sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 4. Ofiara

Jennifer stała przed lustrem, krytycznie przyglądając się swojemu odbiciu. Nie byłoby prawdą, gdyby powiedziała, że nigdy nie przejmowała się swoim wyglądem. Tylko dziewczyny, które za wszelką cenę chcą być uznawane za wyluzowane, tak mówią. A tak naprawdę wszystkie przykładają wagę do swojego wyglądu, czasem mniejszą, czasem większą, ale zawsze. Jennifer miała to szczęście, że nie musiała poświęcać dużo czasu swojej urodzie, a i tak wyglądała zniewalająco. Jednak w przeciwieństwie do pozostałych, nie robiła tego dla innych – chłopaków, koleżanek czy nieznajomych – ale dla siebie. Tylko i wyłącznie dla siebie. Być może dlatego, że był to jeden z niewielu aspektów jej życia, nad którym miała stuprocentową kontrolę.
Jej pracodawców nie obchodziło, jak wyglądała, dopóki potrafiła wykonać zadanie, za które jej zapłacono. Nawet stryj nie mieszał się w to, co nazywał aspetto generale, chyba że akurat miała pokazać się publicznie razem z nim. W pozostałych przypadkach ufał, że bratanica go nie zawiedzie i pozwalał jej na swobodę.
Dzisiaj jednak nie wystarczyło, żeby Jennifer podobała się sobie. Dzisiaj musiała prezentować się nienagannie dla innych. Zatem dłużej niż zwykle zajęło jej ślęczenie przed lustrem.
Dzisiaj Jennifer szykowała się na kolejną Akcję. Ta jednak była trudniejsza i zupełnie inna od pozostałych. Ta Akcja nie miała się zakończyć tej nocy, ale trwać dłużej. Kto wie, jak długo? Na tej Akcji nie miało być trupów, choć ofiara była przewidziana. I to jaka...
Rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju wkroczył jak zawsze uśmiechnięty Charlie.
Pokój Jennifer, co dla niektórych mogłoby wydać się dziwne, wbrew pozorom wcale nie był ciemny czy mroczny. Dziewczyna najwyraźniej uznała, że w całym jej życiu jest za dużo ciemności i mroku, żeby jeszcze umieszczać je w sypialni. Chociaż pewnie nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. W każdym razie w pokoju królował błękit i najróżniejsze jego odcienie. Podłoga składała się z pięknych, ciemnobrązowych paneli, a meble były zrobione ze szlachetnego drewna o podobnym kolorze. Baldachim i pościel ogromnego łóżka miały odcień ciemnego niebieskiego, wręcz wpadającego w chaber, a długie zasłony stanowiły przyjemny misz-masz złota i błękitu. W sypialni, oprócz łóżka i równie wielkiego lustra, było jeszcze biurko z komputerem, jak zwykle zawalone i zabałaganione, obrotowe krzesło i dwa wygodne fotele o obiciu nawiązującym do łóżka. Drzwi po prawej od wejścia prowadziły do maleńkiego przedsionka, z którego można było się dostać do przepięknej łazienki i garderoby o wymiarach wielorybiego żołądka. Owszem, Jennifer żyła w przepychu, ale wcale tego nie zauważała. Gdy ktoś od zawsze żyje w tak "bajecznym" świecie, nigdy nie będzie w stanie go docenić. Chociaż świat Jennifer już od dziesięciu lat nie przypominał bajki.
- Gotowa? - spytał Charlie, wyciągając do niej rękę.
Dziewczyna zignorowała go i z powrotem odwróciła się do lustra.
- Po co to ciągle robisz? - zdziwił się chłopak. - Przecież wyglądasz obłędnie.
- Chcę sobie poprawić humor – wyjaśniła Jennifer ze słodkim uśmiechem, po czym chwyciła wciąż wyciągniętą rękę Charliego. - Idziemy?
- Pewnie, twój ukochany czeka już od dobrych pół godziny.
Jennifer zgromiła go wzrokiem.
- Jeśli jeszcze raz tak go nazwiesz, wydłubię ci oczy łyżką i każę je zeżreć.
Charlie zaśmiał się, nie zwracając uwagi na groźbę dziewczyny. Był chyba jedynym człowiekiem na świecie, który miał na to przyzwolenie. Gdyby ktoś inny pozwolił sobie na taką nonszalancję w stosunku do Jennifer Fabiano... Cóż, lepiej nie mówić tego na głos...
- Panie przodem – rzekł Charlie uroczyście, kłaniając się i przepuszczając dziewczynę w drzwiach.
- Nie wydurniaj się – zgasiła go.
Wyszli na korytarz i ruszyli przed siebie. Nawet głupi hol w rezydencji Fabianów był urządzony z przepychem. Podłoga była wyłożona białym marmurem, na oknach wisiały zasłony z ciężkiego atłasu, a obrazy na ścianach to autentyki, a nie jakieś marne podróbki.
- Co jeszcze możesz mi o nim powiedzieć? - spytała Jennifer Charliego, gdy przemierzali długi korytarz. Rezydencja Fabianów była ogromna i nieraz przejście z jednego pomieszczenia do drugiego zajmowało niewiarygodnie dużo czasu.
- Ma trzydzieści lat. - Charlie jak zwykle był przygotowany. - Czerpie zyski z handlu narkotykami. Nie należy do żadnej z Rodzin i z żadną nie ma powiązań. Jak na wolnego strzelca radzi sobie całkiem nieźle. Zaszedł wysoko.
- To wszystko już wiem – mruknęła Jennifer. - Może okazać się przydatny.
- Jak najbardziej. Myślę, że w innym przypadku szef wcale by się nim nie zainteresował. A tymczasem chce, żebyś go przekabaciła. Podobno Larotti chcą położyć na nim swoje chciwe łapska, więc musisz trzymać rękę na pulsie.
Jennifer skinęła głową w milczeniu, jeszcze raz na spokojnie przypominając sobie plan działania i wszystko, co wiedziała o swojej ofierze.
Zatrzymali się u szczytu schodów. To była ostatnia szansa, żeby spokojnie porozmawiać. Ofiara czekała w salonie na parterze, który nie był odgrodzony od holu żadnymi drzwiami, tylko otwartym łukiem.
- Dasz radę? - spytał Charlie z niepokojem w głosie, próbując spojrzeć jej w oczy, ale Jennifer skutecznie unikała kontaktu wzrokowego.
- Jasne, w końcu jest facetem, nie? - upewniła się, patrząc w przestrzeń.
- No... - mruknął Charlie.
- Więc jest mój.
Ruszyła schodami w dół. Jej głowa była zupełnie pusta, nie kłębiły się w niej żadne myśli. Nie bała się i nie ekscytowała. Była spokojna i wyciszona, przygotowana w stu procentach na czekające ją zadanie. Pewnym krokiem wkroczyła do salonu.
Było to chyba jedno z największych pomieszczeń w rezydencji. Piękne, błyszczące panele w kolorze bursztynu przykrywał gruby, czerwony dywan. Po prawej stronie stał kominek stylizowany na dziewiętnasty wiek. Wokół niego ustawione były sofy i fotele przykryte drogim, bordowym obiciem i stojące na nogach w kształcie złotych łap. Na ścianach wisiały obrazy Veronesego i Caracciego. Wielkie okna wpuszczały dużo światła, sprawiając, że salon, mimo przepychu, wydawał się jasny i przytulny, a wiszące nad nimi ciężkie, czerwono-złote zasłony dodawały mu jeszcze więcej elegancji. Nie było tu ani telewizora (znajdował się w osobnej sali kinowej), ani regałów na książki, ani żadnych innych mebli, za wyjątkiem maleńkiego stolika na kawę i barku na alkohol znajdującego się w głębi pomieszczenia. Salon służył tylko i wyłącznie do przyjmowania gości.
Domenico Rocoli siedział w nonszalanckiej pozycji na jednym z foteli z kieliszkiem wina w dłoni. Miał czarne włosy, prosty nos i zadbaną brodę. Jego oczy były tak ciemne, że niemal nie dało się odróżnić tęczówek od źrenic. Na dużych ustach wykwitł szelmowski uśmiech, a gęste brwi były uniesione. Na sobie miał idealnie skrojony garnitur, a dwa guziki białej koszuli były zawadiacko odpięte. Gdy Jennifer go zobaczyła, z trudem zakamuflowała swoje zaskoczenie pod maską obojętności. Nie spodziewała się, że będzie aż tak przystojny i że zrobi na niej aż takie wrażenie.
On również ją obserwował, jakby czekał na jej pierwszy ruch. Ale Jennifer wciąż stała w miejscu, pozwalając, by na jej twarz z wolna wystąpił wyraz chłodnego zainteresowania.
W końcu mężczyzna odstawił wino na stolik, podniósł się i podszedł do niej.
- Zgubiłaś się, panienko? - spytał niskim, elektryzującym głosem, który sprawił, że młode serce dziewczyny zadrżało.
Zezłościł ją ten poryw, ale zignorowała go, nie dając nic po sobie poznać. Natomiast wyszukany zwrot "panienko" rozbawił ją na tyle, że jej usta wykrzywiły się w uśmiechu. Który zniknął, gdy tylko Rocoli ujął jej dłoń i schylił się, by złożyć na jej wierzchu pocałunek. Nie była przyzwyczajona do takiego traktowania, toteż przez krótki moment nie wiedziała, co począć. Staroświecki sposób bycia mężczyzny zaskoczył ją, ale i na pewno pochlebił. Miło jest być adorowaną w ten sposób. Gdy Rocoli wrócił do pozycji wyprostowanej, Jennifer była już opanowana. Jej twarz wyrażała chłodną uprzejmość, a usta układały się w stonowany uśmiech.
- Zważając na to, że to mój dom, w którym mieszkam już dość długi czas, ciężko mi się tu zgubić – odpowiedziała na jego pytanie, unosząc brwi.
Nie miała zamiaru zachowywać się przy nim naturalnie. Nie zamierzała też grać rozochoconej nastolatki. Jej plan był prosty. Chciała trzymać go na dystans, udawać, że wcale się nim nie interesuje, by to on podjął próbę zdobycia jej. A podejmie ją na pewno. Jennifer już o to zadba. Kilka niby przypadkowych, acz dokładnie przemyślanych ruchów i gestów, a będzie częstym gościem w snach Rocolego.
- Naturalnie – odezwał się mężczyzna, wyciągając dłoń w jej stronę. Nie wydawał się przejęty bezczelnością swoich poprzednich słów. Wręcz przeciwnie – zachowywał się aż za bardzo swobodnie. - Czy zechcesz przyłączyć się do mnie, panienko?
Jennifer zmrużyła oczy i zlustrowała go wzrokiem. Nie mogła za bardzo ułatwić mu zadania, musiała jeszcze trochę się z nim podroczyć. Gdyby miał za łatwo, mógłby szybko zrezygnować, a na tym jej nie zależało.
- Do pana? - spytała z delikatną, ledwie zauważalną nutką kpiny w głosie. - A kimże to pan jest, że proponuje mi swoje towarzystwo? Skąd mogę mieć pewność, że będę z panem bezpieczna?
Rocoli uśmiechnął się. Ale nie był to jakiś zwyczajny, pospolity uśmiech. Był to najpiękniejszy uśmiech, jaki Jennifer kiedykolwiek widziała i aż dech jej zaparło na ten widok.
- Myślę, że akurat ty jesteś w stanie sama zadbać o swoje bezpieczeństwo, panienko Fabiano – rzekł Rocoli, posyłając jej znaczące spojrzenie.
Jennifer wciągnęła powietrze do płuc i zmarszczyła brwi. Zdziwiło ją, że mężczyzna ją rozpoznał. Chociaż z drugiej strony nietrudno było się domyślić, że spotkana w rezydencji Fabianów młoda dziewczyna to właśnie Jennifer Fabiano. Chyba nawet skończony idiota skojarzyłby te fakty. No i spodobało jej się, że Rocoli zna i docenia jej umiejętności. To mile połechtało jej dumę.
- A więc zna mnie pan? - Chwyciła jego wciąż wyciągniętą dłoń i pozwoliła zaprowadzić się do jednej z sof. Starała się zignorować dreszcze, które poczuła po kontakcie z jego gorącą skórą. Przełykając ślinę, usadowiła się na sofie, a on zajął miejsce obok.
- Oczywiście – odparł ochoczo, przyglądając jej się uważnie ciemnymi oczyma. Jennifer z jednej strony miała ochotę schować się przed tym wzrokiem, a z drugiej chciała, by już nigdy się od niej nie oderwał. - Każdy szanujący się... hm... biznesmen powinien ciebie znać. Inaczej nie liczy się w tej branży.
Jennifer poczuła, jak jej ego puchnie i wypełnia cały pokój, a nawet wylewa się przez łuk na korytarz. Uśmiechnęła się szczerze i bez zastanowienia, zadowolona z komplementu. Przez moment panowała cisza, w trakcie której rozmówcy przyglądali się sobie uważnie, choć Jennifer coraz trudniej było się skupić.
Nagle Rocoli poderwał się z siedzenia, wyraźnie zawstydzony.
- Najmocniej cię przepraszam, panienko – bąknął, a Jennifer zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc za co. - Zwykle moje maniery są nienaganne, ale zrozum, że słuchanie historii o tobie a spotkanie cię na żywo, w pełnej okazałości, to dwie zupełnie różne rzeczy. Musisz wybaczyć zapatrzonemu w tobie i twej urodzie mężczyźnie tę gafę. - Schylił się i ponownie pocałował jej dłoń. - Nazywam się Domenico Rocoli.
A więc o to chodziło! Rzeczywiście, wcześniej się nie przedstawił i teraz Jennifer dziękowała sobie w duchu, że nie dała mu poznać, że wie kim jest. Przez chwilę nawet pomyślała, że celowo z tym zwlekał, by przekonać się, czy dziewczyna wie, z kim ma do czynienia. Jakby ją sprawdzał... Chociaż nie, był taki uprzejmy i sympatyczny, że to na pewno przez roztargnienie spowodowane jej pojawieniem się zapomniał się przedstawić.
Jennifer obdarzyła go uśmiechem, a on wypuścił ze świstem powietrze, jakby z jego serca spadł ciężar. Nie wrócił na miejsce obok dziewczyny, tylko zabrał się za przeszukiwanie barku.
- Jeden z waszych ludzi powiedział, że mogę się częstować – wyjaśnił, wyjmując kieliszek i napoczętą butelkę wina.
Jennifer obserwowała go uważnie. Zdała sobie sprawę, że byłoby jej bardzo smutno, gdyby okazało się, że jednak miała go zlikwidować. Różnił się zupełnie od wszystkich jej poprzednich ofiar. Nie potrafiła dostrzec żadnych mankamentów ani w jego urodzie, ani w zachowaniu. Nie irytował jej, jak inni, a intrygował. I to jak! Jennifer była zafascynowana jego postacią, zgrabnymi i energicznymi ruchami oraz czarnymi oczami.
Rocoli położył przed dziewczyną kieliszek i napełnił go winem, potem wziął oba, podał jednego Jennifer i usadowił się wygodnie obok niej. Czuła na sobie jego spojrzenie, które powodowało ciarki zaczynające się na karku i schodzące dalej wzdłuż kręgosłupa.
- Co pana tu sprowadza, panie Rocoli? - spytała.
Spojrzenie mężczyzny stało się bardziej uważne, choć niedoświadczony obserwator mógłby tego nie zauważyć. Zaś dla Jennifer był to sygnał, że teraz musi skupić się jeszcze bardziej niż do tej pory. Rozmowa właśnie przechodziła na niebezpieczniejsze tory. Co prawda, jej zadaniem było tylko upewnienie się, czy Rocoli na pewno wejdzie w spółkę z jej stryjem, ale nie potrafiła oprzeć się pokusie, by dowiedzieć się czegoś więcej. Giancarlo jakoś nigdy nie kwapił się, by wtajemniczać bratanicę w interesy niezwiązane z jej Akcjami, a ona zawsze była tego niezmiernie ciekawa.
- Propozycja współpracy – odparł Rocoli wymijająco i upił łyk z kieliszka. - Od samego Giancarla Fabiano.
- I przystanie pan na nią? - dopytywała Jennifer, z zapałem obserwując, jak odgarnia niesforny kosmyk czarnych loków, który opadł mu na twarz.
Rocoli poprawił się na sofie i nachylił się nieco w jej stronę, patrząc jej prosto w oczy.
- To zależy od wielu czynników – powiedział ściszonym, wibrującym głosem, który sprawił, że dziewczynie zatrzęsły się kolana. - Przede wszystkim od oferty pana Fabiano.
Jennifer zmarszczyła brwi. Nie rozumiała, o czym mówił mężczyzna. Jaka oferta? Przecież jej stryj nigdy nikomu nie składał żadnej oferty w zamian za współpracę. Ludzie sami się do tego garnęli. O co więc w tym wszystkim chodziło?
- Stryj ci tego nie wyjaśnił? - zdziwił się Rocoli, zauważywszy jej konsternację.
Jennifer wyczuła w jego głosie jakieś dziwne napięcie i od razu zdała sobie sprawę, że źle zrobiła, pokazując swoje odczucia. To ten mężczyzna tak na nią działał. O rany, musiała wziąć się w garść, bo polegnie. Ale niby jak miała to zrobić, skoro gdy tylko spoglądała w jego czarne oczy, traciła oddech? Była wściekła na swoje ciało, że reagowało w ten sposób. Tak jak gdyby nigdy wcześniej nie widziała przystojnego mężczyzny. Spokojnie. Weź. Się. W. Garść.
- Stryj nie nawykł do opowiadania mi o swoich interesach – odparła nonszalanckim tonem. Założyła nogę na nogę tak, że materiał spódnicy poderwał się nieco do góry, odsłaniając jej uda. Z satysfakcją zauważyła, że Rocoli walczy ze sobą, by nie spojrzeć w tę stronę. Zatryumfowała w duchu; czuła, że przejmuje kontrolę nad sytuacją.
- Interesujące – mruknął do siebie Rocoli. - A więc Giancarlo ci nie ufa?
Tak bezpośrednie pytanie zbiło ją z tropu. Przewaga, którą zyskała tuż przed chwilą, prysnęła. Znowu straciła kontrolę. Miała wrażenie, że Rocoli ją sprawdza. Nie wiedziała po co, ale czuła to aż nazbyt wyraźnie. Nagle ogarnęła ją złość. Jak on śmiał zadawać takie pytania w jej własnym domu, siedząc na jej sofie? Był bezczelny.
- Myślę, że akurat ta kwestia nie powinna pana obchodzić – odparła lodowato, a temperatura w salonie spadła o kilka stopni w dół. - Moje relacje ze stryjem w żadnym stopniu nie zagrażają waszym interesom.
Dostrzegła zaskoczenie na twarzy Rocolego, a także jakiś dziwny błysk w jego oczach. Jednak już chwilę później jego mina wyrażała jedynie skruchę.
- Oczywiście, przepraszam. Masz rację, te sprawy nie powinny mnie obchodzić. To było niegrzeczne z mojej strony. Wybaczysz mi?
Mówiąc to, chwycił jej dłoń i otoczył swoimi. Jennifer znów poczuła elektryzujące gorąco jego skóry, które nie pozwalało skupić się na niczym innym. Jej serce tym razem nie wytrzymało i oszalało; zaczęło się miotać jak dzikie zwierzę uwięzione we wnykach, za wszelką cenę chcąc wydostać się z jej piersi.
Nie potrafiła odpowiedzieć na jego pytanie, nie potrafiła też spojrzeć mu w oczy. Siedział tak blisko i bała się, że gdyby ich spojrzenia się spotkały, nie dałaby rady zapanować nad swoim ciałem, które już teraz rwało się do przodu, domagając się bliskości tego niezwykłego mężczyzny.
Ale widocznie on jeszcze nie skończył. Poczuła, jak chwyta jej podbródek i unosi go do góry. Cała zesztywniała, a jej mięśnie napięły się do granic możliwości, gdy spojrzała w ten bezden czarnych oczu. Miała głęboko w nosie, że nie powinien był pozwolić sobie na takie spoufalanie się z nią. To było takie niesamowite – rwące, a zarazem przyjemne uczucie. Była przerażona świadomością, że w tym momencie jest w stanie pozwolić mu na wszystko. Ba! Wręcz przyjęłaby to z wdzięcznością, bo jej ciało zdawało się nie mieć już żadnych innych marzeń.
Ale on tylko patrzył jej w oczy i obserwował z uwagą wyraz jej twarzy. Nie pozwolił sobie na nic więcej. Jennifer zdała sobie sprawę, że gdyby nachyliła się jeszcze odrobinę, ich usta spotkałyby się ze sobą. Świadomość jego bliskości odurzała ją, ale ostatkiem sił udawało jej się jakoś uchronić przed popędami ciała.
Z otępienia wyrwało ją chrząknięcie. Poderwała się natychmiast, czując jak na jej twarz wypełza rumieniec. W salonie był już Giancarlo Fabiano w towarzystwie starszego syna i Luci Locciego. Jennifer nie słyszała, kiedy mężczyźni weszli. Nie wiedziała też, jak długo już tu stali. Spuściła wzrok, karcąc się w duchu za swoje nieopanowanie.
Stryj Jennifer był mężczyzną w średnim wieku o surowym spojrzeniu, czarnych włosach dość znacznie przyprószonych siwizną, ponurej twarzy i wąskich ustach, na których nikt jeszcze nigdy nie widział uśmiechu. Sprawiał wrażenie człowieka nie uznającego kompromisów.
Jennifer nie miała jakiejś głębszej więzi z Giancarlem. Nigdy nie traktowała go jak ojca, tak jak on nigdy nie traktował jej jak córki. Nigdy nie pytał, co u niej słychać, czy ma jakieś problemy ani nawet co chciałaby zjeść na kolację. Jedyne pytania, jakie jej zadawał, brzmiały: "Rozumiesz?" albo "Udało ci się?" Giancarlo nie był człowiekiem czułym ani wylewnym nawet w stosunku do swoich synów. Ale Jennifer szanowała go i była mu wdzięczna za to, że przygarnął ją i Mię po śmierci ich rodziców. Gdyby było inaczej nigdy nie zgodziłaby się pracować dla niego w ten sposób.
Saverio, jej kuzyn, miał wygląd prawdziwego Fabiana – pociągła twarz, prosty nos – i tylko jego oczy nie były tak ciemne, jak pozostałych członków rodziny, choć i w nich można było dostrzec niepokojące błyski. Saverio zawsze był czujny i bystry, nie paplał bez sensu, odzywał się tylko wtedy, gdy musiał. Jego brwi zwykle były zmarszczone, co nadawało mu nieco groźny wygląd.
Ostatni z nowo przybyłych, Luca Locci, był już podstarzałym mężczyzną, choć z jego wyglądu i energicznych ruchów absolutnie nie można było tego wywnioskować. Mimo wieku wyglądał zdrowo, miał pulchne policzki i wydęte wargi, i tylko jego czarne niegdyś włosy niemal całkowicie pokrywała siwizna. Natomiast werwy mógłby mu pozazdrościć niejeden dwudziestolatek.
Luca Locci był doradcą Giancarla Fabiano i jednym z jego najpilniej strzeżonych sekretów. Nawet Jennifer nie wiedziała o nim wszystkiego. Podobno miał bardzo bogatą przeszłość sięgającą nawet Rodzin Larotti czy Canore. Jego obecność tutaj, przy Domenicu Rocolim świadczyła, że stryj miał poważne plany względem młodszego mężczyzny.
Nagle dziewczyna usłyszała, jak za jej plecami Domenico Rocoli podniósł się z sofy. Nie śmiała spojrzeć w jego stronę, by znów nie oblać się rumieńcem. Tymczasem mężczyzna obszedł stolik do kawy, omijając ją, i wyciągnął dłoń w kierunku Giancarla.
- Witam, panie Fabiano – powiedział oficjalnym tonem. Jennifer wydawało się, że przez moment zesztywniał. Zdziwiło ją to. Nie podejrzewała, że ktoś taki jak on mógłby się bać kogokolwiek, nawet jej stryja.
- Panie Rocoli – odparł sucho Giancarlo, w ogóle nie zwracając uwagi na obecność bratanicy.
Obaj panowie uścisnęli dłonie.
- Przedstawiam panu mojego przyjaciela, Lucę Locciego, oraz mojego syna, Saveria – ciągnął Giancarlo, wskazując na obu mężczyzn. Saverio skinął głową, a Rocoli powtórzył ten gest. Natomiast Luca wpatrywał się w obcego przenikliwym wzrokiem. - Jak mniemam, zna pan już moją uroczą bratanicę, Jennifer.
Dziewczyna omal się nie skrzywiła. Słowo "urocza" brzmiało bardzo dziwnie w ustach jej stryja.
Na twarz Rocolego powrócił uśmiech.
- Owszem, mieliśmy okazję chwilę porozmawiać. Taka dziewczyna to skarb, powinien jej pan pilnować.
Jennifer zobaczyła, jak Rocoli niepostrzeżenie puszcza do niej oko. Wyszczerzyła się jak małolata, a w środku aż skakała z radości. Dopiero surowy wzrok stryja przywrócił ją do porządku. Zasępiła się, gdy zdała sobie sprawę, co mężczyzna jest w stanie z nią zrobić. Jakby rzucił na nią jakieś zaklęcie... A to przecież ona miała go "upolować"!
Giancarlo puścił uwagę Rocolego mimo uszu i zwrócił się do Jennifer stanowczym tonem:
- Dziękuję ci za dotrzymanie towarzystwa naszemu gościowi, ale myślę, że pora już na ciebie.
Jennifer oburzyła się. Jak stryj mógł ją tak ostentacyjnie wyrzucać?! Wiedziała jednak, że nie może się sprzeciwić.
Rzuciła ostatnie spojrzenie w stronę Rocolego. W tym momencie zapragnęła usiąść razem z nim na sofie i przytulić się do jego ramienia... Potrząsnęła głową, usiłując pozbyć się tej niedorzecznej myśli.
- Do widzenia, panie Rocoli – powiedziała tylko.
- Do zobaczenia, panienko Fabiano. - Jego głos przywodził jej na myśl orkiestrę smyczkową albo łagodny szum morza w pogodny dzień. Wypowiedziane nim słowa "panienko Fabiano" sprawiły, że pod Jennifer ugięły się kolana. Miała ochotę zostać dłużej, ale surowe spojrzenie stryja kazało jej opuścić salon jak najprędzej.
Jennifer wyszła, odprowadzana palącym spojrzeniem Rocolego.
Na szczycie schodów czekał na nią Charlie, opierając się o balustradę. Wydawał się zaskoczony jej stanem ogólnym. Nic dziwnego, pewnie wyglądała jak marna podróbka samej siebie. Była wściekła i przybita zarazem. Nie mogła uwierzyć, że tak łatwo dała się omotać jakiemuś kolesiowi. W końcu to ona została ofiarą i nie potrafiła się z tym pogodzić.
Ale przez tę całą złość usilnie chciało przebić się coś jeszcze. Jakieś nieznane jej dotąd uczucie, które ogrzewało ją przyjemnie od środka.
- Wszystko w porządku? - zaniepokoił się Charlie.
- Pamiętasz, jak ostatnio pytałeś mnie, kiedy wybierzemy się na imprezę? - Jennifer nie zwróciła uwagi na jego pytanie.
Chłopak powoli skinął głową.
- Masz piętnaście minut – ciągnęła. - Zadzwoń do Enza, niech zwoła ekipę. Ty znajdź jakieś fajne miejsce. Liczę na ciebie.
Była jak w jakimś transie i nie zdziwiła się, gdy Charlie zatrzymał ją, nim odeszła.
- Wszystko w porządku? - powtórzył swoje pytanie z troską.
Jennifer posłała mu szaleńczy uśmiech.
          - Po prostu mam ochotę się najebać.

***


Przedstawiam Wam rozdział, który jest chyba najbardziej dopieszczony z wszystkich do tej pory (nie wliczając prologu) i najdłuższy (3500 słów!). W pierwszej wersji to właśnie od niego miała się zacząć cała historia, ale potem włączyłam do zabawy chłopaków i tak jakoś wyszło. Mam nadzieję, że spodoba się wszystkim romantyczkom i nieromantyczkom (ja zaliczam się do tych pierwszych ;))

Myślę, że więcej słów tu nie potrzeba. Zapraszam tylko do zajrzenia do zakładki "Bohaterowie", która została poddana aktualizacji. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu :)
Aha, no i chciałam Was poinformować, że zmieniłam zdanie. Zważając na to, że w zeszycie mam napisanych chyba z dziesięć rozdziałów do przodu (no dobra, trochę przesadziłam ;p) i mnóstwo wolnego czasu, rozdziały będą pojawiać się co tydzień. Zobaczymy, jak to będzie wyglądać od października, ale cały sierpień i wrzesień możecie spodziewać się świeżutkich sobotnich nowinek ;)

Dajcie znać, czy Wam się podobało :D

Ściskam,
Naiada

13 komentarzy:

  1. Przepraszam, że dopiero dzisiaj, ale wczoraj mnie zupełnie pochłonęło pisanie czegoś nowego, a potem to już tak trochę padłam na twarz. :D

    Podoba mi się, że nie robisz z Jennifer takiej stuprocentowej zimnej suki. Ten rozdział pokazał, że ona też czuje coś do innych ludzi, że wcale nie jest taka jednostajna, jakby się mogło zdawać na pierwszy rzut oka.
    Co nie zmienia faktu, że Rocolemu nie ufam i wkurza mnie ten człowiek. Za grzeczny jest, ja takich uprzejmości nie lubię.
    Ale nadrobił Charlie. Póki co, bardzo mnieciekawi ta postać i wzbudza moją sympatię. Cieszę się, że masz zamiar dodawać rozdziały co tydzień, bo po cichutku liczę, że uda mu się rozwinąć skrzydła :D

    No i jeszcze jedno – tęskno mi za chłopakami. Jakoś tak, no nie wiem. Niby byli ostatnio, ale dzisiaj jakoś mi ich brakuje. Lubię gości :))

    Pozdrawiam,
    Hagiri z Rozmów Międzymiastowych

    P. S.: Ta konkluzja Jennifer miażdży :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No weź mnie nie przepraszaj, pisz co piszesz i wpadaj, kiedy masz czas ;)
      Cieszę się, że udało Ci się wyłapać to, co chciałam przekazać w tym rozdziale o Jennifer ^^ Że nie do końca jest taka jak się wydaje. W sumie to chyba żaden z bohaterów nie jest i każdy ma swoje sekrety i sekreciki. Nawet Charlie ;) Ale cieszę się, że jego postać Ci się podoba, choć jak na razie gra rolę poczciwego kumpla :D
      Ach, moje serce rwie się do lotu, gdy piszesz o moich chłopakach xD Tak się cieszę, że lubisz ich tak bardzo, że piszesz o nich nawet wtedy, gdy ich nie ma. Powinnaś się cieszyć, że zmieniłam zdanie, bo w pierwszej wersji ich rola była ograniczona do minimum. A teraz królują ;)
      Pozdrawiam i bardzo dziękuję za komentarz ;*
      P.S. No wiem :P

      Usuń
  2. Bardzo podobał mi się ten rozdział! ;) I tutaj się do niczego nie mam zamiaru przyczepić;D Podobało mi się to, że nasza odważna, twarda Jen zaczęła trochę pękać;D Do tej pory każdy ją uznawał (no i nadal uznaje) za kogoś niesamowicie silnego i okropnego jako przeciwnik. A tutaj widać, że ona też ma ludzkie uczucia i to zauroczenie tym Domenicem doskonale to pokazuje. Nie sądziłam, że ona będzie w stanie tak szybko stracić dla kogoś rozum, a tu proszę! Ten facet rzeczywiście musi coś w sobie mieć, bo przecież nie tak łatwo zawrócić w głowie Jenn. Ciekawa jestem czy to potoczy się jakoś dalej i czy ten Dom był szczery w tym co mówił. Może on też miał w planie omamić ją, żeby nie stanowiła zagrożenia? Może jest sprytniejszy niż to na razie widać? Nie mam pojęcia, ale rozważam też taką opcję. A co do tych interesów... szalenie mnie ciekawi co oni kombinują;D No i czemu Jenn nie może o tym wiedzieć.

    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, cieszę się, że Ci się podobało :D I fajnie, że nie masz się do czego przyczepić, aczkolwiek sprowadzanie mnie na ziemię, gdy za bardzo dam się ponieść, jest bardzo wskazane ;) Ciekawe są te Twoje domysły, zobaczymy, czy się sprawdzą xD
      Pozdrawiam i bardzo dziękuję za komentarz! ;*

      Usuń
  3. Widać, że rozdział jest dopieszczony. Żadne słowo, ani zdanie nie jest przypadkowe.
    Podoba mi się ta otoczka. Włoskie rodziny mafijne zawsze były dla mnie przedmiotem uwielbienia. A Jenifer przypadła mi do gustu jak mało która postać kobieca. Uwielbiam silne kobiety, najlepiej takie trochę bez skrupułów. A ona taka właśnie jest.
    Dodając do tego zwierzęcy magnetyzm, który tu powstał otrzymujemy mieszankę idealną.
    Oby tylko nie okazało się to dla Jenifer zgubne. Wiadomo, że zakochani nie myślą racjonalnie. A w jej przypadku może się to źle skończyć.
    Życzę dużo weny i czekam na następną część.
    Pozdrawiam,
    candlestick z http://crownsjewel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że doceniłaś "dopieszczenie" tego rozdziału, bo naprawdę spędziłam dwa tygodnie na poprawkach (nie mówiąc już o tym, ile go pisałam :p) Super, że Jennifer przypadła Ci do gustu, a jeszcze ważniejsze jest to, że widzisz ją właśnie w ten sposób, w jaki chciałam, żeby była postrzegana :D
      Pozdrawiam i dziękuję bardzo za komentarz ;*

      Usuń
  4. Rzeczywiście, widać, że rozdział jest dopracowany. Opis przeżyć Jennifer jest bardzo dokładny i przemyślany. Czas i siły jakie włożyłaś w ten rozdział zaprocentowały :)
    Oh, czyli jednak Jennifer ma słabe punkty. Da się ją zmiękczyć. I dobrze. Lubię skomplikowanych bohaterów ;)
    Muszę przyznać, że chyba nigdy nie miałam takiego problemu z zapamiętaniem postaci. Imiona okropnie mi się mieszają, pewnie przez ich oryginalność (przynajmniej dla mnie - w ich rejonach to pewnie zwyczajne Kuby, Kaśki i Mateusze :p), dlatego spodziewaj się wzrostu odwiedzin w zakładce z bohaterami ;)
    Intryguje mnie relacja Jennifer i Charliego. Niby przyjaciele, a jednak mam wrażenie, że jego coś bardziej do niej ciągnie xd Sama nie wiem, może po prostu na siłę paruję ludzi, bo brakuje mi wątku miłosnego ;p Cała ja!

    OdpowiedzUsuń
  5. Uuu, czyli chłodna Jennifer też jest zdolna do jakiegoś głębszego uczucia? Prawdę mówiąc w ogóle się nie spodziewałam, że wplączesz w to jakiegoś mężczyznę i będzie jakiś romans między nim a Jen... Co nie znaczy, ze się nie cieszę! Tylko ten stryj dziewczyny... Myślę, że przez niego wszystko mogłoby się schrzanić, bo widać, że nie pochwala takiego zachowania u dziewczyny. W ogóle nie polubiłam go, ale chyba o to właśnie chodziło, bo to przecież główny czarny charakter, no nie? Chociaż zależy, jak dla kogo, bo przecież dla Jennifer to rodzina.
    A Rocoli mnie również urzekł. Tylko, ze on też nie jest żadnym nowicjuszem i boje się, że bawi się uczuciami młodej dziewczyny dla własnych korzyści. Ale miejmy nadzieję, że się mylę.

    OdpowiedzUsuń
  6. A więc okazało się, że być może nie do końca, ale po części miałem racje. Gracek (wybacz, że tak przezwałem wujaszka) nie spisał się jako opiekun prawny, nie zastąpił ojca osieroconym bratanicom tak jak powinien. Ja wiem, że taka rola "zastępcy" nie jest łatwa i wiem z własnego doświadczenia, że trudno jest obdarzyć ojcowskimi uczuciami nie swoje dziecko, ale jakby nie patrzeć to była jego rodzina, jego brata córka, więc skąd ten chłód i... surowa obojętność (nie wiem czy istnieje taki epitet, ale mnie tutaj idealnie pasował)? Tu pojawia się pytanie: czy dla swoich synów (syna? nie pamiętam czy ma dwóch czy jednego) także jest takim ojcem jakim był dla Jennifer? Obawiam się też tego jakie są jego relacje z młodszą z bratanic i niecierpliwie czekam aż będzie wzmianka o tej małej, bo dzieci w opowiadaniach dodają takiego... autentyzmu klimatowi. Jednak ostatnio spotykam się z opowiadaniami, gdzie dzieci (postacie fikcyjne) są traktowane po macoszemu i nie chodzi mi o to, że źle, tylko że po prostu sobie są, ale jakby ich nie było. Autorki blogów zazwyczaj sadzają berbecie przed telewizorem, kartką i kredkami, albo miniaturową konsolą. Zazwyczaj te dzieci też nie krzyczą, nie tupią nogami, nie mają humorków, ani żadnych wyrazistych cech charakteru. Mam nadzieję, że u ciebie będzie inaczej.
    jak nie trudno się domyślić polubiłem pana, który jest zadaniem. Jego dżentelmeństwo, aluzje, mimika twarzy... nie wiem czemu, ale skojarzył mi się z moim Hektorem Rodrigezem. Myślę, że to też bohater, którego od początku można albo kochać, albo nienawidzić. Moje serce zdobył i chciałbym aby było go więcej. Pragnę też by utarł nosa Jeni, że nie jest taka za jaką się uważa. Zauważyłem, że Jeni patrzy z góry na mężczyzn, z taką wyższością w oczach i przyda się by ktoś tak samo spojrzał na nią i nieco zaniżył jej wartość w ogólnym rozrachunku.
    Z kolejnego rozdziału (który jak wiesz już przeczytałem) zauważyłem, że chyba chcesz nawiązać relację między Mattem a Jennifer i jestem jak najbardziej za! Taki trójkąt miłosny między Wolnym Strzelcem a Córką Mafii i Córką Mafii a Agentem FBI mógłby być niezmiernie ciekawy, pod warunkiem, że zostałby dobrze i nie za słodko przedstawiony.
    "Muszę się najebać" - haha, takie wulgarne słowo w ustach panienki... xD
    Przyznaje też, że nieco się zawiodłem jak przeczytałem piąte rozdziały i nie było dalej... tak więc czekam na kolejny. Zawiodłem się też tym, że fabuła rysuje się bardzo powoli, ale to trochę irytująca hipokryzja z mojej strony, gdyż ja też nie nawykłem do tego by fabułę szybko kreślić i gnać w niej na złamanie karku. Po prostu rzadko kiedy spotykam się u innych z taką monotonnością i takim wolnym tempem i chyba będę zmuszony u ciebie do tego nawyknąć. Na szczęście się szybko przyzwyczajam. Byleby nie było tak, że ja się przyzwyczaję do tego, że jest wolno, a ty zaczniesz biec... bądźmy konsekwentni w tym co robimy... jednostajni.
    Pozdrawiam
    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są ludzie ciepli i czuli, są też obojętni i zimni, nawet wobec tych, na którym im zależy. Gi (czy jak wolisz Gracek :P) na pewno nie należy do tych pierwszych. To jest po prostu człowiek powściągliwy, zwłaszcza w okazywaniu uczuć nawet swoim własnym dzieciom. Wydaje mi się, że było o tym wspomniane w tekście.
      Mia pojawi się już niebawem i mam nadzieję, że sprosta Twoim wymaganiom jako bohaterka. Nie będzie postacią główną, raczej drugoplanową, ale o niezwykle kluczowej roli. I myślę, że z moim umiłowaniem dzieci uda mi się zrobić z niej postać wyrazistą ;)
      Fajnie, że polubiłeś Nica, to jest taka moja osobista perełka. Co do trójkącika to się okaże, ale jak już to nie będzie za słodko, bo to nie w moim stylu.
      Co do monotonności i wolnego tempa... Nie wiem, może rzeczywiście. W każdym razie postaram się utrzymać poziom ;)
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :D

      Usuń
  7. Mówisz, że to najdłuższy dotąd rozdział?:x Mnie się wydawał strasznie krótki. Krótszy od poprzedniego - to na pewno. Może dlatego, że było tak fajnie?xD Niby jedna scena i mało akcji, ale dotyczyła takiej sprawy, obok której przejść obojętnie nie mogę, a jak czytam, to przeżywam to, co bohaterka. Po prostu lubię takie sytuacje, w których kobieta spotyka się z tym zjawiskiem, które obezwładnia jej ciało i traci nad nim kontrolę na rzecz faceta. xD Jak i sytuacja, gdy dzieje się na odwrót i to facet wariuje też są mega fajne. :D
    Ale po kolei. Pokój Jennifer jest utrzymywany w fajnych kolorach i niech się nie przejmuje biurkiem - moje jest zawsze w podobnym stanie. xd Ciekawa jestem, ile toż ona ma kosmetyków i ciuchów... Tak sobie myślę, że to surowe "wychowywanie" jej przez stryja (o ile wgl można to nazwać wychowywaniem) między innymi wpłynęło na jej psychikę i pod tym kątem, że dziewczyna lubi malować się "dla siebie". Nigdy nie była w centrum zainteresowania w domu, pewnie nie raz poczuła się szara myszką i pewnie nie raz chciała usłyszeć od stryja jakieś komplementy dotyczące jej osoby. Może to całe malowanie się dla siebie jest jej lekarstwem ni przez nie próbuje poczuć się "fajną". :p Widać to też po zachowaniu jej ego, które puchnie od niektórych zwrotów. xD Jennifer była taka pewna przy Charlim, że wszystko jej świetnie pójdzie, że aż ja sama spodziewałam się kolejnej prostej Akcji, która pójdzie całkowicie po jej myśli. A tu proszę.
    Do zakładki "Bohaterowie" przyznam, że jeszcze ani razu nie zaglądałam. Od kilku lat tego nie robię i zawsze czytam opka bez tego, ale jeśli są tam jakieś informacje ważne, o których nie będzie mowy w żadnych rozdziale, to zerknę. I na pewno pierwsze co zrobię, to poczytam o tym Domenico. xDD Ciacho, tak? Podziałał na Jennifer tak, że ja-cie-kręcę. :D Tak jak zawsze nad wszystkim panowała, tak teraz spotkała się z niespodzianką i z nie lada wyzwaniem. Taki mały obrót spraw dobrze jej zrobi. :) Na pewno na przyszłość już nie będzie taka pewna siebie. Chociaż po rozmowie z nim i "wypędzeniu" przez stryja zamiast zmotywowana iść się szkolić, pójdzie się najebać. xD Mam takie przeczucie, że na imprezie spotka Jacka i jego trio... ;x I wgl jeszcze słówko o tym Domenico.
    On mi coś śmierdzi. Jakiś taki podejrzany mi się wydał. Niby zauroczony urodą Jennifer, ale zdawał się nad sobą znacznie lepiej panować niż ona. xd Tak jakby przygotowywał się do tego spotkania i te jego sformułowania i płynne poruszanie się... Zdecydowanie zachowywał się nienaturalnie. ;x Chyba, że ten typ tak ma. No ale zobaczymy w następnych rozdziałach, co będzie. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Domino jest policjantem, prawda? Albo jakimś szefem wywiadu? Tajnym agentem? Taki James Bond i szczerze jak Jamesa Bonda sobie go wyobrażałam podczas czytania (jak Seana Connery gdy był młody). Choć może on po prostu szuka zemsty, bo ten twój ojciec chrzestny (Fabiano) mu coś zrobił, kogoś odebrał, albo ktoś inny mu coś zrobił i kogoś odebrał i z tym ojcem chrzestnym musi połączyć siły by tego kogoś dopaść! <--- czy moje teorie choć są trochę bliskie prawdy i twojego pomysłu na tę opowieść?

    Wymiana zdań między Jenni i Domino genialna <3 Teraz już nie wiem kogo wolę czy Matta czy Domika, ale chyba obu postrzegam inaczej i przez to lubię obydwóch jednakowo. Matek to wesołek, podrywacz, taki roztrzepaniec, a Domuś to facet z klasą, nieco sztywny, ironiczny, obyty i z nienagannymi manierami. Jeśli gdzieś Dominika zmienię w komentarzy na Damiana, to przepraszam, ale jego postać mi po prostu bardzo mocno kogoś przypomina.

    prawdziwa-legenda.blogspot.com
    (postaram się dzisiaj dodać rozdział 12)
    Dobra, już nie spamkuje i przechodzę do kolejnego rozdziału póki jeszcze mam chwilkę przed pracą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze powiedziawszy Twoje teorie odnośnie Domenica w żaden sposób nie pokrywają się z moim pomysłem. Ale myślę, że ostatecznie jego wątek Ci się spodoba.
      Fajnie, że podobają Ci się i Matt, i Domenico, bo rzeczywiście różnica między nimi jest ogromna ;)

      Usuń