Łóżko
Jennifer było tak wygodne, że gdy już się w nim położyła,
wcale nie miała ochoty wstawać. Tym bardziej, że wciąż była
niewyspana. Gdy więc zadzwonił budzik, oznajmiając, że dochodzi
godzina szesnasta (Jennifer odsypiała poprzednią noc spędzoną na
dachu opuszczonej szkoły w West Garfield Park), żałowała, że nie
ma przy sobie karabinu maszynowego albo bomby do uciszenia go. Nie
chciało jej się jednak wyciągać ręki spod cieplutkiej kołdry i
wyłączać alarmu. To byłaby zbrodnia przeciwko łóżku.
Gdy
jednak do jej sypialni wpadła pewna torpeda o imieniu Mia, nie miała
wyjścia. Dziewczynka wskoczyła na łóżko i zaczęła się
wydzierać.
-
Wstawaj, Jennifer! WSTAWAJ!
-
Nie masz czasami opcji "Drzemka"? - spytała zaspana
Jennifer spod kołdry.
Mia
nachyliła się nad nią i ściągnęła jej okrycie z głowy.
-
Charlie powiedział, że jeśli nie wstaniesz sama, to mam cię oblać
kubłem zimnej wody – oznajmiła złowieszczym tonem.
Jennifer
natychmiast zerwała się z łóżka. Jakoś nie miała ochoty na
zimny prysznic o poranku. To znaczy po południu. Zwłaszcza, że
wiedziała, że Charlie potrafi dotrzymać słowa.
Jennifer
udała, że nie widziała zawiedzionej miny Mii.
Najmłodsza
członkini Rodziny Fabiano wyglądała jak aniołek. Miała śliczną
buzię, sięgające pasa brązowe włosy i zadarty nosek. Duże,
ciemnobrązowe oczy odziedziczyła po tacie, a promienny, zaraźliwy
uśmiech – po mamie.
-
Jadłaś coś? - spytała Jennifer.
-
Nie mogłam! - zawołała dziewczynka. - Jestem zbyt podekscytowana!
-
Nie pójdziesz nigdzie bez śniadania. - Jennifer nie dawała za
wygraną, mimo że wielkie oczy siostry wywiercały jej dziurę w
brzuchu.
-
Chyba kolacji?
Jennier
machnęła ręką, to nie było istotne.
-
Proszę! - zawołała Mia, składając ręce jak do modlitwy. - Ja
chcę się już zacząć szykować!
Jennifer
westchnęła, zrezygnowana. Nigdy nie potrafiła odmówić siostrze.
Zwłaszcza, że na ten dzień Mia czekała od bardzo, bardzo dawna.
Dzisiaj miał odbyć się bal charytatywny u pana Mauriex, na którym
Rodzina Fabiano po raz pierwszy miała pokazać się w komplecie.
Razem z małą Mią, która debiutowała w wielkim świecie. Trudno
się więc dziwić jej podekscytowaniu.
-
No dobrze, to zrobimy tak – Jennifer nachyliła się i szepnęła
jej do ucha: - Pójdziesz na dół i poprosisz Laurie, żeby zrobiła
nam coś pysznego. Potem przyniesiesz to do mojej garderoby, gdzie
zrobimy pokaz mody, żeby wybrać kreacje. Zgoda?
Mia
aż zapiszczała z radości i od razu pobiegła na dół.
Jennifer
przeciągnęła się, próbując rozpędzić zmęczenie. Miała
ochotę na długą, odprężającą kąpiel, ale wiedziała, że nie
było na to czasu. Postanowiła, że weźmie szybki prysznic.
Gdy
wychodziła z łazienki z mokrymi jeszcze włosami, Mia czekała już
na nią w garderobie. Siedziała na fotelu, machając nogami, które
nie dosięgały ziemi, a na stoliku obok czekały paluszki rybne,
sałatka grecka, wino dla niej i sok malinowy dla Mii. Przyniosła
też ze sobą stertę swoich ubrań, które miała zamiar
przymierzyć. Jennifer dziękowała w duchu Charliemu za to, że
nastawił jej budzik nie godzinę albo dwie, ale trzy godziny
wcześniej.
Mia
podskoczyła, gdy Jennifer weszła do garderoby.
-
Mogę być pierwsza? Proszę! Proszę! Proszę! - zawołała, skacząc
na fotelu.
-
Zjadłaś coś? - Jennifer spojrzała na nią surowo.
Mia
spuściła głowę. Starsza dziewczyna wzięła jednego paluszka i
zamachała jej przed nosem.
-
Na razie tylko jeden, dobrze? Musisz być silna, żeby dać radę
przymierzyć te wszystkie sukienki. Proszę, nie każ mi się bawić
z tobą w samolocika. Chyba jesteś już na to za duża?
Mia
po długim zastanowieniu i ociąganiu się zjadła paluszka. Potem,
przeszczęśliwa, rozpoczęła pokaz mody. Jennifer w tym czasie
rozkoszowała się sałatką, w odpowiednich momentach klaszcząc i
wiwatując, a w innych bucząc. W końcu, po czterdziestu minutach
przebierania, Mia i Jennifer wybrały śliczną, lawendową sukienkę,
w której dziewczynka wyglądała jak księżniczka.
Teraz
przyszła kolej na Jennifer, która zapowiedziała, że nie zacznie,
dopóki Mia porządnie się nie naje. Dziewczynka posłuchała, choć
nie bez marudzenia. Jennifer mogła zacząć. Nie powiedziała
siostrze, że strój na ten wieczór miała już zaplanowany, wybrany
wspólnie z jej stylistką, Anette, która pomagała jej za każdym
razem, gdy Jennifer musiała pokazać się publicznie. Nie chciała
jednak sprawić jej zawodu, więc przebierała się we wszystko, co
proponowała Mia. W końcu wybrały długą, dopasowaną czerwoną
suknię bez ramiączek. Tak jak chciała Anette.
Wkrótce
pojawiły się fryzjerka i makijażystka. Dina uczesała obu
dziewczynom taką samą fryzurę – luźnego koka, a Debbie zrobiła
im makijaż. Jennifer – seksowny i wyrazisty, a Mii – delikatny i
dziewczęcy. Obie były bardzo zadowolone z efektu końcowego, choć
Mii więcej frajdy przyniosło jego uzyskanie.
O
wpół do dziewiętnastej w drzwiach pojawił się Charlie,
wystrojony jak nigdy.
-
Ale panienka dziś pięknie wygląda – zachwycił się od progu.
-
Nie wydurniaj się, Charlie – odparła Jennifer, rzucając ostatnie
spojrzenie do lustra.
-
Nie mówiłem do ciebie, tylko do panienki Mii. - Ściszył głos,
choć Jennifer i tak wszystko słyszała: - Jest panienka pewna, że
chce się pojawić na balu z tym... czymś? Przecież panienki
siostra wygląda, jakby banda sikorek zrobiła sobie gniazdo na jej
głowie.
Mia
zachichotała, a Jennifer oparła ręce na biodrach i rzuciła mu
ostrzegawcze spojrzenie.
-
Przestań, Charlie – powiedziała Mia. - Jennifer jest śliczna.
-
Dobrze, drogie panie, nasze limo czeka pod domem.
Na
bal jechali wszyscy, choć dwoma limuzynami. Stryj Giancarlo,
Saverio, Marco Costello i Luca Locci pojechali już dawno temu.
Jennifer, Mia i Charlie jechali razem z Ricky'm, jednym z jego
ochroniarzy, Peterem, Enzem ze swoją nową towarzyszką na
dzisiejszy wieczór, Ritą, i Tonym.
Mimo
że Jennifer na ogół nie lubiła spędzać czasu ze swoją rodziną,
dzisiaj, wyjątkowo, panowała wesoła atmosfera. Pierwszy zauważył
to Ricky i skwitował, mówiąc, że "sztywniaki jadą drugim
autem."
Dotarli
na miejsce nieco spóźnieni, ale w dobrych humorach. Mia była tak
podekscytowana, że w limuzynie nie potrafiła spokojnie wysiedzieć.
-
Jak tak dalej pójdzie, to jeszcze będziemy musieli się z nią
męczyć do rana – zauważył Charlie z uśmiechem.
Jennifer
wcale by to nie przeszkadzało. Woliła towarzystwo Mii niż
nadętych, fałszywie uprzejmych sztywniaków. Lubiła spędzać czas
z młodszą siostrą, choć zwykle nie miała go dla niej aż tak
dużo.
Gdy
wyszli z limuzyny, przywitał ich błysk fleszy. Bal u tego Francuza
był ważnym wydarzeniem, a oprócz Rodziny Fabiano, pojawiały się
na nim inne ważne szychy. Nic dziwnego, że miejscowe brukowce
żerowały tu dzisiaj. Chciały wyłapać jakąś sensację.
-
Uśmiechnij się ładnie – szepnęła Jennifer do siostry. - Chyba
nie chcesz wyglądać jak zombie na okładkach jutrzejszych gazet.
Mia
natychmiast posłuchała. Wcale nie peszyła ją obecność
paparazzich, którzy okazali żywe zainteresowanie pojawieniem się
po raz pierwszy publicznie najmłodszej Fabiano. Ruszyła dzielnie
przez tłum, dotrzymując kroku siostrze.
W
środku było już spokojniej. Orkiestra grała łagodne, odprężające
nuty, a po marmurowych posadzkach przechadzali się wystrojeni
goście. Po wścibskich paparazzich nie było śladu.
Jennifer
zauważyła stryja stojącego w sporej grupce osób. Wzięła Mię za
rękę i ruszyła, by zameldować, że dotarły. Ricky, Charlie i
Peter ruszyli za nimi.
Giancarlo
Fabiano stał w otoczeniu Luci, Saveria, Marca, gospodarza balu
Jacome'a Mauriex i... Jennifer poczuła, że kolana się pod nią
uginają, a serce przyspiesza do rozszalałego galopu. Wśród tych
wszystkich ludzi stał Domenico Rocoli i patrzył właśnie na nią.
Dziewczyna skuliła się pod mocą tego spojrzenia, ale za nic w
świecie nie chciałaby, by przestał.
-
Cieszę się, że dotarliście – powiedział Giancarlo, gdy ich
zobaczył. Oczywiście ani w jego głosie, ani w oczach nie było ani
krztyny radości.
-
Ominęło was przemówienie pana Mauriex – odezwał się niskim,
grubym głosem Marco Costello.
Marco
Costello był kolejną niezastąpioną bronią Rodziny Fabiano.
Podobnie jak Enzo i Ricky, pełnił fukncję kogoś w rodzaju
kapitana w ogromnej armii Giancarla Fabiano. Był to mężczyzna o
szerokich barach i wielkiej posturze, wzrostem przewyższający
każdego na przyjęciu. Miał jajowatą głowę, krótko
przystrzyżone czarne włosy, małe, piwne oczka i nos w kształcie
kartofla. Nie grzeszył urodą, ale to się nie liczyło. Był wielki
i straszny. A do tego w stu procentach lojalny wobec szefa. Wzbudzał
lęk w każdym, kto go zobaczył i nikt nie chciał zajść mu za
skórę.
-
Nie rozpaczamy nad tym – zaśmiał się Ricky, a ojciec zgromił go
spojrzeniem.
Ricky
Fabiano miał postawione na żel brązowe włosy, jeszcze ciemniejsze
oczy i wąskie usta jak Giancarlo. Był nawet przystojny, choć dość
niski. Wzrostem nie przewyższał nawet Jennifer.
-
Ależ to nic, to nic – zawołał Jacome Mauriex, krępy, elegancki
staruszek w okrągłych okularach. - Cieszę się, że państwa
widzę. Panienko Fabiano, wygląda pani zjawiskowo. Niestety, muszę
udać się do innych gości. Życzę dobrej zabawy.
I
zniknął w tłumie gości. Jennifer zastanawiała się, czy to aby
nie była tylko wymówka, by opuścić towarzystwo najbardziej
niebezpiecznej rodziny w Chicago. W sumie, to wcale by się nie
zdziwiła.
Na
jego miejsce pojawił się Enzo z Ritą i Tonym.
Melodia
grana przez orkiestrę zmieniła się i teraz była żywsza, bardziej
skoczna. Mia podskoczyła i pociągnęła za sobą Ricky'ego.
-
Chodź, zatańcz ze mną, proszę – błagała.
Ricky,
mimo że nie wyglądał na najszczęśliwszego, nie miał wyjścia i
zabrał małą Mię na parkiet.
-
Kim jest ta urocza osóbka? - spytał Rocoli, patrząc za nimi.
-
To moja bratanica – wyjaśnił Giancarlo. - Siostra Jennifer.
Rocoli
spojrzał na dziewczynę swoimi świdrującymi oczyma, a ona nie
potrafiła zdobyć się na nic więcej niż tylko nieśmiały
uśmiech.
-
Tak więc, wracając do naszej rozmowy – odezwał się nagle
Saverio – będzie zawsze do pana dyspozycji.
Rocoli
leniwie przeniósł swoje spojrzenie z Jennifer na jej kuzyna.
-
A jeśli ktoś będzie miał równie naglącą sprawę? - spytał.
-
Jestem pewien, że w jakiś sposób uda nam się to pogodzić.
Rocoli
zamyślił się i znów spojrzał na Jennifer.
-
A cena?
-
O żadnych pieniądzach nie będzie mowy, gdy już wstąpi pan do
Rodziny.
-
Czy wszyscy mają takie przywileje?
-
Nikt oprócz pana ich nie potrzebuje. Wystarczy im ochrona pana
Fabiano, ich wrogowie nie wymagają interwencji... - urwał, jakby
powiedział coś niewłaściwego, po czym poprawił się: - Nie
wymagają specjalnego traktowania.
-
Rozumiem.
Zapadła
cisza. Jennifer próbowała w jakiś sposób wyłapać sens tej
rozmowy, ale ten wyślizgiwał się jej przez palce. Wzruszyła więc
ramionami i, korzystając z tego, że obok przechodził kelner,
gwizdnęła mu jeden z kieliszków szampana. Nie wiedziała, dlaczego
Rocoli tak na nią działał, ale po ich pierwszym spotkaniu miała
wielką ochotę urźnąć się jak świnia i robić rzeczy, na które
normalnie by się nie odważyła. A skończyło się na bijatyce i
porachunkach z gliniarzami.
-
Czy człowiek Larottich powiedział coś? - spytał nagle Enzo.
Kieliszek
zamarł w połowie drogi do ust Jennifer. Dziewczyna spojrzała na
Spluwę z niedowierzaniem.
-
Człowiek Larottich?
-
Owszem – przyznał Charlie. - Pamiętasz tych policjantów z
wczoraj? Nie chciałem ci tego mówić przy obcych, ale to
skorumpowani dranie wysłani przez Larottich po ciebie. Żaden
normalny glina nie zbliżyłby się do nikogo z nas.
Jennifer
wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.
-
Po mnie?
-
Tak. Ci tchórze myślą, że gdy dostaną ciebie, będą mogli sobie
pozwolić na wszystko.
-
Jak to? - Jennifer gubiła się w tym coraz bardziej. - Przecież
między Rodzinami panuje pokój, prawda?
Spojrzała
pytająco na Giancarla, ale ten nie kwapił się, by jej
odpowiedzieć.
-
Myślę, że to nie jest odpowiednie miejsce i czas na takie rozmowy
– rzekł w końcu.
-
Ale faktem jest, że Larotti pozwolili sobie na zbytnią bezczelność
– odezwał się Enzo. - Atak na Jennifer to jak atak na pana,
szefie. Nie możemy pozwolić, by czuli się bezkarni.
-
Co więc proponujesz? - spytał milczący do tej pory Luca Locci. -
Mamy wypowiedzieć im wojnę?
Spluwa
uniósł ramiona i rozejrzał się po twarzach zgromadzonych.
-
Czemu nie? Mamy dość siły. Rozwalmy łeb temu skorumpowanemu
bydlakowi, a jego truchło podrzućmy pod próg Larottich. To będzie
ostrzeżenie. Przecież i tak nic nie mówi, prawda?
-
Uparcie milczy – odpowiedział mu Marco. Jego usta wykrzywiły się
nagle w złowieszczym uśmiechu. - Ale spokojna głowa, jeszcze
zmusimy go do gadania.
-
W to nie wątpię – mruknął Enzo dziwnym głosem.
Giancarlo
Fabiano wymienił spojrzenia ze swoim doradcą. Jennifer wydało się,
że ta dwójka właśnie odbyła niewerbalną rozmowę, jakby knuli
coś, o czym nie może dowiedzieć się nikt inny.
-
Nie jesteście głodni, panowie? - spytał nagle Luca, łapiąc się
za wielki brzuch. - Podobno serwują tu dziś pyszności.
Poklepał
Enza po ramieniu i ruszył razem z nim i jego nieobecną duchem
towarzyszką w stronę syto zastawionych stołów. Saverio i Tony
poszli w ich ślady. Natomiast Giancarlo skinął głową na Marca
Costella i odszedł do jakichś ludzi, najprawdopodobniej swoich
"przyjaciół". Towarzystwo rozeszło się. Zostali tylko
Jennifer, wspomniany wcześniej wielkolud, Charlie, Peter i Rocoli.
Po
chwili dołączyli do nich zmęczeni tańcem Ricky i Mia. Dziewczynka
wyglądała na uradowaną, choć nie umordowaną, a Jennifer była
wdzięczna, że jej siostrzyczka nie musiała wysłuchiwać tego
wszystkiego, o czym mówili przed chwilą.
-
Widzieliście, jak tańczyłam? - spytała, robiąc wielkie oczy.
-
Oglądać panienkę na parkiecie to prawdziwy zaszczyt – pochwalił
ją Rocoli, puszczając do niej oko. - Czy sprawi mi panienka tę
przyjemność i zatańczy ze mną krótki taniec?
Mia
aż zapiszczała z radości, gdy przystojny mężczyzna wyciągnął
do niej rękę. Chwyciła ją, rumieniąc się okropnie i pozwoliła
zaprowadzić się na parkiet. Jennifer posłała ciepły uśmiech
Rocolemu, który zdążył jeszcze zerknąć na nią przez ramię.
-
On cię wodzi za nos – syknął Charlie, patrząc za dziewczynką i
jej nowym tanecznym partnerem. Ricky i Peter zdążyli już zniknąć
w tłumie gości.
Jennifer
posłała mu gniewne spojrzenie.
-
Wcale, że nie – oburzyła się. - Jest po prostu miły.
-
Jest miły, bo czegoś od ciebie chce. Powiedz mi, ilu znasz ludzi,
którzy są bezinteresownie mili?
Jennifer
nie potrafiła mu odpowiedzieć na to pytanie. Prychnęła wściekle,
ta rozmowa w ogóle jej się nie podobała.
-
O co ci chodzi?
-
Tracisz dla niego głowę.
-
Mylisz się.
-
Zachowujesz się jak niedoświadczona uczennica. Musisz wziąć się
w garść.
-
Jesteś zazdrosny? - syknęła do niego Jennifer z jadowitą
satysfakcją. Nie chciała słuchać żadnych lekcji. Nie od
Charliego.
Chłopak
spojrzał na nią powoli poważnym wzrokiem.
-
Martwię się o ciebie. Przecież wiesz.
-
Tak? - Jennifer skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na
przysłuchującego się ich rozmowie Costella. - Co myślisz o
Domenicu Rocolim, Marco?
Mężczyzna
zastanowił się nad odpowiedzią. Zmarszczył brwi, jakby nie było
to wcale takie łatwe.
-
Myślę, że ma łeb na karku – powiedział w końcu. - Jest
porządnym chłopem i dobrze traktuje twoją siostrę. Jest dla
ciebie odpowiedni, prodigio.
Jennifer
spojrzała butnie na Charliego, zadzierając głowę do góry. A ten
tylko wywrócił oczami i odszedł bez słowa.
-
Dzięki, Marco – westchnęła zadowolona dziewczyna.
-
Nie ma sprawy – odparł mężczyzna. - Powiedziałem tylko to, co
myślę, prodigio.
Jennifer
uśmiechnęła się pod nosem. Marco Costello wzbudzał powszechne
przerażenie i nikt nie posądziłby tego wielkiego mięśniaka o
bycie łagodnym. Rzeczywistość była jednak inna. Na co dzień
mężczyzna siał postrach na zlecenie szefa, ale w towarzystwie
Jennifer zmieniał się w troskliwego wujka. I zdawało się, że
tylko ona znała go od tej strony. Był dla niej dobry, uprzejmy i
pomocny, jak nikt inny (oczywiście nie licząc Charliego) okazywał
troskę o nią. Nazywał ją "prodigio", a to w wolnym
tłumaczeniu znaczyło mniej więcej "cudowne dziecko."
Jennifer uwielbiała, gdy tak do niej mówił, mimo że od dawna nie
była już dzieckiem.
Jej
przemyślenia przerwało pojawienie się Mii i Rocolego. Dziewczynka
była czerwona na twarzy od wysiłku, ale jej usteczka nie
przestawały się uśmiechać.
-
Jak było? - spytała Jennifer, usilnie starając się skupić wzrok
na siostrze, ale ten ostatnio uparł się, żeby płatać jej figle i
co chwilę uciekał w stronę przystojnego mężczyzny.
-
Super! - zawołała Mia. - Nico tańczy lepiej niż ktokolwiek inny.
Ale teraz strasznie chcę mi się pić. Idziemy do stolika, Jennifer?
-
Ja z tobą pójdę – zaproponował Marco, wyciągając do niej rękę
i posyłając wymowne spojrzenie starszej siostrze.
Jennifer
podziękowała mu bezgłośnie, a już po chwili została sam na sam
z Domeniciem Rocolim, który jak zwykle świdrował ją spojrzeniem
ciemnych oczu.
-
Nico? - Jennifer uniosła brew, nie mogąc powstrzymać
uśmiechu.
Mężczyzna
rozłożył bezradnie ręce.
-
Cóż mogę rzec? Twoja siostra jest przekonywująca. I potrafi
wywiercić dziurę w brzuchu.
-
To cała Mia!
Przez
moment panowała cisza, w trakcie której ich radosne uśmiechy
zmieniały się powoli w bardziej tajemnicze i zagadkowe, a powietrze
dookoła zaczęło drgać od gęstniejącego napięcia.
Rocoli
wyciągnął rękę w stronę Jennifer.
-
Czy mogę prosić do tańca?
Dziewczyna
bez zastanowienia podała mu dłoń i dała zaprowadzić się na
parkiet. Los chciał, że orkiestra grała właśnie jakąś
romantyczną balladę. Rocoli przyciągnął Jennifer do siebie i
wolną ręką objął ją w talii. Byli blisko. Bardzo blisko.
Zaczęli powoli kołysać się w rytm muzyki, a ruch ten sprawił, że
dziewczynie zrobiło się jeszcze bardziej gorąco. Musiała walczyć
z pragnieniem przywrzenia do mężczyzny całym ciałem. Uznała, że
najlepszym sposobem walki będzie rozmowa.
-
Zdecydował się pan już? - wypaliła, odsuwając się od niego na
tyle, by widzieć jego twarz. Piękną twarz.
-
Zdecydowałem na co? - spytał uprzejmie Rocoli.
-
Czy przyjmie pan propozycję mojego stryja?
Uśmiechnął
się dobrodusznie.
-
Wciąż się zastanawiam.
-
Może ja będę w stanie pomóc panu dokonać wyboru? - zaproponowała
Jennifer, posyłając mu zagadkowe spojrzenie.
-
Jestem pewien, że jesteś w stanie zrobić wiele rzeczy.
Znowu
to robił. Znowu jej pochlebiał. A ona znowu pozwalała, by te
pochlebstwa zagłuszyły jej czujność. To było już irytujące,
jak bardzo słaba była przy nim.
Tymczasem
Rocoli zasępił się, jakby nie potrafił znaleźć odpowiedzi na
nurtujące go pytanie.
-
Wszystko w porządku? - spytała Jennifer z zaciekawieniem.
-
Zastanawiam się... - urwał, jakby nie będąc do końca pewny, czy
może mówić dalej. - Zastanawia mnie ta sprawa z Larottimi –
powiedział w końcu. - Czy twoja rodzina ma z nimi na pieńku?
Jennifer
westchnęła. To były stare dzieje. W zasadzie sprawa sięgała
jeszcze czasów jej ojca. Wielkie Rodziny Chicago jakoś nigdy nie
potrafiły żyć ze sobą w zgodzie. I mimo że na ogół panował
pokój, co jakiś czas dochodziło do starć, które kończyły się
zwykle dość brutalnie. Nie było trudną sztuką sprowokować inną
Rodzinę. Czasami wystarczyło tylko złe słowo albo krzywe
spojrzenie, żeby wywołać wojnę.
-
Parę miesięcy temu stryj wypatrzył jakiś dobrze zapowiadający
się interes – zaczęła Jennifer ostrożnie, by nie powiedzieć za
dużo. - Chodziło o jakiś hazard czy coś takiego. W każdym razie
lokal znajdował się w Ashburn, które kontrolowali Larotti. Stryj
nie powinien był tego robić, ale przed oczami miał takie góry
pieniędzy, że w końcu przejął lokal i całą dzielnicę.
Rocoli
zrobił zaskoczoną minę.
-
Twój stryj nie wygląda na kogoś, kto popełnia głupie błędy.
-
To nie był błąd – poprawiła go Jennifer. - W każdym razie nie
w mniemaniu stryja. Larotti byli wściekli, ale nie mieli dość
siły, by postawić się stryjowi. A on o tym doskonale wiedział.
Tak było do czasu...
-
Córka Larottiego wyszła za Ronalda Canorego – odezwał się
Rocoli, jakby nagle wszystko zrozumiał. - Ich Rodziny zawiązały
sojusz. Są silniejsze.
Jennifer
skinęła powoli głową.
-
Dokładnie. Podwoili swoje siły. Do tej pory panował pokój. Choć
sądziliśmy, że Larotti tylko czekają na zaczepkę z naszej
strony, ale widocznie w końcu wzięli sprawy we własne ręce.
Rocoli
puścił dłoń Jennifer i pogładził jej policzek, spoglądając na
nią z troską. Dziewczyna wzięła głęboki wdech, by opanować
rwące się do przodu serce.
-
Nie boisz się? - spytał z przejęciem mężczyzna.
-
Nie mam czego – odparła z trudem Jennifer. - Nawet połączeni
Larotti i Canore nie mają szans z potęgą mojego stryja.
-
Są jeszcze Gambioni – przypomniał Rocoli, kładąc obie dłonie
na jej talii i przyciskając ją mocniej do siebie.
Jennifer
otoczyła ramionami jego szyję i przytuliła skroń do jego
policzka. Zamknęła oczy, rozkoszując się tą cudowną chwilą. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie było jej tak dobrze.
-
Gambioni to nie problem – odezwała się niechętnie. Sama już nie
wiedziała, co mówi. - Przekabacę ich na naszą stronę. A jeśli
wesprą Larottich i Canorech, to czeka nas wojna. Ale to my wyjdziemy
z niej zwycięsko.
-
Skąd ta pewność? - Rocoli mówił wprost do jej ucha; jego oddech
przyjemnie ją łaskotał.
Uśmiechnęła
się pod nosem i w końcu otworzyła oczy. Zapatrzyła się w jakiś
bliżej nieokreślony punkt.
-
Mamy przecież mnie – wyjaśniła takim tonem, jakby to było
oczywiste. - Mamy Marca Costella i Grupę Szturmową Spluwy. Nikt nam
nie podskoczy.
-
Oczywiście – szepnął Rocoli głosem, który jeszcze wczoraj
powodował, że uginały się pod nią kolana. Ale teraz było już
inaczej.
Jennifer
zauważyła coś, co wzbudziło jej zainteresowanie i Rocoli mógł
sobie robić ze swoim głosem, co tylko chciał, ale on już na nią
nie działał.
Odsunęła
się od niego delikatnie, ignorując jego nic nierozumiejący wzrok.
Wspięła się na palce i wyszeptała mu do ucha:
-
Wybacz, ale muszę cię przeprosić na chwilę.
Pocałowała
go jeszcze w policzek na pożegnanie i pozostawiła na środku
parkietu z głupią miną. Może potem Jennifer będzie żałować
swojego postępku, ale teraz były ważniejsze sprawy.
Rozejrzała
się w poszukiwaniu Charliego, ale jego nigdzie nie było. Trudno,
tym razem musiała poradzić sobie sama.
***
Przedstawiam rozdział nr 6. Jak Wam się podoba? Ja jestem strasznie podekscytowana, bo powoli akcja zaczyna się rozkręcać. No i w końcu mogłam przedstawić mojego kochanego Marco, nie mówiąc już o Mii! Ciekawe, jak spodoba Wam się siostra Jennifer :) A jeśli chodzi o Marco, to na początku pojawia się rzadko, ale później będzie miał dość duże znaczenie. Wszystkich zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z jego postacią w zakładce "Bohaterowie".
Zapraszam do czytania i komentowania :D
Ściskam,
Naiada
Przedstawiam rozdział nr 6. Jak Wam się podoba? Ja jestem strasznie podekscytowana, bo powoli akcja zaczyna się rozkręcać. No i w końcu mogłam przedstawić mojego kochanego Marco, nie mówiąc już o Mii! Ciekawe, jak spodoba Wam się siostra Jennifer :) A jeśli chodzi o Marco, to na początku pojawia się rzadko, ale później będzie miał dość duże znaczenie. Wszystkich zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z jego postacią w zakładce "Bohaterowie".
Zapraszam do czytania i komentowania :D
Ściskam,
Naiada
No i mamy kolejny rozdział! ^^
OdpowiedzUsuńJejku, nie wiem jak to powiedzieć, żeby brzmiało rozsądnie, ale ja tak zwyczajnie, tak po prostu... nie chcę, żeby Jennifer była z Rocolim :( Oboje działają na siebie jakąś dziwną siłą, a ona - taka twarda, bezwzględna i opanowana - mięknie, gdy tylko on jest w pobliżu. Nie podoba mi się to :/ No ej...
Mia jest urocza :3 Zawsze chciałam mieć młodszą siostrę (albo starszego brata), może właśnie przez historie takie jak Twoja - relacje sióstr są przedstawione tak słodko, wesoło, rozczulająco (choć w realu bywa to czasem inaczej "Zostaw moje rzeczy!" / "Won z mojego pokoju!" / "Znowu podsłuchiwałaś?!" / "Wyskakuj z kasy albo wszystko powiem rodzicom" - taaak, rodzeństwo bywa koszmarne...).
Choć dalej ilość bohaterów do zapamiętania i rozróżniania jest miażdżąca - przynajmniej dla mnie xd Chyba to sobie rozrysuję i przypnę do ściany :p
Rozdział fajny, choć ja tam czekam aż będzie się działo więcej niż pokaz mody i tańce xD No i gdzie są moi chłopcy! Właśnie! :o Co z nimi zrobiłaś, kobieto? Oddaj :c
I jeszcze ten fragmencik, który strasznie mi się spodobał: "Przez moment panowała cisza, w trakcie której ich radosne uśmiechy zmieniały się powoli w bardziej tajemnicze i zagadkowe, a powietrze dookoła zaczęło drgać od gęstniejącego napięcia." Niby nic, a czytałam kilka razy :D Ślicznie ujęte, o!
Dużo weny i do następnej soboty, jak widzę ;)
Jej, fajnie to nazwałaś: "działają na siebie jaką dziwną siłą", trafnie ujęte ;)
UsuńJa mam młodszą siostrę (nawet dwie) i starszego brata i jest całkiem ok. Jasne, że kłótnie się zdarzają, ale rodzeństwo tak naprawdę może żyć w zgodzie :D Jennifer i Mia dorastały, mając praktycznie tylko siebie, a Jennifer, czując się odpowiedzialną za młodszą siostrę, ze wszystkich sił starała się uchronić ją od świata, w którym żyły. Tak to mniej więcej wygląda :)
Możesz też zajrzeć do zakładki "Bohaterowie", myślę, że okaże się przydatna, gdy nie będziesz wiedziała, kto jest kim ;)
Chłopcy pojawiają się w co drugim rozdziale, choć niedługo może to ulec zmianie :P
Jej, dziękuję za to ostatnie! To niesamowite, gdy ktoś doceni taki szczególik, zwłaszcza, że akurat tego nie byłam do końca pewna xD
Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam :D
Fajnie, że mam czas usiąść i komentować na bieżąco podczas czytania.
OdpowiedzUsuń"Opcja drzemka" oj tak, u dzieci by się taka przydała. Popieram w tym Jennifer.
Co do dzieciaczków, to w opowiadaniach wolę raczej uroczych łobuziaków niezależnie czy damskiej czy męskiej płci, a nie takie przesłodzone maluchy co to się ciągle uśmiechają, stroją, itd. Wolę takich pomysłowych berbeciów, co sami sobie organizują czas i z tego wynikają różne czasami śmieszne, a czasami groźne sytuacje. Mia jakoś nieszczególnie przypadła mi do gustu, ale to może jeszcze ulec zmianie, bo wszystko jest możliwe.
"sztywniaki jadą drugim autem" - świetny tekst, ale kto to mówił, kim jest i jak wygląda?
Nazwisko Costello kojarzy mi się z pornosami i chyba nie potrafię się pozbyć tego skojarzenia xD Wiem, że być może nie powinienem się z tobą tym skojarzeniem dzielić, ale co mi tam... w końcu naprawdę jest taka seria pornosów "Master Costello".
Właśnie ja też próbuje wyłapać sens tamtej rozmowy (chyba mam wiele wspólnego z Jennifer). Tylko ja już mam pewną teorię odnośnie tego "rodzinowania się". Czyżby celem tego pana była Jennifer? Ciekawe jacy byliby, gdyby przyszło im się hajtnąć xD
"Nie jesteście głodni, panowie?" - czyżby Jennifer nie zauważył? Cóż za dyskryminacja płci pięknej. W ogóle jak można nie dostrzec takiej kobiety i ją tak bezczelnie pominąć? Dostrzegam brak manier i klasy u tego pana.
No i tu skończyłem czytanie bo nie wezwano na późny obiad... wybacz, dokończę gdy zjem i wtedy dopisze komentarz.
j-i-s.blogspot.com
Czyżby Charlie był zazdrosny o Jennifer? Wydaje mi się, że tak, że potajemnie się w niej od dawana podkochuje, że to nie jest tylko taka przyjaźń, ani więzi jak braterskie. Być może ona traktuje go jak przyjaciela, jak takiego starszego brata, ale on ją... może i tak traktuje, ale swoje myśli i swoje czuje.
UsuńLubię Marco ;-) Choć niewiele go i czegoś mi brak w jego postaci. Mam też wrażenie, że oni chcą Jennifer zeswatać z Dominikiem i przez to Marco tak go zachwalał.
Nazwisko Dominika kojarzy mi się z rukolą xD - wybacz, ale dziś mam jakieś skojarzenia co chwila, nie wiem od czego tak mi się zrobiło... xD
Podoba mi się ta opowiastka o mafijnych porachunkach. Ciekawe, ciekawe. Podoba mi się jak budujesz ten gangsterski i mafijny półświatek.
Póki co jednak jest nudnawo. To już szósty rozdział, a ciągle się nic nie dzieje... znaczy niby się dzieje, ale... czegoś mi brak i jeszcze nie umiem tego nazwać, ale jak się zorientuje czego mi brakuje to ci napiszę.
Mia jest... hm, myślę, że jest takim światełkiem radości w Rodzinie Fabiano, taką uroczą, wesołą osóbką, której okrutny świat jeszcze nie dosięgnął. Może jeszcze zmienisz o niej opinię, zobaczymy :)
UsuńMówił to Ricky Fabiano, syn Giancarla i kuzyn Jennifer, jego wygląd opisany jest nieco niżej :)
Serio?! Nie wiedziałam o tych pornosach... Większość tych wszystkich włoskich nazwisk wymyślałam sama, ale akurat "Costello" jakoś tak się trafiło i bardzo przypadło mi do gustu. No to teraz mam... Skojarzenie z pornosami, po prostu super... :P
Hehe, w zasadzie Luca nie nie zauważył Jennifer, tylko zwracał się bezpośrednio do panów, a konkretnie do Enza. Choć może rzeczywiście uchybił swoimi słowami Jennifer, ale ona jakoś niespecjalnie się tym przejęła. Nie wiem, staram się, ale nie jestem jakoś wybitnie obyta w zakresie savoir vivre'u ;)
Co do Charliego nie będę się wypowiadać, sam się domyśl ;)
Cieszę się, że chociaż Marco przypadł Ci do gustu. Nie martw się, jeszcze trochę i będzie go więcej. Co do Twoich przypuszczeń... Są ciekawe ;)
Jak mówiłam, większość nazwisk wymyślałam sama i być może mnie też przez myśl przeszła rukola, gdy wymyślałam je dla Domenica :D
Jej dziękuję Ci bardzo za to ostatnie. Wiem, że opowiadanie nie jest idealne, ale właśnie ten półświatek to coś, na czym zależy mi najbardziej. Chciałabym przedstawić go w jak najbardziej wiarygodny i ciekawy dla czytelnika sposób. Po Twoich słowach wnioskuję, że na razie mi się to udaje. Co do tej nudy... może i rzeczywiście się rozleniwiłam... Ale spokojnie, już niedługo :D A jak już Cię olśni, czego brakuje, to będę bardzo wdzięczna, gdy dasz mi znać :D
Bardzo dziękuję za komentarz xD
Pozdrawiam
Poważnie są takie pornosy, bardzo klimatyczne zresztą, brutalne, sadomasochistyczne (musiałem kiedyś coś opisać, i że nie chciałem testować na żonie pewnych reakcji... w życiu by mi na to nie pozwoliła, to byłem zmuszony obejrzeć pornosa i przewinął się akurat ten Costello xD).
UsuńDomenica będę spolszczał, bo ja w ogóle większość imion itd spolszczał. Więc dla mnie to od dzisiaj jest Dominik Rukola!
Nie mówię nie, może Mia jeszcze polubię.
Ja akurat zasady dobrego wychowania znam, a te obecne na początku XX wieku musiałem przez opowiadanie przyswoić... wiesz... pierwotnie Rodrigez miał być dżentelmenem, ale potem mi schamiał...
Wiem czego mi brak - reakcji. Już tłumacze. Ludzie przeczesują włosy, jak się denerwują to dłubią w paznokciach, wybałuszają oczy, poruszają brwiami - reagują gdy mówią i gdy odbierają słowa - nie mówię by takie wstawki były po każdym słowie czy zdaniu, ale od czasu do czasu by się przydały i nadały opowiadaniu więcej życia (to tak moim zdaniem tylko i wyłącznie).
No widzisz, gdybym wiedziała wcześniej, to bym się bardziej zastanowiła, czy nadać Marcowi takie właśnie nazwisko. A tak to będzie Ci się teraz kojarzył z pornosami :P Ale może tylko Tobie...
UsuńDominik Rukola jest ok. Nawet mu pasuje ;)
Ja też myślałam, że znam zasady dobrego wychowania, ale widać jeszcze dużo rzeczy mi umyka. Ale spokojnie, jeszcze się doszkolę. To nic, że Rodrigez Ci schamiał, ja tam nawet wolę chamów :P
Aha, wiem o co Ci chodzi z tymi reakcjami. Myślałam, że panuję nad tym, ale widać, że to kolejna rzecz, która mi umknęła. Postaram się to naprawić w następnym rozdziałach i wielkie dzięki za naprowadzenie mnie na to :)
Polubiłam Mię :D Taki śliczny aniołek, jeszcze nie skażony tym wszystkim, w co wplątana jest niemal cała jej rodzinka. No właśnie, zastanawiam się, czy ona jest we wszystko wtajemniczona, czy wcisnęli jej jakiś kit o bogatym stryjku? Pewnie to drugie, bo to w końcu jeszcze dziecko.
OdpowiedzUsuńGiancarlo wydaje mi się taki chłodny, opanowany... Aż za bardzo. Rozumiem, że musi trzymać fason jako głowa tak ważnej rodziny, ale chwilami wręcz przesadza. Wszystkich, nawet Jennifer, która jakby nie było jest dla niego lojalna i bardzo przydatna, traktuje z góry. Zostawmy, go, on za bardzo działa mi na nerwy.
Odniosłam takie wrażenie, że Charlie jest zazdrosny o Domenica?takie odniosłam wrażenie, po tej jego przemowie. Chociaż przyznaję mu rację - Mi facet też się nie podoba. Czuję, że coś knuje i próbuje wykorzystać biedną Jenny która się w nim zauroczyła. Może się mylę, ale mu nie ufam. I bardziej myślałam, że może los zetknie naszą bohaterkę z którymś z chłopaków , na przykład Matt'em? W końcu on jest takim romantykiem xD W ogóle to tęsknię trochę za chłopakami, ale pocieszam się, że następny rozdział pewnie będzie o nich :D
Buziaki :*
Cieszę się, że polubiłaś Mię :D Ona nie jest wtajemniczona w interesy stryja, jak to słusznie napisałaś: "w końcu to jeszcze dziecko: ;)
UsuńGiancarlo już po prostu taki jest i chyba nie tylko Tobie działa na nerwy xD
Cóż, o Charliem nie będę się wypowiadać. Nico może wydawać się takim trochę krętaczem. Ale spójrz na to z jego strony - ma przed sobą twardą dziewczynę, która nawykła do pozbawiania ludzi życia. Nawet jeśli ona mu się podoba, to mimo wszystko musi uważać. A jaki jest lepszy sposób na zapewnienie sobie bezpieczeństwa niż rozkochanie w sobie potencjalnego zabójcy? :D Matt - romantykiem? Jej, nie sądziłam, że taki się właśnie wydaje. Coś mi chyba jednak nie poszło w kreowaniu jego postaci :P Ale to nic, niech będzie ;)
Jak słusznie zauważyłaś, następny rozdział będzie o chłopakach, więc nie martw się :D
Bardzo dziękuję za komentarz ;*
Mia jest przesłodka :D
OdpowiedzUsuńNie wiem, ale mnie ten cały Domenico działa na nerwy. Nie lubię sukinkota i od początku mu nie ufam.
Co innego Charlie – jego mam ochotę ukochać, podobnie jak chłopaków, za którymi znowu mi tęskno.
Wiem, że rozdziały bez nich też są potrzebne, ale ja już tak mam :d Lubię tych łobuziaków.
Ciekawa jestem, czym spowodowana jest reakcja Jennifer. Dziewczyna zna się na swojej robocie, na dodatek ma całkiem silny instynkt. Czyżby zauważyła któregoś z chłopców?
Z rozdziału na rozdział ja ją coraz chętniej shipuję z Jackiem. Jak tak nie będzie, to ja chyba jakieś fanfiction stworzę xD
Pozdrawiam Cię ciepło,
Hagiri z Rozmów Międzymiastowych
Heh, radzę nie wyrabiać sobie jednej, niepodważalnej opinii o którymś z bohaterów, bo nie wszyscy są tacy, jak się wydaje. Będą ewoluować wraz z rozwojem akcji, także jeszcze wstrzymaj te nerwy ;)
UsuńMuszę się przyznać, że gdy pisałam to opowiadanie, nie sądziłam, że Charlie wzbudzi taką sympatię. Ale strasznie się z tego cieszę, to równy gość :D Oj, no wiedziałam, że znów będziesz tęsknić za chłopakami... Może kiedyś uda mi się stworzyć tak wypełniony akcją i wszystkim innym rozdział z Jennifer, że zapomnisz o nich na chwilę ;)
Na razie jesteś chyba pierwszą osobą, która się zainteresowała reakcją Jennifer. No, zobaczymy, co z tego wyniknie ;)
I w dodatku jako jedyna do tej pory "shipujesz" ją z Jackiem :D Może na razie wstrzymaj się z tym fanfiction, choć nie ukrywam, że Twoje przywiązanie do moich bohaterów sprawia mi ogromną radość :D
Bardzo dziękuję za komentarz xD
Ślę całusy ;*
Mała zyskała moje serce;D Jest przesłodka, ale wydaje mi się też, że ma idealne warunki na bycie gwiazdą. Czuje się doskonale wśród ludzi, w ogóle nie odczuwa wstydu, a ten pokaz mody jej chyba się bardzo podobał. Będzie błyszczeć w przyszłości, tak coś czuję:D
OdpowiedzUsuńBardzo podobała mi się ta rozmowa odnośnie różnych Rodzin. Teraz naprawdę poczułam, że obracamy się w świecie mafijnych porachunków, gdzie nigdy nie wiadomo kto ci wbije nóż w plecy. Podoba mi się to, że jest tych Rodzin kilka i nasi bohaterowie mają przeciwników. To zapowiada się naprawdę ciekawie i już zacieram rączki na jakieś zerwanie paktów, sojuszu i jakieś krwawe jatki:D Ale w tym momencie najbardziej ciekawi mnie co takiego zobaczyła Jen i co 'musi załatwić sama'. Czyżby ten wieczór miał się jakoś krwawo zakończyć? xD A może zobaczyła naszych trzech muszkieterów? :D Pozdrawiam i czekam na kolejny! ;*
Tak, Mia jest taką gwiazdeczką ;) Tak bardzo się cieszę, że ją polubiłaś, bo jak już zdążyłam zauważyć, nie wszyscy lubią dzieci jako bohaterów...
UsuńJej, ale się cieszę, że poczułaś ten klimat :D Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz, ale krwawych jatek na pewno nie zabraknie ;)
No, przekonamy się, co też takiego zainteresowało Jennifer w kolejnym rozdziale :P
Bardzo dziękuję za komentarz :*
Uwielbiam gangsterskie i mafijne klimaty i ktoś kto o tym wie polecił mi twój blog. Nie mogłam przejść obok niego obojętnie i planowałam czytać i komentować, ale mój telefon nie łapał na wsi sygnału i ledwie co otwierał mi stronę czasami jedną przez pół godziny, dlatego darowałam sobie pisanie komentarzy i postanowiłam skoncentrować się na czytaniu. Rozbiłam sobie jednak notatki tak by skomentować wszystko z miejsca, gdzie zasięg jest bardziej przychylny mej osobie, czyli z domu i przy pomocy laptopa.
OdpowiedzUsuńPodzielę komentarz jednak nie na rozdziały, a na bohaterów, tu wyjątkiem będzie tylko prolog.
Prolog mnie nie zaciekawił i postanowiłam być z tobą tutaj szczera. Nudził mnie, bo śmierć bohaterów, których nie poznałam i do których się nie przywiązałam nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Dzieci też były mi właściwie obce i nic nie sprawiło bym pałała do nich sympatią. Sądziłam więc, że prolog to jakby zakończenie, a od pierwszego rozdziału będziesz właśnie dążyła do prologu. Pomyliłam się, bo okazało się, że pierwszy rozdział ma miejsce jakąś dekadę po wydarzeniach z prologu. Jednak prolog szczerze mówiąc mnie nie zaciekawił. Zupełnie inaczej było z rozdziałami.
Teraz zastanawiam się od czego zacząć i chyba zacznę od rodzinki Jennifer:
Wujaszek Giancarlo Fabiano mnie zafascynował. Właściwie nie zrobił nic by okupić moje serducho, ale jemu się to udało. Jest dokładnie takim jakim wyobrażałam sobie wielkiego mafiozę obracającego się w świetle reflektorów, kamer i błysku fleszy. Fundacje, datki, legalne biznesy, a pomiędzy tym ten mafijny świat. Jak to mawiają "pierwszy milion trzeba ukraść, a potem po co zmieniać metodę, skoro ta jest skuteczna". Bardzo interesuje mnie przeszłość tego człowieka i jego braci. Planujesz może jakieś retrospekcje? Może na łożu śmierci, tak pod koniec?
O reszcie z rodziny Fabiano nie było za dużo, poza Jennifer, Amelią i Charlesem.
Charles wydaje mi się śliskim typkiem. Nie zrobił niczego za co mogłabym go nie lubić, ale nieszczególnie przypadł mi do gustu. Jeśli jest tak jak sugerują niektórzy powyżej, że kocha on Jeni, to dlaczego pozwala jej babrać się w tym bagnie? Chyba wtedy starałby się ją z tego wyciągnąć, prawda?
Amelia także mojego serca nie kupiła, ale ja właściwie nie przepadam za dziećmi, chyba że są jakieś szczególne. Dziewczynka raczej typowa modnisia, co wychowuje się bez większych zmartwień, a pomimo tego nie wydaje mi się być rozpuszczona. Niejadkiem jest jak mój synek tylko w naszym przypadku nie było pokazów mody, a układanie kolejki na stole co mu przywoziła małe kanapeczki, nawet się śmiałam, że Japończycy w barach Sushi mają pływające łódki, a my w domu mamy pociąg jeżdżący po stole, ale czego się nie zrobi dla dziecka, dlatego rozumiem Jeni i pokazałaś ją z winnym świetle, jako osobę zastępującą matkę swojej młodszej siostrze. Ciekawe tylko czy chciałaby by małą spotkał taki sam los jak ją, by zabijała, by wujek ją wykorzystywał. Jeśli nie, to nichże weźmie tego bachorka pod pachę i wynosi się gdzie pieprz rośnie.
sama Jeni... jak dla mnie to jedna wielka zagadka. Widzę jej negatywne jak i pozytywne strony. Jest nieco za pewna siebie i chciałabym by ktoś tarł jej nosek, z drugiej strony lubię też gdy ona uciera nochale innym. Myślę, że taki kop między nogi od tej damy się temu nowemu należy, co tam się koło niej przypałętał. Do niego też nie czuje sympatii, ale go lubię ... jak to brzmi? Źle, ale jest pierwsza w nocy więc mój umysł właśnie ucina sobie drzemkę, ale oczy jeszcze widzą litery a palce suną po klawiaturze więc pragnę dokończyć komentarz. W kolejnym bo w tym już się nie zmieści wytłumaczę co sądzę o Domienicku (?), chyba Domienicku.
Jeszcze wtrącę na moment coś o rodzicach Jennifer, a właściwie o jej tatusiu - najprzystojniejszy jest ze wszystkich, jeśli mam wybierać pod kątem wyglądu z zakładki bohaterów. Szczerze żałuję, że nie uczyniłaś go Domienicem... boże jak się to jego imię odmienia?
OdpowiedzUsuńZanim jednak przejdę do Dominika (będzie po polsku) to najpierw trochę o panach agentach, którzy są tak profesjonalnymi agentami jak ja baletnicą czy panią od tapetowania i malowania ścian. Wcale nie są profesjonalni. Właściwie to zastanawiam się jak większość z nich skończyła szkołę i nie mówię tu o szkole, która gwarantowała im przyjęcie do FBI, a o podstawówce. No dobra, może trochę przesadzam, bo Dany jest nawet inteligentny i pasuje mi na informatyka, ale on to chyba z takimi zdolnościami to powinien siedzieć w domku, w pokoiku i tylko się tym zajmować, a nie chwytać się za coś czego nie potrafi i pakować się z bronią za pasem na teren wroga - dobry człowiek, ale obsadzony w złej roli jakbyś na siłę starała się zrobić każdego z trzech do wszystkiego się nadających i przez to wychodzi, że się do niczego nie nadają.
Matt - uwielbiam tego aktora, u mnie jest Filipem. Właściwe to nie... nie uwielbiam tego aktora, bo nie widziałam z nim za dużo filmów i nie mogę oceniać. Podoba mi się jego wygląd - nie jest ani szczególnie ładny, ani jakiś mocno napakowany i przystojny, a jednak ma coś takiego w sobie co przyciąga wzrok. Tylko lubię go w starszej wersji, takiej z jakiej i ty użyłaś zdjęcia, czyli z zarostem i takimi średnio blond włosami, a nie tego dzieciucha w siwych z gładkimi policzkami. Wracając jednak do twojej twórczości i Matta, to jego widzę właśnie w akcji - umie strzelać, zjednywać w sobie ludzi, ma gadane, a to że jest podrywaczem to pomimo tego, że raz ich to wpędziło w kłopoty to i tak jest bardziej atutem niż wadą. Jego bym dała właśnie na bale charytatywne, przyjęcia, dyskoteki i kluby i jego bym zakręciła przy Jeni. Mówiąc, że jego bym zakręciła przy Jeni to nie jako chłopaka czy faceta na stałe, a bardziej faceta do łóżka i lekarstwo na stres - kilka nocy, wspólne wygibasy na parkiecie, noc w samochodzie patrząc w gwiazdy, ale bez czułych i romantycznych słówek - wzajemna sympatia i dobre pieprzenie - widzę ich w takim zestawieniu, naprawdę.
Natomiast o trzecim panu nie umiem powiedzieć nic. Ledwie pamiętam jego imię, bo spamiętuje tych, którzy wbijają się sami w moją pamięć, nie robiąc przy tym niczego an siłę. Ten mi się w pamięć nie wrył, tak więc niczym szczególnym mnie nie zafascynował, ani za serce nie chwycił. Ot, taki normalny policjant, mam wrażenie też, że dobry strateg i taki most zwodzony między swymi partnerami z FBI, ale nie przepadam za nim.
Teraz nadszedł czas na Domienico... ale to dłuższy temat to też w kolejnym komentarzu. Mam nadzieję, że będzie ci się chciało tyle czytać, i że cię swoimi przemyśleniami nie zanudzę.
Domienico mnie zafascynował. Nie lubię go, bo przeczuwam, że jest draniem i że ta jego dżentelmenskość, obycie, maniery to tylko poza, a nawet jeśli nie poza to bije od niego taką despotycznością? Może nie aż tak, bo nie wydaje mi się by był szczególnym tyranem, ale takim w minimalnym tego słowa znaczeniu z pewnością jest. Czuć od niego władzę, męskość, stanowczość i mam wrażenie, że Jeni jest na tyle mocnym charakterem, że jeśli ich z sobą połączysz, to... przemoc domowa, awantury i mordobicie w jednym będzie zawarte i to będzie właśnie w ich związku. Nie jestem pewna czy dobrze przewiduje i chciałabym się mylić, ale... on mi idealnie pasuje do takiej roli. Pasuje mi do roli faceta, który uwiedzie, zafascynuje, rozkocha, a potem się będzie rządził i rządził i rządził, a Jeni nie da sobą rządzić. I teraz najlepsze - jeśli on się takim okażę, to ja go polubię, bo będzie nietuzinkowy, niecodzienny, ciekawy jako postać. Zły człowiek, ale o takim złym człowieku, który czasami ma dobre intencje fajnie byłoby poczytać.
OdpowiedzUsuńTo chyba na tyle, bo póki co więcej przemyśleń na temat bohaterów nie mam. O akcji za to za dużo powiedzieć nie mogę bo ona się dopiero rysuje mozolnie i niesamowicie długo, ale to nawet lepiej, że się nigdzie nie śpieszysz i pozwalasz zapoznać się najpierw ze swoimi bohaterami.
Pozdrawiam i weny, weny, weny życzę.
zgadnij-kim-jestem.blogspot.com
Jej, dziękuję za tak obszerny komentarz!
UsuńPrzykro mi, że prolog Ci się nie spodobał. Do tej pory wszyscy mówili mi, że jest ciekawy. No, ale nic, każdego nie da się zadowolić. Dziękuję za szczerość ;)
Super, że Giancarlo przypadł Ci do gustu. To jest postać, która nie wszystkim się podoba właśnie ze względu na to, że jest taki zimny i mało kontaktowy. Ale ja też nie potrafiłam wyobrazić go sobie inaczej, więc taki właśnie jest. Jeśli chodzi o retrospekcje... Nie myślałam nad tym, ale teraz, gdy podsunęłaś mi taki pomysł, poważnie się nad tym zastanowię :)
Charlie jest... skomplikowanym człowiekiem. I wie, że wyciągnięcie Jennifer z tego "bagna" leży poza zasięgiem jego możliwości. Trwa więc przy niej i stara się jakoś ją upilnować. Nie wiem, czy to wyłapałaś (być może za słabo to zaznaczyłam), ale w rozdziale drugim było powiedziane, że Charlie poprzysiągł, że nigdy więcej nie pozwoli, by skrzywdzono rodzinę Emilia.
Fajnie, że Jennifer jest taka nieodgadniona, o to właśnie mi chodziło ;)
Taak... Gdzieś już zaznaczyłam, że sympatia do chłopaków trochę przysłoniła mi oczy i zrobiłam z nich profesjonalistów od siedmiu boleści... Ale postaram się trochę to naprawić w następnych rozdziałach :)
Matt pasowałby do Jennifer w takiej wersji, jak to przedstawiłaś. Wręcz ja sama nie potrafiłabym tego trafniej ująć. A Jack jeszcze zaskoczy, zapewniam :)
Domenico... Nie chcę za wiele zdradzać, bo nie chcę psuć niespodzianki. Mogę jedynie powiedzieć, że jeszcze nie raz zmienisz o nim zdanie ;)
Akcja już niedługo ruszy z kopyta, więc spokojnie :D
Bardzo, bardzo dziękuję za taki wnikliwy komentarz i ocenę bohaterów. To jest najlepsza wena, jaką mogłam otrzymać :)
Pozdrawiam
Co do Charliego, to "dla chcącego nic trudnego" - takie oto przysłowie mi się nasunęło. Poza tym czy Jennifer nie krzywdzi to co robi? Te zabójstwa na pewno zostawiają na niej piętno.
UsuńMam nadzieję, że połączysz seksualnie Jenni i Matta.
Czekam z niecierpliwością aż Jack zaskoczy xD To "zaskoczy" brzmi trochę jak byśmy mówiły o motocyklu lub samochodzie co nie chce odpalić i takie "no w końcu zaskoczy!".
Nie chciałabym by Domenico był za dobry... zawiodłabym się na tym. Ja oczekuje kogoś męskiego w twoim opowiadaniu, takiego czasami nawet drania, ale z urokiem osobistym i jemu by ta rola pasowała.
Witam.
OdpowiedzUsuń6 prezentuje się wybornie. Ale pozwolisz, że wyrzucę z siebie na początek kilka uwag?
Po pierwsze, jakoś nie pasują mi te nawiasy. Zwłaszcza na samym początku. To znaczy, wystarczyłoby to wpleść w zdanie. Coś w stylu "nocna impreza dała się jej we znaki". Byłoby od razu mniej dziennikarsko. Bo to jak przypis w artykule wygląda.
Po drugie, w scenie z Mią bardzo dużo razy powtarzasz jej imię. Pomyśl może o zamiennikach: "siostrzyczka", "mała", "dziewczynka" - to by trochę upłynniło tekst.
Ale poza tym, chciałabym Ci powiedzieć, że Mia ukradła moje serce. A ja nie lubię dzieci, więc wcale nie jest to łatwe. Ta mała wydaje się tak urocza, że nie sposób jej nie lubić. W dodatku, no halo, która dziewczynka nie lubi zabawy w pokaz mody?
Już Ci kiedyś chyba pisałam, że bardzo lubię klimat Chicago i historie gangsterskie (jako fanka Synów Anarchii jestem w tych toksycznych więziach rodzinnych zakochana). Samo to, że Rodziny pisane są wielką literą dodają temu wszystkiemu tej wyjątkowej atmosfery.
Świetnie też wplotłaś w dialog wyjaśnienie tych wszystkich zażyłości. Bardzo zręczny zabieg - na piątkę z plusem <3.
Sam pomysł tego blichtru, paparazzich też jest świetny. To dodaje rangi rodzinie Jenny.
W dodatku, ta chemia między Jenny i Domenico jest wyczuwalna w każdym geście i w każdym słowie. Majstersztyk!
Mam nadzieję, że wybaczysz mi moje uwagi i uwierzysz mi na słowo, że jestem zachwycona, pomimo nich.
Pozdrawiam Cię serdecznie,
candlestick z crownsjewel.blogspot.com
Jak najbardziej pozwalam na kilka uwag na początku :)
UsuńOj te nawiasy to takie trochę moje zboczenie :P Gdybym mogła, to wszędzie wstawiałabym nawiasy, a nawet nawiasy w nawiasach. Ale dziękuję, że zwróciłaś mi uwagę na to, że wygląda to bardzo dziennikarsko. Postaram się pohamować swoje zapędy ;)
Aha, zamienniki. To jest akurat jedna z rzeczy, w których jestem beznadziejna. Po prostu niektóre słowa nie pasują mi, by zamieniać je z imionami bohaterów. I w ten sposób jeszcze bardziej tonę w tym bagnie... Ale postaram się bardziej, obiecuję :)
Tak się cieszę, że lubisz Mię! W ogóle zdania na jej temat są bardzo podzielone, aż normalnie będę sobie zapisywać, ile ma głosów za, a ile przeciw ;)
Jej, jej, jej, dziękuję! Tak bardzo się staram, by to wszystko wyglądało prawdziwie, ale nie sztucznie. Wygląda na to, że nawet mi wychodzi.
Nie mam Ci czego wybaczać. Gdyby nie Twoje uwagi, to bym znów wzniosła się nie wiadomo jak wysoko, nie skupiła się tak bardzo na pisaniu i pewnie popełniła jakiś błąd. A tak to trzymam się ziemi :)
Bardzo dziękuję za komentarz :)
Pozdrawiam
Jejuś, wreszcie ktoś kto ma jak ja jeśli chodzi o te nawiasy (nawet w twoje komentarze wplotłam chyba nie jeden nawias i zdarzył się też nawias w nawiasie xD) - O proszę i już kolejny (nawias).
UsuńRocoli nie pochwalił zdolności Jennifer. Kobieta poczuła się niedoceniona to i dreszcze przestały po niej wędrować pod wpływem jego głosu. Ja tam jej się nie dziwię, ale Domina i tak uwielbiam <3
Charliego choć nie szczególnie lubię to jest mi go szkoda, bo ta zołza Jeni go nie docenia, ale nie mogę się na nią o to złościć bo za bardzo zdobyła moją sympatię.
W ogóle to nie wiem jak to jest, że moją sympatię zawsze zdobywają te złe postacie:
Morderczyni na zlecenie Jenn
Jakiś gangster, którego jeszcze nie wiem do jakiej grupy zaliczyć i jak sprecyzować Domi
I do tego podrywacz, który w mojej opini zaruchałby wszystko co się rusza gdyby tylko to coś miało ładną twarz i zgrabną dupę, no i oczywiście było kobietą (nie chciałam tak przedmiotowo pisać, ale jakoś mnie tak wzięło po wypowiedzi mojego Huberta (jednego z bohaterów), który tak właśnie przedstawił pociąg seksualny wielu mężczyzn).
Dziwi mnie trochę, że reszta twoich bohaterów jest taka nie męska, trochę nierealna. Dana to jeszcze rozumiem, bo z daleka wyczuwam, że to gej (albo ktoś kto na takiego się stylizuje charakterem i wyglądem - jakoś zawsze miałam uraz do mężczyzn z długimi włosami), ale Jack, Charlie, Fabiano - żaden z nich nawet nie zerka na kobiety, nie chce wyłudzić numeru i nie planuje z żadną uprawiać seksu. Nie wodzą maślanymi ślepiami, a nawet nie rozmawiają z sobą tak po chłopsku (po męsku, ale mniej kulturalnie i bez ograniczeń, gdy są w swoim męskim gronie).
A jednak udało mi się skomentować szóstkę ;)
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com