sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 3. Nieposkromieni

Jack nie czuł się dobrze w tłumie, zwłaszcza takich ludzi. Najgorsze szumowiny zebrały się tu dzisiaj: złodzieje, rabusie, gwałciciele, kieszonkowcy, rozbójnicy i cała rzesza innych, nawet gorszych przestępców, o których Jack wolał nie myśleć. To nie tak, że chłopak się ich bał. Nie. Jack nie bał się nikogo i niczego. Ale w jego sercu już dawno temu zakiełkowała niechęć do tego typu ludzi, która z czasem przekształciła się w potężne drzewo odrazy. Jack nienawidził wszystkich przestępców i każdego z nich starał się tępić.
Właśnie dziś, tu, w Lawndale, miały się odbyć nielegalne walki. Jack nie miał pojęcia, na czym dokładnie miałyby polegać, ale wiedział, że na pewno będzie krwawo, brutalnie i nieprzyjemnie. Wprost cudownie. Danny powiedział mu, że każdy liczący się gang wystawiał swojego zawodnika, a przyjmujący zakłady musieli wynosić kasę w grubych walizach.
Oczywiście, policja nic nie wiedziała o tym przedsięwzięciu (a może i wiedziała, ale lepiej dla niej, jeśli się nie mieszała). Wszystko było w miarę możliwości utajnione, nikt też nie znał nazwisk organizatorów. To dzięki Danny'emu udało im się tu dzisiaj znaleźć. Chłopak był niezły w te klocki; zagadał, do kogo trzeba, postukał trochę w klawiaturę, gdzieniegdzie wcisnął parę banknotów i oto się tu znaleźli. Podobno był tu jeden człowiek, który mógłby okazać się bardzo przydatny w ich sprawie. A oni rozpaczliwie potrzebowali informacji, do których dostępu nie miało nawet FBI.
- Co za tłok – mruknął niezadowolony Jack.
- Mi to nie przeszkadza – zawołał wesoło Matt, niemalże skręcając szyję, gdy oglądał się za właśnie przechodzącymi obok nich, skąpo ubranymi dziewczynami. Co z tego, że było zimno? Im najwyraźniej wcale to nie przeszkadzało.
Jack pokręcił głową, ale kąciki jego ust uniosły się nieco.
- Dobra, słuchajcie – odezwał się Danny ściszonym głosem. - Lepiej będzie, jeśli się nie rozdzielimy. Nie wiemy, kogo tu mogło przywiać. I lepiej trzymajmy się z dala od kłopotów. To się tyczy głównie ciebie, stary – zwrócił się do Matta, który zrobił niewinną minę. - Szukamy gościa, na którego wołają "Piła". Ponoć handluje informacjami, możemy dowiedzieć się od niego czegoś ciekawego. Z tego, co udało mi się ustalić, aktualnie przyjmuje zakłady, więc nie tak trudno będzie go znaleźć. Do roboty!
Zakończył entuzjastycznie i ruszył dziarskim krokiem przed siebie. Jack i Matt podążyli za nim, w porównaniu do niego wyglądali ospale. Jack pomyślał, że jeżeli Danny dalej będzie zachowywał się w ten sposób, nikt nie weźmie ich na poważnie.
Zakłady były przyjmowane na prowizorycznie poukładanych skrzynkach służących za stoły. Za nimi siedziało trzech groźnie wyglądających facetów, a obok kręcili się jeszcze dwaj inni. Z tyłu zaparkowany był średniej wielkości transporter, do którego jacyś ludzie pakowali torby z pieniędzmi.
- Który to? - spytał Jack Danny'ego, wskazując na przyjmujących zakłady gości.
Danny nie odpowiedział, tylko podszedł pewnym krokiem do jednego z nich. Mężczyzna był krótko ostrzyżony, miał bardzo jasne, wąskie oczy i kolczyki w wardze i brwi.
- Strzała, stary – przywitał się Danny niskim tonem. - Co słychać w wielkim mieście?
Piła spojrzał na niego podejrzliwie, a Jack opanował odruch uderzenia otwartą dłonią w czoło. Wzniósł tylko oczy ku niebu, mając nadzieję, że nie widać jego zdenerwowania.
- Stawiasz coś? - spytał oschle Piła.
Danny pochylił się w jego stronę i puścił mu oko.
- Nie do końca. Potrzebuję informacji i słyszałem, że twoje są najlepszej jakości.
Piła wyraźnie się rozluźnił, a na jego wargach wykwitł chytry uśmieszek.
- No, raczej – mruknął, zadowolony. - W czym wam pomóc?
- Co możesz nam powiedzieć o Giancarlu Fabiano?
Piła zmarszczył brwi. Wyraz zadowolenia na jego twarzy gdzieś się rozwiał. Zamiast tego patrzył na nich teraz spode łba posępnym wzrokiem, a górna warga drgała mu niebezpiecznie.
- Czego od niego chcecie? - spytał agresywnie.
- To nie twoja sprawa, stary – warknął Matt. Chyba już zdążył załapać, o co w tym wszystkim chodzi. - My pytamy cię o informację, a twoim zadaniem jest ją nam udzielić. Jakiś problem? Jak za bardzo trzęsiesz kuprem, to znajdziemy sobie kogoś bardziej odważnego.
Piła patrzył na nich zmrużonymi oczami. Widocznie jeszcze się zastanawiał, analizując w myślach wszystkie "za" i "przeciw". Jack, by pomóc mu podjąć właściwą decyzję, położył na skrzynce przed nim stu-dolarowy banknot. Piła popatrzył na niego, potem na Jacka; wciąż wydawał się nieprzekonany.
- Informacja o tym człowieku będzie was kosztować o wiele więcej – burknął.
- Połowa teraz, reszta po sprawie – odparł Jack, patrząc mu prosto w oczy. - Nie przeceniaj się.
Piła wybuchnął śmiechem. Atmosfera rozluźniła się w jednej chwili, całe napięcie opadło, a Jack cichutko wypuścił wstrzymywane w płucach powietrze. Informator zabrał pieniądze, oparł ręce o skrzynkę i złożył palce w piramidę.
- Giancarlo Fabiano to niebezpieczny typ – zaczął tajemniczo – ale niewielu o tym wie. Facet jest osobą publiczną, biznesmenem znanym ze swoich... hm... inwestycji. Występuje w mediach, wspiera akcje charytatywne, przemawia publicznie, no, normalnie ideał. Nikt nie mówi na głos, czym tak naprawdę się zajmuje i ja też wam nie powiem, bo życie mi miłe, a jego uszy rozciągają się po całym Chicago. W każdym razie lepiej mu nie podskakiwać.
Jack spojrzał na Danny'ego. Był zawiedziony. Spodziewał się usłyszeć coś nowego, jakieś pikantne szczegóły. Jeśli to były wszystkie informacje, jakie posiadał Piła, Jack stracił dwie stówy tak naprawdę za nic. To, co powiedział im informator, tak naprawdę wiedzieli wszyscy.
Ale Danny nie był tak sceptycznie nastawiony i nie poddawał się tak łatwo.
- Co jeszcze możesz nam powiedzieć?
Piła zagwizdał.
- Gościu, to są mafiozi. O nich nie gada się sobie ot, tak. Spytaj mnie o jakikolwiek gang, a wyśpiewam ci wszystko, co wiem. Ale ci faceci to zupełnie inna liga. Z takimi się nie zadziera.
Jack, Matt i Danny wymienili spojrzenia. Wyglądało na to, że Piła nie był w stanie powiedzieć im nic więcej. Już mieli odejść, ale Jack przypomniał sobie jeszcze o jednej rzeczy. A właściwie osobie.
- A jego bratanica? - spytał z nadzieją. - Jennifer Fabiano? Co możesz nam powiedzieć o niej?
Piła uniósł brwi i jeszcze raz przyjrzał się z uwagą każdemu z nich po kolei. Potem rozłożył się na trzeszczącym krześle, oparł nogi o stół i założył ręce za głowę. Znów był rozluźniony. Wyglądało na to, że trafili na temat, który nie był mu obcy, a wręcz go uwielbiał.
- Informacje o niej będą was kosztować jeszcze raz tyle – oznajmił nonszalancko.
Jack zacisnął zęby i położył na stole dwie stówy. Miał nadzieję, że tym razem nie na darmo traci pieniądze. Piła zgarnął banknoty, schował do kieszeni i nachylił do słuchaczy.
- Jennifer Fabiano to bestia – zaczął konspiracyjnym tonem, ściszając głos. - Ten, kto zostanie z nią sam na sam, przepadł bezpowrotnie. Niektórzy wariaci opowiadają, że jest omenem śmierci i każdy, kto ją ujrzy, może od razu pożegnać się z życiem. Prawda jest taka, że nawet gdy wiesz, kim ona jest i co potrafi, nie masz szans. Omota cię w taki sposób, w jaki tylko ona potrafi, a potem zada śmiertelny cios, jak zabójcza modliszka.
Mówił to wszystko z wyrazem podekscytowania na twarzy, jak dziecko, które dostało nową zabawkę.
- Ale czym ona właściwie się zajmuje? - spytał Matt z głupim wyrazem twarzy.
Piła przewrócił oczami.
- Chyba jesteś bardzo świeży, skoro nie wiesz, czym zajmuje się Jennifer Fabiano. - Nachylił się jeszcze bardziej, a głos zniżył do szeptu. - Na początku, Giancarlo wykorzystywał ją dla siebie. To znaczy załatwiała jego większych lub mniejszych wrogów z taką finezją, jakby robiła to od dziecka. Potem Fabiano wpadł na pomysł, że mógłby zarobić całkiem sporą sumkę na umiejętnościach bratanicy i tak oto, zaczął ją wynajmować jako płatną zabójczynię. Chętnych nie brakowało, wszyscy wiedzieli, że jest najlepsza. Swoją robotę wykonywała po cichu i wedle życzeń klienta. Nigdy nie zostawiała śladów, chyba że tego właśnie pragnął zleceniodawca – by skierować podejrzenia na kogoś innego. Nie powiem, Fabianowi trafił się prawdziwy klejnot. Szkoda, że jej ojciec nie doczekał, by zobaczyć, jakie rzeczy potrafi jego córka.
Zaśmiał się sucho i oblizał wargi, a Jack, Matt i Danny znów wymienili spojrzenia.
- Jak się do niej dostać? - palnął Matt, zanim zdołał ugryźć się w język.
- A po jakie licho? - zdziwił się Piła. - Nie słyszałeś, co mówiłem? Nikt jej nie pokona w pojedynkę.
- Ale nas jest trzech – zauważył Matt. - Poza tym, szkoda, żeby taka dziewczyna skończyła w jakimś rowie. Mam wobec niej inne plany.
Uśmiechnął się tajemniczo, a Jack tylko przewrócił oczami. Instynkt łowcy Matta znów dawał o sobie znać. O dziwo, Piła nie przejął się jego słowami. Odpowiedział im bardzo rzeczowo, a w jego głosie tylko bardzo delikatnie dało się wyczuć ciekawość.
- Charles Morosi. Słyszeliście o nim?
Cała trójka zgodnie pokręciła głowami.
- To wierny piesek Jennifer, wszędzie za nią łazi – wyjaśnił Piła. - Pochodzi z tego samego miasteczka, w którym urodził się Emilio Fabiano. Raczej nie uda wam się zakręcić koło Charliego, ale możecie spróbować z jego kumplem, Spluwą. Wiecie, kto to?
Tym razem nie byli już tacy zgodni. Danny gorliwie potrząsnął głową, Jack niepewnie zaprzeczył, a Matt nie zrobił nic. Piła jakby nie zwrócił uwagi na ich niezdecydowanie.
- Spluwa i Morosi to kumple z dzieciństwa, a wiecie, jak to jest z makaroniarzami. Dla nich przyjaźń jest ważniejsza niż więzy krwi, i takie tam. W każdym razie Spluwa może być dla was kluczem. Chociaż powszechnie wiadome jest to, że on i nasza słodka Jennifer skaczą sobie do gardeł.
Zachichotał jak dziecko, a w głowie Jacka już zaczęły się tworzyć możliwe sposoby dotarcia do Spluwy.
- Gdzie go znajdziemy? - spytał Danny.
Piła wzruszył ramionami.
- Na przykład tutaj. Musicie się tylko dobrze rozejrzeć.
Spojrzał na Jacka wyczekująco, a on położył jeszcze jeden banknot na skrzynce. Potem Piła przepędził ich ruchem dłoni, jakby już nie pamiętając nawet tematu ich rozmowy. Ruszyli niechętnie w poszukiwaniu Spluwy. Jack zaczął się zastanawiać, dlaczego właściwie nadano mu takie przezwisko? Miał tylko nadzieję, że ich nie zastrzeli, gdy tylko ich zobaczy.
Znaleźli go z jakimiś innym gościem zachwycających się sportowym autem, którego marki Jack nie rozpoznawał.
- Ja do niego nie pójdę – żachnął się Matt. - Koleś mnie jeszcze zabije. Ma mord w oczach.
- Nie wiedziałem, że taka z ciebie panienka, stary – zaśmiał się Danny. - Wyluzuj, razem z Jackiem cię obronimy.
- Zapomnij. Mogę was osłaniać z bezpiecznej odległości. Tak na wszelki wypadek.
Danny machnął na niego ręką i razem z Jackiem ruszył w stronę Spluwy. Pomysł z osłanianiem z daleka nie wydawał się Jackowi taki zły. I na pewno nie było spowodowany tchórzostwem Matta, tylko czymś innym, czego, jak na razie, Jack nie był w stanie określić. Żeby tylko ich przyjaciel nie spaprał swojej roboty... Enzo Culini nie był sam. Oprócz jego rozmówcy przy jego boku stał wyrośnięty facet z groźną miną i tunelami w uszach. Nieopodal, opierając się o czarne Audi, stał kolejny – z bujną brodą i czupryną. Oprócz nich były jeszcze dwie dziewczyny, rozmawiające przyciszonymi głosami, jakby czekając na wezwanie przestępcy.
- Hej, Spluwa! - zawołał Danny bez żadnego wahania czy niepewności. Mężczyzna spojrzał na niego z zainteresowaniem. Gdy podeszli bliżej, Danny spytał: - Możemy pogadać?
- Coście za jedni? - spytał Spluwa, przyglądając się im z ciekawością. Jego towarzysz, ten z tunelami, wyszedł im naprzeciw, ale szef odprawił go machnięciem ręki, więc się cofnął.
Jack i Danny podeszli bliżej.
- Piła powiedział, że mamy do ciebie przyjść – wyjaśnił Danny. - Szukamy jakiejś roboty. Podobno możesz coś załatwić?
Świat dzielił się na dwa rodzaje ludzi: takich, co potrafili sobie radzić i nawet w kryzysowych sytuacjach zachowywali zimną krew i nie dawali nic po sobie poznać oraz takich, którzy zwyczajnie wymiękali, gdy zaczynało być pod górkę. Danny zdecydowanie należał do tych pierwszych. Wymyślenie jakiegoś, całkiem wiarygodnego, kłamstewka na poczekaniu, gdy jakiś groźny typ niemal przystawia mu broń do głowy, to dla niego "frytki z keczupem". To dopiero w takich trudnych sytuacjach, jego geniusz dawał o sobie znać w pełnej krasie.
- I to Piła wam to powiedział? - spytał z rozbawieniem Spluwa. Skrzyżował ręce na piersi i zlustrował ich od stóp do głów. - Czemu niby miałbym dać wam pracę?
Danny niby od niechcenia rzucił okiem na facetów Culiniego.
- Bo jesteśmy lepsi niż ci twoi goryle.
Spluwa uniósł brwi, a jego usta wykrzywiły się w chytrym uśmieszku.
- Ach tak? Może to sprawdzimy?
Jack nachylił się do Danny'ego i spytał szeptem:
- Co ty wyprawiasz?!
- Idę na całość – odszepnął tamten, po czym powiedział już głośno: - Możemy się spróbować.
- Doskonale. - Spluwa aż zatarł ręce z zadowolenia. Zawołał faceta przy aucie i spytał Danny'ego: - Którego wybierasz?
Danny prześlizgnął wzrokiem po jednym i drugim, po czym puścił oko Jackowi, który modlił się w duchu, by jego przyjaciel nie zrobił żadnych głupstw.
- Tego wielkiego.
Jack wypuścił powietrze ze świstem. Widać jego nieme modły nie przyniosły żadnych rezultatów. Miał bardzo złe przeczucia. To się nie mogło skończyć bez ofiar...
- Świetnie – powiedział Spluwa z uśmiechem satysfakcji na ustach. - Tony, gotowy na mały sparing?
Mężczyzna strzelił palcami, przyglądając się uważnie obu agentom. Wyciągnął ze spodni pistolet i podał go Spluwie. Potem wystąpił do przodu, zakasując rękawy.
Jack przeczuwał, co Danny teraz powie.
- No, stary, pokaż im, co potrafisz.
Nie pomylił się, te słowa były skierowane do niego. Westchnął głęboko i z ciężkim sercem ruszył w stronę wielkoluda.
- Zaraz, zaraz – powstrzymał go Spluwa. - Pozwoliliśmy wam wybrać przeciwnika, teraz nasza kolej. - Jack spojrzał na Danny'ego z przestrachem. Chłopak nie był wątłej postury, ale w porównaniu z Jackiem wyglądał dość mizernie. - Wybieram ciebie, gogusiu. - Spluwa wskazał głową na Danny'ego.
Jack jęknął w duchu i przeczuwał, że jego przyjaciel zrobił to samo. Danny był geniuszem, ale jeśli chodzi o jego fizyczne zdolności... No, cóż... Byli lepsi od niego. Nie dałby rady pokonać wielkoluda Tony'ego. Jack od razu wiedział, że pomysły Danny'ego będą miały marny koniec.
Ale nawet jeśli chłopak się bał, nie dał tego po sobie poznać. Wyszedł pewnym krokiem do Tony'ego, uderzając pięścią w otwartą dłoń.
- Boisz się, cwaniaczku? - spytał zaczepnie wielkoluda.
Tamten się zaśmiał, ale nie odpowiedział. Przekrzywił głowę na bok, aż coś chrupnęło. Rozluźnił ramiona i uniósł pięści. Danny zrobił to samo.
- Gotowi? - spytał Spluwa. Gdy oboje skinęli głowami, powiedział: - No, to zobaczymy, kto dłużej utrzyma się na nogach.
Dziewczyny, które teraz stały tuż za nim, aż zapiszczały. A Jack walczył ze sobą, by nie zamknąć oczu i nie patrzeć na tę masakrę. Obiecał sobie, że jeżeli będzie bardzo źle, wkroczy i uratuje Danny'ego z tego piekła. Wiedział, że to może nie byłoby zbyt mądre posunięcie i pewnie nie zaskarbiłby sobie w ten sposób sympatii Spluwy, ale według niego są rzeczy ważne i ważniejsze. A priorytety Jacka były bardzo proste i przejrzyste.
Tony ruszył pierwszy. Szedł prosto w stronę Danny'ego, aż ten się cofnął. Spluwa, jego towarzysze i dziewczyny zaśmiali się. Danny zacisnął zęby. Zbliżył się i zamachnął na Tony'ego, ale ten zatrzymał jego pięść i chwycił ją w żelaznym uścisku. Danny nie mógł się uwolnić, a Tony wycelował ciosy w jego głowę. Danny schylił się, unikając uderzenia, ale tamten kopnął go i puścił jego rękę, aż zachwiał się o wywalił na ziemię.
Jack zaczął się już zastanawiać, gdzie znajduje się najbliższy szpital i jak szybko karetka zdoła tu dotrzeć. Ostatecznie postanowił, że sam zawiezie przyjaciela na ostry dyżur. Nie to, że w niego nie wierzył czy coś. Po prostu znał jego możliwości.
Danny podniósł się z trudem, trzymając się za brzuch. Minę miał trochę kwaśną, ale nie tracił entuzjazmu.
- Tylko na tyle cię stać? - spytał szyderczo.
Tony zareagował na to uśmiechem. Błyskawicznie znalazł się przy Dannym i podarował mu dwa szybkie ciosy, które z powrotem powaliły go na ziemię. Jack nie mógł na to patrzeć. Tony zamierzył się, by dobić Danny'ego, ale Jack w mgnieniu oka znalazł się między nimi, zatrzymując cios.
- Wystarczy – powiedział groźnie. - Wygrałeś.
Spluwa wyglądał na zawiedzionego.
- Odsuń się – rozkazał. - Pozwól mu dokończyć.
- Nie ma już czego dokańczać – warknął Jack, pomagając Danny'emu podnieść się z ziemi. Nawet nie wyglądał tak źle. Z nosa leciała mu krew i pewnie miał poobijany brzuch, ale poza tym było w porządku. Potrafił stać o własnych siłach.
- Zepsułeś nam świetnę zabawę... - zaczął Spluwa wściekle, ale urwał, obserwując coś, co znajdowało się za plecami Jacka. Jego twarz zmieniła wyraz i teraz wyglądał, jakby bawił się wręcz wyśmienicie. - Ej, ludzie, widzieliście? Czy to nie Lana? Z kim ona tak się obściskuje? Ale numer! Vic będzie wściekły!
Jack odwrócił się, zaciekawiony nagłą zmianą nastroju Spluwy. Z początku nie zauważył nic szczególnego – ot, tłum ludzi. Potem jednak zauważył całującą się parę, opartą o różowe lamborghini. Wśród jasnych loków dziewczyny, Jack dostrzegł znajomą blond czuprynę.
- O, kurwa, to Matt. A więc dlatego nie chciał iść z nami, wyniuchał kolejną dziunię. Skończony debil z niego... - Danny ubrał w słowa dokładnie to, co Jack miał na myśli.
Usłyszeli za sobą śmiech. Odwrócili się.
- To wasz kumpel? - spytał Spluwa z niedowierzaniem i rozbawieniem zarazem. - Wygląda na to, że wy wszyscy macie popierdolone w głowach. Zresztą, koleś i tak zaraz ją straci.
- O czym ty mówisz? - zaniepokoił się Jack.
- Vic to szef Nieposkromionych. Nie wybaczy nikomu, kto tykał Lanę. To jego dziewczyna... O, właśnie idzie. Możecie pożegnać się z waszym kumplem.
Jack odwrócił się, by zobaczyć, jak chudy facet w luźnych ubraniach odrywa Matta od dziewczyny, wymachując mu bronią przed nosem i drąc się na niego. Natychmiast razem z Dannym pośpieszyli w ich stronę, zostawiając rozbawionego Spluwę z kumplami i dziewczynami za sobą.
- Słuchaj, stary, nie moja wina, że laska cię już nie chce. Ja wygrałem, pogódź się z tym – mówił Matt z uśmiechem na ustach.
Vic był cały czerwony na twarzy i z wściekłością patrzył to na Matta, to na swoją dziewczynę. Lana była drobna i ładna, ale tleniony kolor jej włosów na pewno nie był naturalny. Nie wyglądała na przejętą rozgrywającą się tuż przed nią sceną.
- Wiesz, co teraz dzieje się z debilami, którzy zaczepiają moją dziewczynę? - warknął Vic, przykładając mu broń do głowy. Matt w końcu spoważniał. - Nic, bo ich już nie ma.
- Rzuć to! - zawołał Danny.
- Zostaw go! - krzyknął Jack.
Obaj stali z pistoletami w ręku wycelowanymi w Vica. Nagle podniósł się szum i raban, bo banda Nieposkromionych zaczęła po kolei wyciągać broń. Agenci stali bez ruchu. Danny, jako dowódca, nie dał sygnału do strzału, więc Jack nie zrobił nic.
Gdy już wszyscy mierzyli w nich bronią, Vic spojrzał na Jacka i Danny'ego Przez moment panowała cisza i niepewność; nikt nie wiedział, co robić.
- To wasz kumpel? - spytał Vic, wskazując brodą na Matta, który stał z podniesionymi rękami.
- Nie – odparł Danny - Ale znamy go.
Jack nie pozwolił napierającemu mu na usta uśmiechowi ujrzeć światła dziennego. Nawet w takiej sytuacji Danny musiał manifestować udawaną niechęć do Matta.
- A więc zginiecie wszyscy razem – wycharczał Vic.
Pewnie miał zamiar strzelić, ale Jack był szybszy. Nie zamierzał dłużej czekać na rozkaz. Trafił w dłoń, w której przywódca Nieposkromionych trzymał pistolet. Vic zawył, puścił Matta, a ten, korzystając z okazji, skopał go w krocze i zanurkował za lamborghini.
Rozległ się huk wystrzałów i krzyki. Nieposkromieni otworzyli ogień, a pozostali rozpierzchli się nagle, wrzeszcząc przeraźliwie i chowając się za czym popadnie. Niektórzy jednak przyłączyli się do obstrzału, jedni po stronie gangu, drudzy po przeciwnej. Jack i Danny, nie wstrzymując ognia, poszli za przykładem Matta i również schowali się za autem.
Blondyn wyciągnął już broń i był w gotowości do ataku.
- Ty kretynie! - wrzasnął na niego Danny. - Jeśli kiedykolwiek wyjdziemy z tego cało, zabiję cie! Powinieneś bardziej uważać na to, kogo obłapiasz tymi obleśnymi łapskami. Nie wiem, zrób jakiś casting czy coś i zadaj pytanie w stylu: "Czy na pewno nie jesteś dziewczyną szefa gangu?" Myśl, idioto!
- Była tego warta – rozmarzył się Matt.
- Skończcie te ckliwe gadki – warknął Jack. - Do roboty.
Zajęli bezpieczne pozycje i zaczęli oddawać serie strzałów. Dookoła wrzało. Rozgorzała prawdziwa bitwa gangów. Oprócz Nieposkromionych, włączyło się jeszcze parę innych i teraz cała ulica huczała od wystrzałów z broni palnej. Jack nie chciał się zastanawiać, jak lamborghini będzie wyglądać po tej strzelaninie. Nawet trochę współczuł Lanie, do której pewnie należało auto.
Dzisiaj, w Lawndale Nieposkromionych było chyba z dziewięciu. Odliczając Vica, który prawdopodobnie nie odda już dzisiaj żadnego strzału, zostawało jeszcze ośmiu. Mieli więc przewagę liczebną i zdawali się nie przejmować innymi strzelającymi do nich gangsterami. Za cel obrali sobie tylko i wyłącznie Jacka, Matta i Danny'ego. Pozostali zaś niech sobie robią i rozwalają, co chcą.
Jack rozejrzał się tak szybko, jak mógł. Musieli dostać się do swojego minivana, który stał zaparkowany jakieś trzysta metrów za nimi, z dala od ludzi. Nie było mowy o żadnym biegu na łeb, na szyję, bo by ich powystrzelali. Huk, jaki wydawały pistolety utrudniał skupienie, ale Jack jakoś zmuszał się do myślenia. Niedługo miało zabraknąć im amunicji i co wtedy?
- Uważaj, Jack! - wrzasnął nagle Matt.
Jack odwrócił się i zobaczył jednego z Nieposkromionych rzucającego się na niego z pięściami. Nawet nie miał czasu pomyśleć, jak on w ogóle ich podszedł. Poderwał się z ziemi, celując pięścią w brzuch napastnika. Tamten stęknął, zwijając się w pół. Próbował jeszcze zamachnąć się, ale Jack podłożył swoją nogę pod jego, walnął raz jeszcze, aż tamten runął do tyłu na ziemię.
Jack schował się z powrotem za autem, osłaniając głowę.
- Przestańcie na chwilę! - krzyknął do Matta i Danny'ego.
Natychmiast wstrzymali ogień, chowając się bezpiecznie za autem, i spojrzeli na niego pytającym wzrokiem.
- Mam plan – poinformował ich. W powietrzu wciąż było słychać huk wystrzałów i nie wiadomo, czy ktoś jeszcze wstrzymał ogień, czy nie. - Są daleko?
- Tylko kawałek. - Danny wzruszył ramionami. - Ale i tak trudno wycelować.
Matt zrobił minę, mówiącą mniej więcej: "Komu trudno, temu trudno."
- Ilu załatwiłeś? - zapytał go Jack.
- Dwóch.
- A ty, Danny?
Chłopak zastanowił się chwilę.
- Liczy się przebita opona w bryce? - Jack potrząsnął głową. - No to żadnego – powiedział, zawstydzony.
- No dobra – mruknął Jack do siebie. - To zostało ich chyba z pięciu. Danny, oddaj Mattowi pistolet.
- Dlaczego?! - Wyraz twarzy Danny'ego przypominał zbesztanego szczeniaka.
- Bo Matt ma lepszego cela – wyjaśnił zirytowany Jack, oddając mu również swoją broń.
Matt wyszczerzył się do Danny'ego, a on niechętnie oddał mu pistolet.
- Dobra, Matt, masz trzy prawie puste magazynki. Daj z siebie wszystko, ale dopiero na mój znak. Niech podejdą bliżej. My z Dannym skopiemy im tyłki, gdy tylko znajdą się w naszym zasięgu.
- Danny sam wygląda, jakby ktoś już skopał mu tyłek – zakpił Matt.
Danny zrobił zbolałą minę, a Jack skarcił spojrzeniem ich obu.
- Nie bądź panienką, stary. A jeśli chodzi o ciebie, to przypominam ci, patafianie, że to przez ciebie teraz tu siedzimy.
Matt już się więcej nie odezwał. Podobnie jak żaden z nich. Strzały w ich pobliżu zdążyły już ucichnąć, choć gdzieś dalej wciąż dało się słyszeć huk. Jack miał nadzieję, że bez swojego szefa Nieposkromieni, nie wiedząc, co mają zrobić, podejdą bliżej lamborghini. Swoją tezę opierał głównie na przekonaniu, że Vic nie zapraszał do swojego gangu mózgowców, tylko mięśniaków.
Jack położył się płasko na brzuchu, by móc obserwować stopy Nieposkromionych. Jego przypuszczenia okazały się słuszne. Widział ich ciężkie buciory, które zbliżały się coraz bardziej do auta. Z drżącym sercem czekał, by podeszli jeszcze bliżej.
W końcu uznał, że to ta odległość. Szturchnął Danny'ego, by pokazać mu gestem, że ma obstawić lewą stronę, a sam skierował się do skoku w prawo. Matt skinął głową na znak, że jest gotowy.
- TERAZ! - wrzasnął Jack, podrywając się do skoku. Strzały rozbrzmiały na nowo.
Gruby brunet był tuż za tylnym zderzakiem samochodu. Jack wytrącił mu z ręki pistolet i skierował swoje ciosy na jego twarz, podejrzewając, że niewiele by mu dało, gdyby uderzył go w tłusty brzuch. Tak więc grubas dostał w nos, szczękę i skroń. Próbował się bronić, ale był zbyt powolny i ociężały. Całą twarz miał już zalaną krwią z nosa i skroni. Jack podciął go, aż ten zwalił się na ziemię i już nie wstał.
Jack, nie myśląc, co robi, wyprostował się. Usłyszał świst koło ucha i spostrzegł, że jeden z Nieposkromionych wciąż nadaje się do walki. Schował się natychmiast za samochodem. Zobaczył jeszcze, jak Danny powala swojego przeciwnika.
- Ilu ich jeszcze zostało? - spytał Matta, gdy ten schował się, by zmienić pistolet. To już ostatni.
- Załatwiłem dwóch, więc jeśli wy sobie poradziliście, to jeszcze tylko jeden. - Wychylił się, by oddać kilka strzałów, a po chwili był już z powrotem. - Cholernie uparty ten matoł. A mnie kończy się amunicja.
Gdy wychylił się po raz ostatni, Jack i Danny usłyszeli kilka strzałów, a potem krzyk. Z przestrachem oboje spojrzeli w górę, ale Matt wciąż stał na nogach, a gdy na nich spojrzał, na twarzy wykwitł mu tryumfujący uśmiech.
- I właśnie tak się strzela, panienki – powiedział.

***

Witam serdecznie po mojej krótkiej przerwie wakacyjnej! Przedstawiam kolejny rozdział. Jestem ciekawa Waszych opinii, więc dawajcie znać. Możecie napisać, jak Wam się czyta tak ogólnie. Bo ja, jak czytałam, to miałam wrażenie, że akcja toczy się trochę za szybko. Może więcej opisów? Możecie też napisać, którego z chłopaków lubicie najbardziej, a którego najmniej. Proszę Was tylko, byście byli łaskawi dla Matta, bo on naprawdę nie jest skończonym debilem ;) Zachowania chłopaków nie są jakieś przypadkowe, każdy z nich ma swoją historię, z którą mniej lub bardziej musi się uporać, a które mają dość duży wpływ na ich teraźniejszość. Zresztą, wszystkiego dowiecie się w swoim czasie (choć jeszcze nie wiem, kiedy). W każdym razie powoli przechodzimy przez rozdziały przedstawiające bohaterów, a wchodzimy w prawdziwą fabułę... Już nie mogę się doczekać :D Zastanawiam się też, czy by czasem nie wstawić nowego rozdziału w przyszłym tygodniu, jako że miałam chyba trzytygodniową przerwę... No, zobaczymy :)

Dajcie znać, jeśli zauważycie jakieś błędy.
Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za wszystkie komentarze! ;*
Proszę o więcej xD

Ściskam i całuję mocno,
Naiada

13 komentarzy:

  1. Wybacz, ale nie mogę tego zrobić. No po prostu nie umiem wybrać między chłopakami xD Lubię humor Danny'ego, opanowanie i umiejętność przejęcia dowodzenia Jacka i lovelactwo Matta. Cały czas się szczerzyłam. Gratuluję tak sympatycznych bohaterów, to naprawdę się ceni. Przynajmniej w mojej ocenie ;)

    Co do błędów, to trochę ich było. Głównie literówki i gramatyczne, ale najbardziej widoczny jak dla mnie był „wyharczał”. Przez „ch” i będzie super :))

    Swoją drogą, ciekawe, jak panowie sobie poradzą dalej. Bo koniec końców akcję ze Spluwą zwalili, Matt na dodatek zapolował na lasencję dowódcy gangu. No nieźle się porobiło. Jestem bardzo ciekawa, co się wydarzy, czekam na nexta. :))

    Pozdrawiam,
    Hagiri z Rozmów Międzymiastowych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ups, już poprawiam błędy ;)
      Tak bardzo się cieszę, że podobają Ci się moi chłopcy, włożyłam w nich tyle serca i teraz tak przyjemnie czyta się, że są tacy sympatyczni :D Mam nadzieję, że w następnych rozdziałach okażą się trochę mniej nieudolni, no cóż, na razie dopiero się rozkręcają :p
      Pozdrawiam i dziękuję Ci bardzo za komentarz :*

      Usuń
  2. Powiem szczerze, że ten rozdział mnie trochę rozśmieszył;D Odniosłam wrażenie, że chłopaki są kompletnie nieprzygotowani do tej misji i wszystko robią na spontana. Poza tym każdy z nich jest dość oryginalny, ale akurat to mi się bardzo podoba. Nie wiem, którego polubiłam najbardziej. W sumie ciężko cokolwiek powiedzieć, bo jeszcze niewiele o nich wiemy, Ale jedno już zdążyłam zauważyć - nie traktują zbyt poważnie tego co robią. Albo po prostu nie są stworzeni do poważniejszych zadań. Jestem prawie pewna, że gdy spotkają Jen to polegną. Jeśli będzie chciała ich zabić, to ich zabije. Bo ona się przykłada do tego co robi, a oni traktują to chyba trochę jak żart;D Przynajmniej takie odniosłam wrażenie...
    Matt zamiast przyłożyć się do roboty, rozglądać po terenie i coś robić, to zajął się podrywaniem dziewczyny szefa jakiegoś gangu. No mądrze... Aż się prosi, żeby zapytać czy on tam poszedł pracować czy się bawić.
    Danny zaczął cwaniakować do jakiegoś gościa, doskonale wiedząc, że jego umiejętności są zbyt małe, żeby go pokonać. To też madre nie było i nie wiem za bardzo, co chciał tym osiągnąć. Najrozważniejszy i najmądrzejszy z nich wydaje mi się Jack, bo przynajmniej potrafi na trzeźwo ocenić sytuację i nie rzuca się z motyką na słońce. A że ma kumpli-ciołków to inna sprawa;D
    Ale tak naprawdę bardzo podobał mi się ten rozdział. Był z jednej strony poważny, bo mogli zginąć, ale napisałaś to jakoś tak lekko i przyjemnie. Z dozą humoru. Bardzo mi się podobało! ;*

    Czekam na następny i pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, to było szczere ;P I dobrze. Pewnie masz trochę racji co do chłopaków, ale tak naprawdę cała ta nieudana akcja nie poszła na marne, o czym przekonasz się już wkrótce ;) A ich lekki stosunek do różnych spraw może się wręcz okazać zbawienny.
      Napisałaś, że Jack wydaje się najrozważniejszy. A to chyba tylko przez to, że rozdziały są pisane z jego perspektywy i znamy jego przemyślenia. Nikt tak naprawdę nie wie, co dzieje się w głowach Matta i Danny'ego, a dziać może się duuużo ;)
      Dziękuję za komentarz i szczerą opinię :*

      Usuń
  3. Hej!

    Zazdroszczę ludziom, którzy umieją opisywać sceny walki :D Muszę przyznać, że uśmiechnęłam się kilka razy podczas czytania treści Twojego blog (a to chyba dobrze, nie?) i życzę powodzenia w utrzymywaniu tonu i ogólnie pisaniu. Cóż, oby tak dalej!

    Pozdrawiam,
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja w zasadzie też mam problem ze senami walki i chyba nie do końca wychodzą mi takie, jakbym chciała... Bardzo dobrze, że uśmiechałaś się podczas czytania, to znaczy, że niektóre fragmenty spełniają swoje funkcje :p
      Bardzo dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  4. Chłopaki fajni są :D Zwłaszcza Danny - podoba mi się jego wyluzowane podejście do życia.
    Jennifer i jej wujek mają niezłą reputację, nie ma co!
    No i scena walki. Cóż, sama nie umiem ich dobrze opisać, a i czytać nie przepadam. Zjeżdżam tylko wzrokiem pod koniec, żeby sprawdzić, kto przeżył. No, i skoro Danny żyje, to jest git ;D
    Jadę dalej z rozdziałami! ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Byłam w stanie powiedzieć, że w ogóle się w Danny'm zakochałam, dopóki nie zajrzałam w bohaterów... No cóż... Moje wyobrażenie chłopaka jest nieco inne i wolę pozostać przy nim xD
    W ogóle chłopaki patrze kombinują jak mogą, nie myślałam, że tak szybko uda im się spotkać ze Spluwą i jego ludźmi. Chociaż przyznam, że nie pokazali się z dobrej strony na początku, to tą późniejszą strzelaniną chyba jakoś się wybronili. Oczywiście do niej by nie doszło, gdyby nie Matt, no ale skoro dziewczyna "była tego warta" to już nie wnikam xD
    W ogóle to mam wrażenie, ze chłoapki świetnie się uzupełniają. Danny, jak już chyba wcześniej wspominałam, to taki moim zdaniem typ inteligenta, który jest inteligentny i ma niezłe gadane, ale nie potrafi się bić, co najwyraźniej wychodzi Jackowi. No a Matt świetnie strzela. A ich przekomarzania i docinki są wręcz śmieszne. Zdecydowanie polubię tę trójkę, nawet Jacka :D Oczekuj mnie pod kolejnym rozdziałem!

    OdpowiedzUsuń
  6. Od razu widać, że pisała to kobieta. Oczywiście nie mam nic złego na myśli, ale ja jako mężczyzna skupiłbym się na czymś innym i niektóre rzeczy inaczej poprowadził. To jednak twoje opowiadanie i biorę je takim jakie jest, mogę jedynie rzucić uwagą, że dla mnie wydało się dziwne nie zachowanie nieprzygotowane FBI, w końcu nie od dziś wiadomo, że doświadczenie nabywa się w praktyce, a nie w teorii, a to chyba młodzi teoretycy, co są na pierwszej poważnej akcji. Mnie zdziwił i nie podobał mi się powód rozpoczęcia strzelaniny. Pusta dziewczyna gangstera całuje się z Mattem - tu jest spoko, ale potem ten gangster od razu rzuca się na Matta. Gangsterzy zawsze wydawali mi się twardymi facetami, co chwyciliby taką niewierną za kudły i wyprowadzili na bok, albo dali w twarz. Wtedy Matt mógłby się wtrącić i stanąć w obronie dopiero co poznanej "damy" i tu mogłaby być strzelanina. W końcu jakby nie patrzeć Matt jest wolny, a dziewczyna nie ma na czole napisane, że jest zajęta, obroży z inicjałami właściciela także nie nosi na szyi, więc... No ja jako facet, gdyby moja żona całowała się z innym i to ochoczo, zareagowałbym... moje pierwsze złość, gniew, zawód skierowałyby się na nią, a dopiero potem na tego faceta. Ja wiem, że to gangster i on raczej powinien być opanowany, ale to nie przeszkadzałoby mu chyba szarpnąć kobietki, a dwóm ludziom rozkazać zająć się tym lowelasem na osobności, czy też publicznie, ale pięściami. Myślę, że on chciałby mieć pewność, że facet cierpi, a nie tak od razu umiera od strzału w łeb czy serducho.
    Nieprofesjonalizm FBI rozumiem, że miał być śmieszny, ale mnie momentami irytował. Moim zdaniem choć jeden z panów powinien być dojrzalszy, pewniejszy, taki lepiej przygotowany i szczerze liczyłem na to, że to będzie Daniel (wybacz spolszczenie)
    Opisów więcej mi nie trzeba, bo nie przepadam jak między akcje ktoś wciska opisy na kilka stron (a i tacy się zdarzają).
    Póki co lubię Mateusza i Czarka (bo Matt to Mateusz, a Charlies to Cezary, prawda?).
    Pozdrawiam
    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. O rany, ten rozdział to czytało mi się bardzo szybko i płynnie. :D To pewnie przez te całe dialogi na samym początku. Nic do nich nie mam - w ogóle jak już któryś z tej trójcy kumpli otworzy buzię, to zaczynam się uśmiechać. :D Zauważyłam tylko jedną nieścisłość. Na początku zostało powiedziane, że Jack nie boi się niczego i co uznałam za duży objaw lekkomyślności z jego strony. Strach to potężna rzecz i warto ją nieraz mieć. Jednak jak później zaczęło się dziać, chociażby z Dannym, gdy obrywał, lub podczas strzelaniny, bał się o kumpli i adrenalina na pewno też mu skoczyła, jak Jennifer w poprzednim rozdziale. :D
    Chłopaki zyskali nieco informacji na jej temat, ale mało przydatnych. ;/ Matt, cwaniaczek, którego uważałam za jednak takiego odważego goryla, zachowywał się jak panienka i ostatecznie olał sprawę, by miziać się z dziewczyną szefa potężnego gangu. xD Czyli on jest tym typem w ich 3-osobowym teamie, który sprowadzać na nich będzie zawsze kłopoty. :D Pozytywna postać, nie da się go nie lubić, nawet za jego głupoty. xD Tak samo Danny i Jack są świetni. Mam dylemat, którego bardziej uważać za lidera - czy Jacka, czy Dannego. Danny to mózgowiec, strasznie mi się spodobał. Świetnie podejmuje decyzje, ale Jack wydaje mi się posiadać coś na wzór kobiecej intuicji, którą lider zawsze potrzebuje. :D Danny nie przewidział np. tego, że on może zostać wybrany do walki z tym wielkim gorylem. A Jack... jak on zaczął myśleć o tym, w jakim czasie przyjedzie karetka to jebłam. xD No szkoda, że jednak temu Spluwie nie zaimponowali. Liczyłam, że Danny jednak popisze się inteligencje i coś szybko wykombinuje, żeby pokonać osiłka bez użycia mięśni. Mógłby go np zmęczyć jakoś uciekaniem i potem jakoś rozłożyć. Tak uważam. :D
    Hm, nie powiedziałam jeszcze nic o tym gościu Piła i o tych walkach. No pomysł z napisaniem o tych organizowanych walkach super. :D Zabarwi tak fajnie świat przestępczy. ^^ Mówiłam Ci już może, że ksywki dla tych wszystkich cwaniaczków są super? Spluwa, Piła... no miodzio się je czyta. :D Tylko szkoda, że ten Piła taki mało pomocny i żarłok na kasę.
    Buu, mam nadzieję, że Charliemu nie zaszkodzą, czy coś. :( Polubiłam go!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa... Jack na początku miał na myśli nie tyle strach, co odwagę do stawienia mu czoła. Jasne, że się boi, ale właśnie potrafi stanąć ze swoimi lękami twarzą w twarz. Choć przyznaję, że nie wyłapałam tej nieścisłości (bo to faktycznie nieścisłość) i dziękuję, że zwróciłaś mi na nią uwagę ;)
      Ja nie lubiłam Matta na początku. I irytowało mnie strasznie, że zyskał taką sympatię czytelników. Ale potem jakoś w miarę pisania urzekł i mnie i teraz już ze spokojem przyjmuję pozytywne komentarze na jego temat (choć nie ukrywam, że wciąż jest moim najmniej ulubionym bohaterem z wielkiej trójcy) ;)
      Super, że cwaniaczki Ci się podobają, to taki mały, ale nadający klimat dodatek :D

      Usuń
  8. Akcja była tak wartka, że szybko mi się ten rozdział czytało i ani się obejrzałam a się skończył. Matt stał się moim ulubieńcem <3
    Danna nie lubię, Jack jest mi obojętny. Dannego jednak bardzo nie lubię i nie wiem jak ja go zniosę dalej. Facet jest nudny i taki, że nie mogę w nim dostrzec niczego ciekawego.
    Trochę inaczej sobie wyobrażałam mafijny półświatek, ale ja się na tym nie znam, tak więc akceptuje taki jaki stworzyłaś. Podoba mi się akcja, klimat walk, ale coś z tymi ludźmi-gangsterami bym na twoim miejscu pokombinowała. Ja wiem, że to tylko tło, ale mogłoby być ciekawie, gdybym mogła przeczytać kilka zdań o tych ciekawszych i mocniejszych gangusach.

    sie-nie-zdarza.blogspot.com

    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, naprawdę nie lubisz Danny'ego? Szkoda... Ale może jakoś uda mu się w następnych rozdziałach zyskać Twoją sympatię ;)
      Pokombinować z gangsterami... Okey, to nie jest zły pomysł. Zobaczymy, może kiedyś mi się uda.
      Dziękuję bardzo za komentarz :D

      Usuń