miał się odezwać, ale Charlie mocniej przycisnął pistolet do
jego czoła.
-
Milcz – warknął. - Co mam z nim zrobić?
-
Ja się nim zajmę. - Pojawił się czarnowłosy i czarnooki
mężczyzna. Nie wyglądał na zadowolonego. Z resztą, jak wszyscy
tutaj. Podszedł do Jennifer i złapał ją za ramiona. - Wszystko w
porządku?
Był
wyraźnie zatroskany. Natomiast dziewczyna odgarnęła włosy z
twarzy, udając, że nic się nie stało.
-
Oczywiście. Ten pan był tylko bardzo nieuprzejmy, ale Charlie sobie
z nim poradził.
Jack
jednym uchem usłyszał jeszcze gniewne syknięcie Morosiego, z
którego zrozumiał jedynie: "Rocoli". Chyba mówił o tym
drugim mężczyźnie. Wyglądało na to, że ci dwaj za sobą nie
przepadali. Kim w ogóle był ten cały Rocoli? Jack słyszał o nim
pierwszy raz.
Rocoli
spojrzał na Jacka. W jego spojrzeniu było coś niebezpiecznego.
-
Doprawdy? - mruknął lodowatym tonem. - Zasłużył zatem na
nauczkę. Schowaj broń, Charlie, zobaczymy, jak ten pan poradzi
sobie z mężczyzną.
Mówiąc
to, ściągnął marynarkę i podwinął rękawy koszuli. Morosi
wykonał polecenie, choć nie zrobił tego z radością. Jennifer
przybrała kamienny wyraz twarzy i tylko jej uciekające do góry
brwi dawały znać o zaciekawieniu.
Rocoli
widocznie szykował się do walki. Ale Jack jakoś niespecjalnie miał
na to ochotę, zwłaszcza, że nie zasłużył sobie na
żadną"nauczkę". Podniósł ręce w obronnym geście.
-
Słuchaj, stary, przepraszam, że obraziłem twoją dziewczynę. Ale
to ona mnie tu wyciągnęła. Jestem w pracy i bardzo nie chciałbym,
gdyby z twojego powodu spotkały mnie jakieś nieprzyjemności.
Rocoli
zaśmiał się szyderczo.
-
A więc jesteś tchórzem – zakpił. - Jesteś twardy, gdy masz do
czynienia ze słabszą kobietą, ale miękniesz, widząc przed sobą
mężczyznę? Nie sądziłem, że tacy tchórze są jeszcze na
świecie.
Tego
było za wiele. Jack w tym momencie poczuł taką wściekłość, że
omal nie rozsadziła go od środka. Przez całe życie słyszał
podobne obelgi. I tym razem zamierzał udowodnić, że jego
przeciwnik się myli.
Rocoli
musiał zauważyć zmianę w jego zachowaniu. Uznał to za zachętę.
Przyskoczył do Jacka i wyprowadził cios z prawej strony, ale ten
zatrzymał jego pięść.
-
Po prostu nie chcę zrobić ci krzywdy – syknął Jack, tak że
tylko Rocoli mógł to usłyszeć.
Mężczyzna
zmarszczył brwi. Chyba doszło do niego, że nie miał do czynienia
z chłystkiem z ulicy, a kimś o wiele lepszym. Jack widział, że i
on dał się ponieść złości.
Rzucił
się na niego tak szybko, że chłopak ledwie zdołał uskoczyć.
Zaraz potem nadleciał kolejny cios, który posłał Jacka na ziemię.
Rocoli nie czekał. Znów się zamierzył, ale Jackowi udało się
błyskawicznie podnieść i uciec przed morderczą pięścią
mężczyzny.
Stali
teraz oboje, obserwując uważnie siebie nawzajem i oczekując na
ruch ze strony przeciwnika. Jack widział, jak szybko poruszają się
oczy Rocolego. Musiał uważać, by mową ciała nie zdradzić swoich
zamiarów. Stracił pewność. Stał więc tylko, bacznie
przyglądając się mężczyźnie.
Zauważył,
jak Rocoli napiął całe ciało. Chwilę później jego pięść
znów mknęła w stronę Jacka. Ale on był na to przygotowany.
Schylił się i trafił przeciwnika w brzuch. Potem porządnym
kopniakiem sprowadził go na ziemię.
Rocoli
zgiął się w pół, a Jack stanął nad nim. Nie zaatakował
jednak.
-
Musisz postarać się nieco bardziej – powiedział cicho tylko do
niego. - Twoja dziewczyna nas obserwuje.
Rzeczywiście,
Jennifer stała nieopodal z założonymi na piersi rękami i patrzyła
na to przedstawienie. Rocoli spojrzał na nią przez moment, a po
chwili już jego mina stała się bardziej zacięta.
Podniósł
się. Jack pozwolił mu na to, wiedział, że nie wolno kopać
leżącego. Następny atak Rocolego był wściekły i nagły, dużo
bardziej niż poprzednie. Chyba dał się ponieść złości.
Wyprowadzał cios za ciosem, a Jack z trudem stał w miejscu, parując
tylko niektóre z nich. Zaczynał żałować, że rozwścieczył
Rocolego. Ale teraz nie mógł się poddać.
Wciąż
obserwował uważnie przeciwnika i zdołał wypatrzyć moment, gdy
jego garda była opuszczona. Zaatakował raz. Potem drugi. Trafił w
nos. Rocoli zatoczył się, ale już po chwili udało mu się
dosięgnąć skroni Jacka. Chłopakowi zaszumiało w uszach.
Teraz
oboje byli wściekli i najpewniej pozabijaliby się nawzajem.
Ale
w tym momencie Jack poczuł, jak ktoś szarpie go od tyłu. Zobaczył
też Matta, który odciągnął Rocolego od niego. Chwilę później
usłyszał głos Danny'ego szepczący mu wprost do ucha:
-
Wyluzuj, stary.
Głos
przyjaciela nieco go oprzytomnił. Rozejrzał się dokoła i
spostrzegł spory tłum ludzi, a wśród nich takie osobistości jak
Jacome Mauriex, Giancarlo Fabiano, Saverio i Spluwa. Szef rozglądał
się przenikliwym wzrokiem po uczestnikach bójki. Jack poczuł
bijący od niego chłód.
Matt
przytrzymywał Rocolego i widać było, że przychodzi mu to z
trudem.
-
Co tu się dzieje? - spytał Giancarlo, spoglądając surowo to na
Jacka, to na jego przeciwnika. Wzrok szefa przez moment prześlizgnął
się również po Jennifer, która starała się wyglądać
niewinnie.
-
To nic, proszę pana – z wyjaśnieniami pośpieszył Charlie. - To
tylko nieporozumienie.
Giancarlo
jeszcze raz zmierzył wszystkich wzrokiem.
-
O ile mi wiadomo, nieporozumienia nie kończą się w ten sposób.
Panie Rocoli, dlaczego wszczyna pan bójki z ochroną?
Mężczyzna
uwolnił się wreszcie z uścisku Matta, poprawił krawat i koszulę
i spojrzał na szefa spokojnym wzrokiem. Przybrał opanowaną
postawę, jakby nic nie było w stanie go ruszyć. Było to tak różne
od tego, co Jack widział przed chwilą.
-
Proszę mi wybaczyć, panie Fabiano – rzekł Rocoli, delikatnie
spuszczając głowę na znak skruchy. - Powinienem był bardziej
opanować emocje, jednak na pewno wie pan, jak to jest przy pięknej
kobiecie. Nie mogłem pozwolić, by ktoś uchybiał pańskiej
bratanicy.
Giancarlo
przeniósł swoje surowe spojrzenie na Jennifer, która wstrzymała
oddech. Mężczyzna zwrócił się jednak do gospodarza przyjęcia:
-
Panie Mauriex, mógłby mi pan wyjaśnić, kogo zatrudnia do pracy?
Jak to możliwe, że ten... bandyta znalazł się tutaj?
Francuz
zmieszał się wyraźnie, a Jack poczuł oburzenie.
-
Przecież to nie... - zaczął, ale nie dane mu było skończyć.
-
Zamilcz – uciszył go ostro Mauriex, którego nikt by nie
przypuszczał o taką stanowczość. Potem zwrócił się do
Giancarla Fabiano, a jego ton na powrót stał się służalczy: -
Zapewniam pana, że wszyscy moi pracownicy przechodzą gruntowną
inspekcję i nie ma wśród nich bandytów. Jeżeli ten chłopak w
jakikolwiek sposób zagroził pańskiej bratanicy, zapewniam, że
otrzyma stosowną karę, a panu i panu Rocolemu mogę jedynie wręczyć
swoje najszczersze przeprosiny i zapewnienie, że taka sytuacja nigdy
więcej się nie powtórzy.
Karę?
Jaką znowu karę? Za co? Już przecież otrzymał "karę"
od Rocolego. I to zupełnie niezasłużoną.
Giancarlo
wydał się uspokojony słowami Mauriex, a w oczach Rocolego widać
było jadowitą satysfakcję. To wszystko było niesprawiedliwe. Jack
spojrzał błagalnie na Jennifer. Tylko ona mogła uratować go z
tego bagna.
Dziewczyna
wyglądała, jakby wiedziała, o co mu chodziło. Ale jakoś
niespecjalnie kwapiła się do tego, by mu pomóc. Chyba wciąż była
na niego zła. Ale Jack nie dawał za wygraną i wywiercał jej
dziurę w brzuchu swoim spojrzeniem. Jeśli teraz się
za nim nie wstawi, będzie mógł na zawsze pożegnać się ze swoją
misją. A przecież Matt i Danny nie poradzą sobie bez niego...
W sumie to nie
wiedział, na co liczył. Niby obiecała, że będzie go kryć, gdyby Mauriex miał do niego pretensje. Ale przecież Jennifer to zimna,
wyrachowana zabójczyni. Dlaczego niby miałaby mu pomóc?
-
To nie tak, stryju – odezwała się nagle dziewczyna pewnym siebie
głosem. Wszyscy spojrzeli na nią. - To moja wina, że Jack jest
tutaj zamiast pracować. To ja go tu wyciągnęłam.
Giancarlo
zmarszczył brwi.
-
Dlaczego to zrobiłaś?
-
To zdolny chłopak – ciągnęła Jennifer. - Poznałam go niedawno
i widziałam, co potrafi. Chciałam z nim tylko porozmawiać. Trochę
mnie zdenerwował, zbyt ostro zareagowałam i właśnie wtedy pojawił
się pan Rocoli. Resztę już znasz.
Jack
poczuł wdzięczność nie do opisania. Nie mówiąc już o tym, że
Jennifer po raz kolejny zaskoczyła go swoją szlachetnością. Może
jeszcze jakoś uda mu się z tego wywinąć...
-
To prawda? - spytał Jacka Mauriex.
-
Tak, proszę pana – odpowiedział chłopak. - Tak właśnie było.
Mauriex
spojrzał na Giancarla, starając się ukryć swoje zadowolenie, że
to nie jego pracownik okazał się winny całemu zajściu. Ale nie do
końca mu to wyszło.
Szef
zacisnął usta tak, że ułożyły się w cienką linię.
-
Charles – odezwał się spokojnym, choć groźnym tonem. -
Dopilnuj, by Jennifer znalazła się w domu. Nie zapomnij o Amelii.
Proszę mi wybaczyć moje bezpodstawne oskarżenia, panie Mauriex.
Przepraszam, chłopcze, za nazwanie cię bandytą – zwrócił się
do Jacka, a ten omal się nie zachłysnął ze zdziwienia. - Panie
Rocoli, zechce pan mi towarzyszyć?
Opuścił
balkon, nie mówiąc już nic więcej, a za nim podążyli Mauriex i
Rocoli. Jack kątem oka zauważył, jak Saverio szepcze coś Spluwie
na ucho. Charlie ruszył za szefem, a Jennifer, dumnie wyprostowana, jakby wcale nie zrobiła nic złego, za nim.
Jack
zatrzymał ją jeszcze.
-
Dziękuję – szepnął.
Spojrzała
na niego z wyższością.
-
Powiedziałam, że będę cię kryć przed Mauriex i dotrzymałam
słowa. Tylko już nigdy więcej nie wchodź mi w drogę.
Odeszła,
nie mówiąc już nic więcej, a Jack poczuł ukłucie... żalu?
Jakby zabolały go jej słowa.
-
Dałeś czadu – zaśmiał się Danny, klepiąc Jacka po ramieniu.
-
Nie wierzę – mruknął do siebie Matt, który właśnie do nich
dołączył. - W ogóle nie zwróciła na mnie uwagi. Jak to możliwe?
Jack
nie odpowiedział na to pytanie, patrząc na drzwi, za którymi
zniknęła Jennifer. Z otępienia wyrwał go dopiero głos Culiniego.
-
Brawo, chłopaki – zawołał Spluwa, klaskając w dłonie. - Z dnia
na dzień zaskakujecie mnie coraz bardziej. Może chcecie teraz
porozmawiać o tej pracy?
***
Jako że na weekend wyjeżdżam w miejsce, gdzie komputer będzie zbędny, a o zasięgu prawdopodobnie nikt nie słyszał, wstawiam nowy rozdział dzisiaj. Cały ranek spędziłam na ostatnich poprawkach i dopieszczeniach, więc mam nadzieję, że jest okey. Niemniej jednak, dawajcie mi znać o błędach.
Mam nadzieję, że się spodoba :)
Ściskam,
Naiada
Jako że na weekend wyjeżdżam w miejsce, gdzie komputer będzie zbędny, a o zasięgu prawdopodobnie nikt nie słyszał, wstawiam nowy rozdział dzisiaj. Cały ranek spędziłam na ostatnich poprawkach i dopieszczeniach, więc mam nadzieję, że jest okey. Niemniej jednak, dawajcie mi znać o błędach.
Mam nadzieję, że się spodoba :)
Ściskam,
Naiada
"Podaj pozycję" - haha, wolisz nie wiedzieć jak to skojarzyłem... Boże, tak w ogóle to będziesz mnie miała za jakiegoś erotomana, bo najpierw wypomniałem Ci nazwisko Costello pisząc, że takie samo występuje w pewnych pornosach, a teraz się do "podaj pozycję" przyczepiłem. A się boję co będzie dalej...
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem, ale jestem chwilkę zajęty i nie mam czasu dopisać więcej do komentarza. Po wykonaniu swojej roboty powrócę i napiszę co myślę o reszcie. Oczywiście jest coś na plus i jest też coś na minus.
j-i-s.blogspot.com
Trochę to wszystko za grubymi nićmi szyte - to minus, który byłbym w stanie zaakceptować, i nawet zneutralizować, gdyby były do tych grubych szyć jakieś nawiązania lub skuteczne zamydlenie. Chłopaki zjawiają się na balu, o którym dowiedzieli się chyba dzień wcześniej. Jakim cudem tak szybko dostali zlecenie na ochronę? Kto ich tam wprowadził? Mam wrażenie, że za bardzo się spieszysz i stąd też taka krótkość rozdziałów. W każdym starasz się zaczerpnąć ważne informacje, te najważniejsze i potrzebne fabule, a pomijasz to co mniej ważne, ale też konieczne i moim zdaniu w opowiadaniu potrzebne. Ja bym chciał wiedzieć jak panowie wkręcili się na ten bal. Pamiętaj, że takie coś pozornie niepotrzebne i nie mające wpływu na opowieść ma wpływ na doznania i odczucia czytelników odnośnie bohaterów. Oczywiście możesz chcieć stworzyć powieść sensacyjną, gdzie akcja goni akcje i wtedy możesz moje uwagi olać, bo wtedy one nie mają tutaj racji bytu. Jednak jeśli zamierzasz wpleść w to romans, jakiś kryminał, trochę dramatu to trzeba by zapoznać innych z bohaterami nie tylko w akcji, ale też poza nią, też w sytuacjach, które nie mają związku z głównym wątkiem powieści. Przydałyby się więc rozmowy Charliego z Jennifer nie tylko o akcjach, strzelaninach i zadaniach. Tak samo wujek i Jennifer - to ten sam dom, jakoś się mijają, jedzą wspólne posiłki - takimi drobnostkami mogłabyś nakreślić relacje jakie panują w rodzinie i sprawić, że charaktery bohaterów jak i sami bohaterowie staną się bardziej wyraziści.
UsuńJadnak nie jest źle, a nawet jest całkiem dobrze, nawet bardzo dobrze, choć przyznam, że zachowanie Dominika Rukoli (hehe) mi się nie podobało. Obrona kobiety, damy w potrzebie, to chwalebny gest, ale on zdaje się dobrze wiedział, że panienka Fabiano przesadza, zmyśla i wyolbrzymia widział też jak dobrze się bawi widząc jego walkę z Jackiem jeszcze zanim się na dobre ta bójka zaczęła. Kim on chce dla niej być? Mężczyzną czy klaunem mającym za zadanie dostarczać jej rozrywki? Stracił tym na klasie moim zdaniem, mój szacunek do tej postaci nagle gdzieś uleciał i trochę potrwa zanim na nowo go odzyska. Zachował się jak taki gówniarz co toczy boje na pokaz dla nic niewartej szmatki, która temu poklaskuje.
W ogóle to żałuje, że stary Fabiano nie trzasnął po policzku każdemu - poczynając od Dominika, po przez Jacka, a kończąc na Jennifer, bo jakby nie patrzeć przynieśli wstyd, ktoś mógł to wszystko zobaczyć, itd. Brakuje mi w tej mafijnej opowieści takiego faceta z twardą ręką, a taki by się przydał jeśli temat dotyczy mafiozów. Póki co to wszyscy poza starym Fabiano to się trochę zachowują jak dzieci co bawią się w gangsterkę i jakieś tajne akcje, a nie jak dorośli ludzie, którzy uważają bycie mafiozem za zawód, za coś poważnego i co wymagają szacunku.
Zakończenie i ta łatwość w dążeniu do celu chłopaków,,, ogólnie to postępowanie jeden po drugim, wszystko po ich myśli pomimo ich błazeństw, to trochę tak jakby opowiadanie miało na celu być proste i przeznaczone dla tej młodszej młodzieży. Nie ma w nim na razie za dużo zawiłości, brutalności, problemów, zmartwień, dramatów, a podświadomie ja ciągle na to czekam.
Matt też tak to sobie skojarzył i nawet skomentował w pierwszej wersji, ale potem coś pozmieniałam i jego komentarz się ulotnił :P
UsuńHm, wezmę sobie Twoje rady do serca i kiedyś, gdy będę poprawiać tę historię (co myślę, że jest nieuniknione, chociaż dopiero gdy już skończę tą wersję) powrócę do Twoich komentarzy i będę już wiedzieć, co mogę poprawić, by było lepiej :)
Ech, zawiłości i te sprawy. Staram się, ale widać wciąż jeszcze brakuje mi doświadczenia. Myślę jednak, że w końcu się ich doczekasz :)
Co Matt też tak sobie skojarzył?
UsuńI tak jest świetnie. Mnie tam się podoba, ale ja już taki jestem, że muszę się od czasu do czasu do czegoś doczepić. Tak czy inaczej twój blog trafia do kategorii moich najulubieńszych, na których kontynuacje będę niecierpliwie czekał i ani się waż przerwać w połowie albo zawieszać tę historie.
"Podaj pozycję" Matt nie mógłby przejść koło takiego tekstu obojętnie ;)
UsuńTaki mnie troszkę ostatnio kryzys chwycił, ale jednym zdaniem udało Ci się podreperować moją wiarę w to opowiadanie. Dziękuję :) I doprowadzę je do końca!
Jestem! Miałam mnóstwo roboty wczoraj więc dopiero dzisiaj przybywam z komentarzami, także tym zaległym u Ciebie :D
OdpowiedzUsuńWiedziałam! Wiedziałam, że ten bal z chłopakami nie może obejść się bez żadnej wpadki, bójki, czy kłótni xD Oni są genialni i chyba teraz moim faworytem zostaje Matt! Biedaczek, Jennifer nawet na niego nie spojrzała! A przecież on jest taki idealny! Bawi mnie to jego wieczne oglądanie się za panienkami :D
mylę się, czy między Jackiem a Jenny coś będzie? No bo sądząc po tym, jak Racoli zareagował na jacka, nawet mimo tej jego sprzeczki z Jenn, to ma słabość do dziewczyny, co zresztą nie od dziś jest wiadome. Ale może Jack też zacznie coś do niej czuć? To byłoby mistrzostwo, zwłaszcza, że oni przecież mają znaleźć dowody na te jej wszystkie występki i udupić ją razem zresztą rodzinki Fabiano! Przynajmniej będzie ją miał kto w pace odwiedzać (ach... ja i ten mój romantyzm xD) :D
miałam się do czegoś przyczepić...A, już mam! Jenny ogólnie w tym rozdziale mnie irytowała. Najpierw sama wyciąga Jacka z pracy, potem jeszcze jest w stosunku do niego podejrzliwa a na koniec się denerwuje tylko dlatego, ze chłopak mówi jej, ze nie ugania się za nią po mieście (oczywiście kłamie, ale pomińmy xD) a ich spotkania to czysty przypadek. I właściwie to przez nią doszło do tej bójki a Jackowi się dostało. Szczęście, że potem to wszystko jakoś wyjaśniła. Ugh... Co za kobieta!
Lecę, kicia! Wiem, że to brzydko, ale nie chcę zostawiać ci osobnego komentarza i powiadamiam, że u mnie nowość, jakbyś chciała wpaść :D
http://uwiezieni-w-przeszlosci.blogspot.com
No raczej, że tam gdzie chłopaki, tam i kłopoty. Cieszę się, że tak ich lubisz :D
UsuńOj, to rzeczywiście bardzo romantyczna wizja :P Ale nie będę zdradzać Ci sekretów dalszej fabuły, bo nie chcę psuć Ci niespodzianki ;)
Koszmarna, co nie? :P Ja nie wiem, który facet wytrzymałby z Jennifer. Chyba tylko taki mega cierpliwy albo bardzo w nią zapatrzony. No cóż, jak każda kobietka ma swoje humorki ;)
Dziękuję za komentarz ;*
Który facet wytrzymałby z Jennifer? Myślę, że taki, przed którym czułaby na tyle respektu by nie odważyć się nawet spróbować mu wejść na głowę. Rzucę szowinizmem, ale po prostu taki, który w odpowiednim momencie by ryknął, albo przełożył przez kolano, tylko wcześniej by musiał ją rozbroić by mu łapy tasakiem nie upierdoliła, albo kulki z lufy wprost w skroń nie wypuściła. Przepraszam za wulgaryzm, ale ja czasami klnę.
UsuńNo to się uśmiałam :D Moja wersja odpowiedniego faceta dla Jennifer jest jednak trochę inna niż Twoja. Ale muszę przyznać, że ciekawie to przedstawiłeś.
UsuńPewnie że masz inną wizję bo jesteś kobietą i w twojej ocenie, gdyby Jennifer trafiła na takiego, to by została skrzywdzona, a że to główna bohaterka, to nie masz zamiaru jej ukrzywdzać, prawda?
UsuńMam tylko nadzieję, że nie będzie to taki cierpliwy, co będzie na wszystko się godził, przytakiwał jej, albo jedno mówił, a ona drugie robiła, po czym on będzie jej działanie na przekór olewał.
Ja tam przy niej widzę romantycznego twardziela, co by potrafił zabrać na romantyczną kolację, rozgrzać nocami do czerwoności i potrząsnąć jakby jej głupoty do głowy wpadały. Liczyłem na to, że Dominik Rukola taki będzie, ale po tym rozdziale uznałem, że to tylko pajac, który tańczy tak jak Jenni każe, i że to ona w tej jeszcze wczesnej i niewykształconej relacji pociąga za sznurki.
Ja też chyba bym nie chciała by Jeni trafił się taki "potakiwacz". Taki pan wydawałby mi się trochę za delikatny i bez własnego zdania, a przez to też mało męski i wydaje mi się, że bym go nie polubiła. Raczej wolę tych ostrzejszych w opowiadaniach, nawet nieco sadystycznych (w lekkim stopniu znaczeniu tego słowa).
UsuńSpokojna głowa. Myślę, że koniec końców będziecie zadowoleni zarówno z ostatecznego wyboru Jennifer, jak i również tych po drodze.
UsuńHej, kochanie.
OdpowiedzUsuńPoczątek - genialny. Kocham te rozmowy chłopaków. Lekkie i zabawne dialogi. Naprawdę mi się podobają. Lubię humor podszyty drugim dnem. Tu się nie da tego przeoczyć.
Ciekawi mnie też wątek Jacka i Jennifer. Tu wyczuwam inne emocje niż w jej drugiej relacji. Więcej czystości, trochę dezorientacji. Też bardzo mnie to interesuje.
A swoją drogą, chwalę Cię jeszcze za to, że nie mam się zupełnie do czego przyczepić. Gratulacje.
Pozdrawiam,
candlestick z crownsjewel.blogspot.com
Jakże się cieszę, że doceniłaś dialogi! I humor! Jestem osobą o dość specyficznym poczuciu humoru i czasami bawią mnie rzeczy, które innych nie bawią i nie zawsze jestem pewna, czy to co piszę rzeczywiście jest choć trochę zabawne ;)
UsuńRzeczywiście, Jack i Jennifer to połączenie zupełnie inne niż Jennifer i Matt czy nawet Jennifer i Domenico. Które dojdzie do skutku - się okaże :p
Bardzo dziękuję za komentarz ;*
Nie lubię jak ktoś zaczyna rozdziały, części, prologi, epilogi i inne od myślnika i wypowiedzi. Po prostu nie lubię, denerwuje mnie to i sama chyba tak raz czy dwa zaczęła i innych też to zdenerwowało. Zastanawia mnie czy zaczynanie od dialogu w taki sposób jest błędem. Masz może o tym jakieś informacje?
OdpowiedzUsuńJa wiem i rozumiem, że Jeni nie miała łatwego dzieciństwa, że należało ono raczej do trudnych i chłodnych, ale nic jej nie tłumaczy. Ona urządziła sobie z żywych ludzi spektakl i zasiadła na widowni. Dominico załapał u mnie minusa, taką dużą krechę za to że dał się wciągnąć w tą jej grę i zaserwował jej to przedstawienie. Jack mi zaimponował, bo jednak nie chciał bitki i szukał kompromisu, na dodatek miał całkiem trafne argumenty. Mam nadzieję, że Domi nie będzie tak Jenni we wszystkim ustępował, bo to by było nudne i takie aż za słodkie.
Nadrobiłam xD Jestem z siebie dumna, że udało mi się to w tak krótkim czasie, a teraz szybciutko lecę do pracy, bo nie zdążę...
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com
Nie mam pojęcia, czy zaczynanie w ten sposób rozdziału jest błędem, ale nie wydaje mi się. W książkach też można się z tym spotkać. Pocieszę Cię tym, że jest to jeden z niewielu (a być może nawet jedyny) rozdział rozpoczynający się w ten sposób. Choć ja osobiście nie mam z tym problemu ;)
UsuńAno, Jennifer nie jest taka cudowna i oprócz ciemnej strony, która się ludziom podoba, ma jeszcze taką, za którą niekoniecznie się przepada. Spokojnie, Domi pokaże charakterek, mam wielkie plany w stosunku do niego...
Bardzo Ci dziękuję za wszystkie komentarze i jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem, że nadrobiłaś wszystko w tak krótkim czasie ;)
Pozdrawiam
CHŁOPCY <3 Ubóstwiam niezmiennie, nieprzerwanie, jak się tylko da XD
OdpowiedzUsuńPojęcia nie masz, jak cudnie mi się czytało o Jacku i Jennifer, którą dziś nazwałam w myślach suką ze sto razy. Pępek świata się znalazł. Chociaż tak naprawdę, to… może bym to jakoś przebolała, gdyby nie to, że uderzyło to w bezpieczeństwo Jacka xD
No i komentarz Matta na koniec – "W ogóle nie zwróciła na mnie uwagi". Biedny :c
Dzisiaj nikt mnie nie zaintrygował tak jak Charlie. Wiedziałam, że on coś nawywija, ale póki co nawet nie mam cienia podejrzeń co do tego, co to będzie. I dobrze. Liczę na element zaskoczenia :]
Zgadzam się z wypowiedzią Takiej Miłości w kwestii spektaklu. A Domenica nadal nie trawię. xD
Pozdrawiam,
Hagiri z Rozmów Międzymiastowych
Ano, Jennifer sobie dzisiaj zasłużyła na określanie jej takim brzydkim słowem ;)
UsuńMyślę, że odnośnie Charliego element zaskoczenia jak najbardziej będzie miał miejsce. Liczę, że nawet o wiele więcej... Ale zanim się wyjaśni, co też tam ktoś nawywijał, minie jeszcze sporo czasu ;)
Dziękuję za komentarz :D
Jen rzeczywiście w pewnym sensie zachowała się bardzo hm... wyrozumiale, bo mogła przecież odwrócić się na pięcie i zostawić Jacka samego z problemem, ale z drugiej strony... była mu to chyba winna. Nie zrobił nic złego, ona trochę rozdmuchała sprawę, więc należało mu pomóc. Nie musiała, ale powinna, więc myślę, że zachowała się w porządku.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie cały czas, co ona w ogóle kombinuje... No bo mija kolejny rozdział, a ona nadal nie wygląda na seryjną morderczynię. Wręcz przeciwnie, zachowuje się trochę jakby brakowało jej czułości, obecności mężczyzny przy swoim boku i jakiegoś uczucia. A to raczej nie są cechy, które cechują bezwzględnego zabójcę. Dlatego zastanawiam się czy ona ma tak jakby hm... dwa wnętrza? czy po prostu coś kombinuje:D Nie dziwie się Jackowi, że był taki uważny w tej rozmowie. Wszystko mogło go przecież wydać. Ale jak się okazało - przedobrzył:D Ciekawa jestem czy ich znajomość rzeczywiście się ma tym zakończy. Czuję że nie, ale o tak jestem ciekawa:D
Pozdrawiam! ;*
Hm.. Jennifer jest bardzo rozbudowaną postacią, która swoje zachowania dobiera do okoliczności. Ma wiele twarzy, a większość z nich jest grą. Natomiast wnętrze ma tylko jedno, choć jak na razie jeszcze nie odkryte ;)
UsuńJasne, że znajomość Jacka i Jennifer nie zakończy się w ten sposób, ale o tym później :p
Ściskam ;*
Nieeee... A czemu tak?
OdpowiedzUsuńDotychczas Jennifer była moją jedną z najulubieńszych bohaterek, a teraz w sumie trochę mam jej dość. Rozumiem - jest twarda, profesjonalna, morduje ludzi z zimną krwią. Ale żeby dorosły mężczyzna pracujący w FBI bał się samego stania obok niej? A zaraz potem inny dorosły, szanowany, rozsądny mężczyzna wdaje się w bójkę dla niej? Oj ciency ci panowie, ciency, hehe :p
Ale Matt! Najlepszy charakter jak na razie :D I biedny, tak totalnie olany przy końcówce :c xd
Czekam na kolejny rozdział, zwłaszcza na wyjaśnienia, dlaczego Charlie tak zmiękł na widok tej kartki (?) i wspomnieniu o nagraniu. On w spisku? Nieee :|
Pozdrawiam :*
Ano, strach Jacka był bardziej związany z rozsądkiem niż tchórzostwem. To taki normalny odruch, gdy człowiek znajduje się w niebezpiecznej sytuacji. Trudno się dziwić ;) A pana Rocoli nic nie usprawiedliwia :p
UsuńMoże spisek to za duże słowo... Powiedzmy, że Charlie popełnił kilka błędów w przeszłości i jakoś nie bardzo ma ochotę, by wyszły one na jaw. Ale na wyjaśnienia trzeba jeszcze będzie trochę poczekać ;)
Całuję ;*
Trafiłam na twojego bloga zupełnie przypadkowo. Widząc interesujący opis zaczęłam czytać i powiem szczerze, że na pierwszy rzut oka nie przypuszczałam, że ta historia ma tak ogromny potencjał! Dziewczyno, masz naprawdę duży talent. Twoja historia jest niebanalna, wciągająca i trzymająca w napięciu.
OdpowiedzUsuńMam tyle pytań jeśli chodzi o życie Jennifer. Jaka ona jest naprawdę, co siedzi w jej głowie i tak dalej. Jest niezwykle intrygującą postacią i nigdy nie wiadomo jaki będzie jej następny ruch. Jack, Matt i Danny również są świetni. Ta trójka wymiata. Z pozoru są zupełnie inni, ale jeśli jest już jakaś akcja, to uzupełniają się nawzajem. To super. Jestem ciekawa jak przebiegnie ich rozmowa ze Spluwą.
Ogólnie to możesz być pewna, że zdobyłaś nową, wierną czytelniczkę. :) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam!
Jej, bardzo dziękuję! Cieszę się, że moja historia przypadła Ci do gustu :)
UsuńPostaram się powoli, powolutku wyjaśniać wraz z kolejnymi rozdziałami wszystkie tajemnice Jennifer (oczywiście nie za szybko). Super, że podobają Ci się chłopcy :)
Bardzo dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że Cię nie zawiodę ;)