piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 2. Akcja

W samochodzie było ciepło i przytulnie, zaś na zewnątrz panował chłód późnego, wiosennego wieczoru. Do wnętrza pojazdu docierała stłumiona, choć wyraźna, elektryczna muzyka. Na zewnątrz, przed budynkiem z wielkim, neonowym napisem „Naranja”, co oznaczało pomarańczę po hiszpańsku, znajdował się tłum ludzi. Niektórzy stali w niekończącej się kolejce, inni spokojnie palili papierosa gdzieś na uboczu, jeszcze inni rozmawiali i śmiali się w kilkuosobowych grupkach. Łączyło ich jedno. Wszyscy byli już pijani.
Jennifer, siedząc na fotelu pasażera w swoim ukochanym białym Range Roverze, wpatrywała się w tłum spokojnym, chłodnym wzrokiem. Widziała umięśnionych, ubranych na czarno ochroniarzy, strzegących wejścia i pilnujących porządku. Dostrzegła grupkę małolatów raczących się skrętem i śmiejących się wniebogłosy. Widziała dwie skąpo ubrane, niezbyt urodziwe kobiety, zapewne prostytutki, które zaczepiały przechodzących nieopodal mężczyzn. Oprócz nich był tu multum ludzi i Jennifer poświęciła chwilę, żeby choć prześlizgnąć się wzrokiem po każdym z obecnych. Musiała przecież wkroczyć przygotowana.
- Wszystko w porządku? - spytał siedzący za kierownicą Charlie. Przez ostatnie dziesięć lat chłopak zmężniał i bardzo wydoroślał. Miał wąską twarz, włosy nijakiego, brązowego koloru, kilkudniowy zarost i szare oczy. Nawet trochę wyprzystojniał, choć Jennifer wciąż przypominał lamę z oczami osadzonymi zbyt blisko siebie. 
Po śmierci jej rodziców, gdy zaopiekował się nią stryj Giancarlo, Charlie opuścił Włochy i postanowił ich odnaleźć. Nie mógł sobie wybaczyć, że dopuścił do takiej tragedii, mimo że miał wtedy tylko czternaście lat.
W tamtym czasie był tylko jednym z wielu chłopców z okolicy. Przychodził jednak często do sycylijksiej posiadłości Fabianów, gdzie pomagał, w czym się dało. Wkrótce wszyscy polubili wesołego, szczerego chłopca. A szczególnie Jennifer. Uwielbiała jeździć na Sycylię, gdzie całe dnie spędzała z nim na zabawie. Obiecała mu nawet, że gdy dorośnie, wyjdzie za niego za mąż. Oczywiście wszystko się zmieniło i kiedy kilka lat później Charlie stanął pod drzwiami rezydencji rodziny Fabiano, wysoki, muskularny, z zaciętą miną, Jennifer nie pamiętała już o swojej obietnicy, a i on się nie upominał. Chłopak obiecał, że nigdy więcej nie pozwoli, by skrzywdzono kogokolwiek z rodziny Fabiano i od tamtej pory został ochroniarzem i kimś w rodzaju przyjaciela Jennifer.
Dziewczyna odwróciła się do niego i uśmiechnęła słodko.
- Czy jeśli nie odzywam się dłużej niż dziesięć minut, to od razu znaczy, że coś jest nie w porządku?
Charlie wzruszył ramionami.
- Wolałem się upewnić.
- Nie bój się. Nie robię tego po raz pierwszy – przypomniała mu i odwróciła się, by znów spojrzeć przez szybę.
- Co zamierzasz? - spytał Charlie po dłuższej chwili milczenia.
- Pomyśleć przez chwilę – warknęła Jennifer. - A nie jestem w stanie, jeśli ciągle mi przerywasz.
- No tak – westchnął Charlie. - Wszystko musi być dokładnie zaplanowane. Nie można iść na żywioł. - Nachylił się i szturchnął ją ramieniem, mrugając znacząco. - Ricky poszedłby na żywioł.
- I skończyłby w szpitalu albo w pudle – mruknęła, przyciskając czoło do szyby. - Tutaj potrzeba finezji, której Ricky'emu niestety brakuje.
W tym momencie rozległ się dzwonek telefonu. Jennifer spojrzała gniewnie na Charliego, a on szybko chwycił komórkę i spojrzał na wyświetlacz.
- Enzo – wyjaśnił, a Jennifer przewróciła oczami, słysząc to imię. Charlie odebrał i przyłożył telefon do ucha. - Tak…? Nie, jeszcze nie… Pyta, czy nie potrzebujesz pomocy? - powiedział do Jennifer.
- Niech się pocałuje w dupę – warknęła dziewczyna.
- Jennifer dziękuje i grzecznie odmawia… Taaak… W porządku, powiem jej, ucieszy się. - Dziewczyna spojrzała na niego pytającym wzrokiem. - Życzy ci szczęścia i trzyma za ciebie kciuki.
- Taa, jasne – mruknęła. Pewnie Enzo powiedział mu coś w stylu "Niech się udławi tą Akcją" - To nie jest mój pierwszy raz. A poza tym ten kretyn jest o mnie cholernie zazdrosny. Sam chciałby dostać tę robotę. Tyle, że on wparowałby tu z ludźmi uzbrojonymi po zęby i rozwalił wszystko.
- Ty natomiast zrobisz to po cichu i bez sensacji. - Charlie wyszczerzył zęby.
- A żebyś wiedział.
Jennifer znowu pogrążyła się w obserwowaniu. Miała tylko dziewiętnaście lat, ale była niezastąpiona dla swojego stryja. Sama, bez niczyjej pomocy, potrafiła zrobić coś, czego ani Enzo, ani żaden z jej kuzynów, ani nawet wielki Marco Costello nie byli w stanie zrobić.
Westchnęła ciężko, już wystarczająco się napatrzyła.
Otworzyła klapkę przeciwsłoneczną i spojrzała w lusterko. Poprawiła włosy i pociągnęła usta ciemnoczerwoną szminką. Była gotowa.
Wyszła z samochodu, machając na pożegnanie Charliemu. Miała na sobie ultrakrótką, czarną sukienkę i złote szpilki, w dłoni trzymała kopertówkę. Rozpuszczone, czarne włosy spływały kaskadami na jej plecy i ramiona, sięgając pasa. Pociągła twarz miała w sobie jednocześnie majestatyczny wdzięk i dziewczęcy urok, nos był prosty i zadarty na czubku, usta – pełne, a oliwkowa cera – czysta i nieskazitelna.
Ruszyła pewnie przez tłum, nie zwracając uwagi na kierowane w jej stronę spojrzenia. Zbyła chłopaka, który chciał ją zaczepić i puściła oko wpatrzonym w nią z zazdrością dziewczynom. Nie miała zamiaru przejmować się kolejką, ruszyła prosto do wejścia. Jeden z ochroniarzy złapał ją za rękę i zatrzymał.
- Dokąd się wybierasz?! - zapytał ostro. - Do kolejki!
Jennifer bardzo powoli przeniosła na niego swoje dumne spojrzenie.
- Co ty wyprawiasz?! - oburzyła się. - Nie wiesz, kim ja jestem?!
Mężczyzna wyraźnie się zmieszał. Ten tekst połączony z bijącą od niej pewnością siebie nigdy nie zawodził i potrafił zdziałać cuda.
- Eee… - bąknął ochroniarz niewyraźnie. - Oczywiście… Tak, tak, może pani przejść…
Jennifer prychnęła, co spotęgowało efekt, i zostawiła skonsternowanego mężczyznę.
Znalazła się w holu, gdzie ściany pomalowane były na intensywnie pomarańczowy kolor. W środku było mniej ludzi niż na zewnątrz: kilka całujących się par, grupki chłopaków i dziewczyn, kolejny ochroniarz. W powietrzu unosił się zapach cytrusów, było duszno, a rycząca tu muzyka nie pozwalała w spokoju pomyśleć. W sumie to nic dziwnego, ludzie nie przychodzili tu, by myśleć. Po prawej stronie zauważyła schody na dół, prawdopodobnie prowadzące do łazienek, na wprost był korytarz.
Jennifer ruszyła właśnie tym korytarzem. Nie był długi, po bokach naliczyła cztery pary drzwi, prowadzących zapewne do prywatnych loży. Przeszła przez łuk znajdujący się na końcu korytarza i znalazła się na parkiecie. Roiło się tu od ludzi, śmierdzących potem i alkoholem; lekki zapach owoców cytrusowych rozpłynął się w tym odorze. Jennifer nie była w stanie stwierdzić, ile osób się tu dzisiaj bawiło. Sala była ogromna, a tańczący strasznie upchani jak w autobusie miejskim, tyle że tutaj wszyscy wyginali się w rytm muzyki.
Jennifer podeszła do baru znajdującego się po prawej stronie. Wokół niego stały ciemnobrązowe stoliki otoczone prostymi sofami o podbiciu tak samo intensywnie-pomarańczowym, jak ściany w holu i na korytarzu.
Jennifer oparła się o bar i zaczęła swoją obserwację. Jej wzrok ślizgał się po ciałach tańczących, popijających piwo przy barze, stojących pod ścianą i obserwujących wijące się dziewczyny, siedzących wokół stolika i sączących eleganckie drinki. Nigdzie nie dostrzegła znajomej twarzy, co przyjęła z ulgą. Nigdzie też nie widziała swojego celu – Franka Millsa.
Frank Mills był biznesmenem i współpracownikiem Giancarla Fabiano, jej stryja. Był prezesem jakiejś dobrze prosperującej firmy, której nazwy nie pamiętała, ponieważ nie była istotna (Jennifer zapamiętywała tylko wartościowe informacje). Firma Millsa zajmowała się czymś związanym z nowoczesną technologią. Czym? Tego też nie wiedziała. W każdym razie Giancarlo wkładał w nią pieniądze, a konkretniej w badania przez nią prowadzone. Były to postępowe badania, ściśle tajne, które stryj miał zamiar wykorzystać w przyszłości – ale do czego?, tego już nie powiedział.
Giancarlo miał mieć wyłączny dostęp do tych badań, tak też zapewniał go Mills. Jednak niedawno okazało się, dzięki jednemu z współpracowników Giancarla pracującego w owej firmie, że Mills udostępnia wyniki tych badań nie tylko stryjowi, ale jeszcze innym ludziom, i to za ogromne pieniądze. Giancarlo Fabiano, jako szanujący się biznesmen i człowiek sukcesu, nie mógł pozwolić, by wykorzystywano go jak pospolitego idiotę. Musiał więc odzyskać zarówno pieniądze, jak i twarz, pozbyć się Millsa i oddać jego stanowisko komuś bardziej godnemu zaufania.
Do tego przedostatniego zadania Jennifer nadawała się wprost idealnie. Musiała uciszyć Millsa i dowiedzieć się, gdzie trzyma pieniądze, niekoniecznie w tej kolejności. Jej zadanie było tym łatwiejsze, że Mills był znanym kobieciarzem i była pewna, że nie oprze się jej wdziękom. Żaden mężczyzna by się nie oparł.
Problem polegał na tym, że nigdzie go nie widziała. Na pewno dostrzegłaby go, gdyby tańczył z innymi na parkiecie. Musiał więc być w którejś z prywatnych lóż. Jennifer spojrzała w górę. Nad częścią parkietu znajdował się balkon podtrzymywany chudymi, metalowymi kolumienkami, do którego dostęp mieli goście lóż. Balkon był podzielony na cztery części oddzielone od siebie balustradą. Znajdowały się tam podobne stoły i sofy co tu, na dole, a zajmowali je głównie faceci w garniturach i ich towarzyszki. Do każdej z części prowadziły oddzielne drzwi. Jennifer nie zauważyła nigdzie Millsa, dostrzegła natomiast dziewczynę roznoszącą drinki obywatelom loży, zapewne kelnerkę. Postanowiła spróbować.
Uśmiechając się słodko do barmana, zamówiła dwa najdroższe drinki. Czekając, rozejrzała się jeszcze, by nabrać pewności, że niczego nie ominęła. Gdy drinki były gotowe, porwała je z baru i ruszyła w stronę wyjścia. Jednak tam, jak spod ziemi, wyrósł Frank Mills.
Nie był brzydki ani nie powalał urodą. Był po prostu przeciętny. Miał łagodne rysy twarzy, jasne włosy zaczesane do tyłu i niewielką nadwagę. Towarzyszyło mu kilku mężczyzn; wszyscy wyglądali elegancko i nienagannie.
Jennifer stanęła i spojrzała na drinki w swoich dłoniach, zastanawiając się, co zrobić teraz. Gdy z powrotem przeniosła wzrok na Millsa, zauważyła, że on też na nią patrzył.
Przecież to nie mogło być takie proste…
Jennifer ruszyła pewnym krokiem przed siebie, rzucając tylko przelotne spojrzenie w stronę biznesmena. Widać było, że on i jego koledzy zdążyli już trochę pobalować, choć Mills dawał jeszcze radę utrzymać się na nogach.
Gdy Jennifer mijała mężczyznę, udając, że nie zwraca na niego uwagi, ten zatrzymał ją.
- Czy to jest dla kogoś specjalnego? - spytał, próbując przekrzyczeć muzykę i wskazał głową drinki na jej dłoni. Pewnie miał na myśli chłopaka.
Jennifer zarzuciła włosami, odsłaniając ramię i długą szyję. Zauważyła, że wzrok Millsa mimowolnie powędrował w tamtą stronę. Uśmiechnęła się i nachyliła, by wykrzyczeć mu do ucha:
- Gdyby to było dla kogoś specjalnego, nie nosiłabym tego sama!
Mills odsunął się na niewielką odległość i skinął na dwóch mężczyzn ze swojej ekipy, którzy wyglądali na dość trzeźwych. Tamci kiwnęli głowami. Mills wziął jeden z drinków od Jennifer i podał jej ramię. Ona nie wzięła go od razu, drocząc się z nim, ale już po chwili oboje szli pomarańczowym korytarzem. Mills zaprowadził Jennifer do jednej z loży; dwaj jego ludzie zostali przed wejściem. Gdy zamknął drzwi, muzyka ucichła niemal całkowicie i dopiero teraz dziewczyna zdała sobie sprawę, jak bardzo boli ją od niej głowa.
Prywatna loża była bardziej elegancka niż Jennifer mogłoby się zdawać. Stoły były większe, a kanapy, choć utrzymane w podobnej tonacji kolorystycznej, bardziej wyrafinowane od tych na sali. Na ścianach wisiały poły ciemnopomarańczowego materiału, imitując zasłony, a pod nimi w brązowych doniczkach stały fikusy. Aromat cytrusów powrócił, mieszając się z lekkim, świeżym zapachem roślin.
- Jak ci na imię? - spytał Mills, rozsiadając się wygodnie na jednej z kanap.
Jennifer stała w miejscu, udając, że nie wie, co zrobić.
- Kate – skłamała, starając się, by jej głos zabrzmiał niepewnie.
- Nie musisz się mnie wstydzić, Kate – powiedział łagodnie, poklepując sofę obok siebie. - Przysiądziesz się?
Jennifer zrobiła kilka ostrożnych kroków w jego stronę i usiadła, niezbyt blisko, prosto jak struna, jakby była spięta. Widziała, że Millsa kręciła jej udawana nieśmiałość. W sumie, mogłaby kropnąć go już teraz, ale najpierw musiała się dowiedzieć, gdzie trzymał pieniądze. A jeszcze wcześniej, czy nikt tu przypadkiem nie wejdzie.
Mills nachylił się, by być bliżej niej. Wolną ręką odgarnął jej kosmyk włosów.
- Rozluźnij się, Kate – szepnął. - Napij się jeszcze.
Jennifer posłuchała i upiła spory łyk. Drink był okropnie słodki i wcale nie poczuła alkoholu. Na pewno nie znajdzie się na liście ulubionych trunków dziewczyny.
- Lepiej? - spytał Mills.
Jennifer pokiwała gorliwie głową. Biznesmen uśmiechnął się i nachylił, by ją pocałować. Dziewczyna starała się nie zwracać uwagi na jego zbyt natarczywy język, bijący od niego smród alkoholu i obłapiające ją łapska. Gdy już się od niej odsunął, z trudem powstrzymała odruch wymiotny.
Mills odłożył drinka i poklepał swoje kolana, pokazując, że ma na nich usiąść.
- No, dalej, Kate, nie wstydź się – poganiał ją. - Gwarantuję, że będziesz zadowolona.
Ty za to nie za bardzo, przemknęło przez głowę Jennifer, ale nie powiedziała tego na głos. Za to zerknęła nerwowo na drzwi.
- A jeśli ktoś wejdzie? - spytała cichutko.
Mills zaśmiał się.
- Nikt nie wejdzie.
- Na pewno? - dopytywała się.
- Na pewno – uspokajał ją, wyraźnie zniecierpliwiony. - No, chodź, malutka, już nie mogę się doczekać.
Jennifer, przewracając oczami, odstawiła drinka i usiadła okrakiem na kolanach Millsa. Mężczyzna zaczął nerwowo rozpinać pasek u spodni, ale Jennifer odsunęła jego drżące dłonie.
- Może ja to zrobię – zaproponowała, posyłając mu zalotny uśmiech.
Rozpięła pasek i powoli zaczęła wyjmować go ze szlufek. Mills tymczasem wiercił się niespokojnie. Jennifer wzięła pasek do rąk, złożyła na pół i strzeliła nim, nie spuszczając z niego słodkich oczu. Mężczyzna aż podskoczył, po czym zrobił bardzo wygłodniałą minę, złapał ją w pasie i przyciągnął bliżej siebie.
Jennifer śmiała się w duchu z tego przedstawienia, nie mogła uwierzyć, jak bardzo mężczyźni są naiwni.
Przysunęła się do niego jeszcze bliżej, założyła mu ręce na ramiona i nachyliła się, by wyszeptać mu do ucha:
- A teraz gadaj, draniu, gdzie są pieniądze Giancarla Fabiano.
- Jakie pieniądze? - Mills chyba musiał być w ekstazie, bo nie zrozumiał tego, co do niego powiedziała.
Po chwili jednak jego źrenice rozszerzyły się gwałtownie, a na twarz wystąpił wyraz przerażenia. Dotarło do niego, po co przyszła Jennifer. Już otwierał usta do krzyku, ale dziewczyna szybko i zręcznie owinęła mu pasek wokół szyi tak, że wydobyło się z nich tylko rzężenie.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie, ty szumowino – warknęła mu prosto w twarz. - Powinieneś wiedzieć, ze gdy robisz interesy z Giancarlem Fabiano, masz być w stu procentach lojalny, inaczej trafisz tam, skąd nigdy nie wrócisz. Rozumiesz, co mówię?
Twarz Millsa czerwieniała z każdą sekundą, ale Jennifer przytrzymała go jeszcze chwilę, zanim rozluźniła pasek i zeszła wreszcie z jego kolan. Mężczyzna przetoczył się na ziemię, wywracając przy tym stół, który narobił niemałego hałasu. Jennifer zdążyła jeszcze złapać drinki, zanim się potłukły i odstawić je w bezpieczne miejsce. Mills tymczasem znajdował się na czworakach, chwytając łapczywie powietrze, krztusząc się i charcząc. Jennifer spojrzała jakby od niechcenia w stronę drzwi, by upewnić się, że ochroniarze nie usłyszeli hałasu. Ale nie, może i tu było cicho, ale na korytarzu wciąż huczała muzyka i nikt nie usłyszałby dźwięków dochodzących z loży.
Jennifer okrążyła Millsa, przykucnęła tuż przed nim i, chwytając go za podbródek, uniosła jego głowę.
- Teraz porozmawiamy? - spytała słodkim głosem.
- Ty mała suko! - wycharczał z trudem biznesmen.
Jennifer przewróciła oczami i trzasnęła paskiem po jego plecach tak, że opadł plackiem na ziemię.
- Będziemy rozmawiać – powiedziała ostro. - Inaczej będę ostatnią dziewczyną, jaką widziałeś w życiu. A tego chyba byś nie chciał, co?
Nie żeby Jennifer miała zamiar oszczędzić Millsa, gdy już się dowie, gdzie są pieniądze, ale niech sobie chłopak myśli, że ma jakiś wybór.
- Nie myśl sobie, że ci to ujdzie na sucho, dziwko – warknął Mills, z powrotem podnosząc się na czworakach. - Zaraz się tobą zajmę. Będziesz krzyczała tak, że nawet ten przeklęty Fabiano cię usłyszy.
Jennifer uniosła brwi i z trudem stłumiła parsknięcie.
- Naprawdę jesteś idiotą – westchnęła smutno. Podniosła się z kucek, podeszła z boku Millsa i kopnęła go w brzuch tak, że obrócił się i upadł plecami na ziemię. Zawył i skulił się, łapiąc za skopane miejsce. - Nawet trochę mi ciebie żal.
Przyklękła okrakiem nad brzuchem mężczyzny, z nogami przy jego bokach i pochyliła się nad nim. Chciał ją odepchnąć, ale strzeliła mu w ręce pasem i zaniechał dalszych, bezsensownych prób.
- Kim ty jesteś, u diabła? - warknął.
Jennifer zrobiła zdziwioną minę.
- To jeszcze się nie domyśliłeś? Nie uwierzę, że o mnie nie słyszałeś… Podpowiem ci – nachyliła się i wyszeptała mu do ucha: - Giancarlo Fabiano jest moim stryjem. - Odsunęła się, by zobaczyć jego reakcję. Twarz biznesmena w ciągu kilku chwil zmieniła kolor z czerwonej na trupio bladą, a z jego ust wysypały się ohydne przekleństwa. - Teraz będziesz grzeczny? - Przyłożyła mu pasek do szyi, manifestując swoją siłę.
- Czego chcesz? - charknął Mills.
- Dowiedzieć się, gdzie są pieniądze mojego stryja.
Biznesmen wahał się przez dłuższą chwilę.
- Nawet jeśli ci powiem, i tak mnie zabijesz. Przecież cię znam.
Jennifer westchnęła przeciągle w wyrazie poirytowania i wyprostowała się.
- Wcale mnie nie znasz. Gdybyś mnie znał, wiedziałbyś, że zabijam tylko tych, którzy są tak głupi, by dalej trwać w swojej zdradzie albo niechęci do stryjka. Jeśli okażesz skruchę, oddasz pieniądze i przysięgniesz lojalność, Giancarlo na pewno pozwoli ci żyć, gwarantuję. Mój stryj jest honorowym człowiekiem.
- Jakoś nie chcę mi się wierzyć – mruknął Mills, nieprzekonany. Pewnie zdał już sobie sprawę, że ma teraz dwa wyjścia. Albo może wszystko powiedzieć i liczyć na to, że Jennifer mówi prawdę, w co chyba nie wierzyło żadne z nich. Albo iść w zaparte, ufając, że nie zabije go, póki nie dowie się, gdzie są pieniądze; będzie więc miał kartę przetargową. Jennifer milczała w oczekiwaniu na jego decyzję. Choć pewnie niełatwo mu się myślało z pięćdziesięcioma kilogramami na brzuchu i groźnie kołyszącym się przed nosem paskiem. - Jakoś nigdy nie spotkałem nikogo, kto przeżyłby rozmowę z tobą.
Jennifer wzruszyła ramionami.
- Ci, którzy przeżyli raczej tego nie rozgłaszają. Gdyby ktokolwiek się dowiedział, że choć jedną osobę puściłam wolno, to byłby ogromny cios dla mojej reputacji. A ja nie mogę sobie na to pozwolić. Wiesz, jak reputacja jest ważna dla mojej pracy.
Powiedziała to tak swobodnie i lekko, że nawet ona w to uwierzyła. Zamachnęła mu paskiem przed nosem, by przyśpieszyć decyzję.
- Dobra, niech będzie! - zawołał nagle, a w jego głosie słychać było strach i rezygnację. - Przepraszam za wszystko! Pieniądze są w skrytce na Dworcu Centralnym! Oddam wszystko! Tylko, proszę, zostaw mnie w spokoju!
Jennifer zmarszczyła brwi i spojrzała na niego nieufnie.
- Nie bujasz mnie?
- Nie, nie, nie! To szczera prawda! W życiu nikt by nie podejrzewał, że w takiej skrytce jest ukryte tyle pieniędzy, przysięgam! Numer skrytki to 2173.
- A kluczyk?
- W moich spodniach. Przy mnie jest najbezpieczniejszy. - Zaśmiał się nerwowo, ale zaraz ucichł, patrząc z przestrachem na dziewczynę.
Jennifer sięgnęła do kieszeni Millsa i wyjęła mały, metalowy kluczyk z wygrawerowanym numerem 2173.
- Dziękuję, byłeś bardzo pomocny – rzuciła do Millsa, zanim owinęła paskiem jego szyję. Ścisnęła mocniej niż wcześniej, a on wił się i charczał, usilnie próbując złapać życiodajny oddech. Dopiero gdy mężczyzna przestał wydawać z siebie jakiekolwiek dźwięki, a pośmiertne konwulsje ustały, Jennifer wstała i przeciągnęła się, jakby właśnie robiła coś bardzo nudnego.
Teraz pora na ewakuację, oczywiście przemyślaną.
Złapała za kieliszki, zamotała je w chustkę znalezioną w marynarce Millsa, a następnie stłukła je o podłogę. Szczelnie owinięte potłuczone szkło schowała do kopertówki, podobnie jak pasek i kluczyk. Upewniła się, że wszystko jest w porządku i ruszyła w stronę drugich drzwi, tych prowadzących na balkon. Za nimi był tylko króciutki korytarz i prowadzące na górę schody. Zdjęła szpilki, wzięła je do ręki i pokonała stopnie w kilka chwil.
Część balkonu, na którą wyszła, była pusta, ale obok bawili się ludzie, choć byli tak pijani, że nawet jej nie zauważyli. Znowu zaatakowała ją ogłuszająca muzyka nie pozwalająca myśleć. Ale nie zamierzała poddać się jej. Przeskoczyła przez barierkę na drugą część balkonu. Balujący tam ludzie nie zwrócili na nią uwagi.
Wychyliła się przez balustradę i zrzuciła szpilki, nie patrząc, czy ktoś obrywa nimi w głowę. Kopertówkę schowała pod sukienkę na wysokości brzucha. Przeszła przez metalową balustradę i, trzymając się jedną ręką, schyliła się, by spojrzeć pod spód. Balkon był podtrzymywany przez kolumienki. Dosięgnęła nogą jednej z nich i zdołała ją owinąć. Drugą ręką złapała balustradę, a nogą otoczyła kolumienkę. Teraz szybko puściła ręce, zjechała trochę w dół i całym ciałem, rękami i nogami, przytuliła się do kolumienki.
Odetchnęła z ulgą, gdy jej się to udało. Nogi i ręce miała nagie, a skóra stawiała większy opór metalowi niż tkanina, więc była już spokojna. Zeszła powoli, zsuwając się jak strażak po rurze.
Gdy znalazła się już na dole, rozejrzała się, czy aby nikt nie zwrócił na nią uwagi. Ze zdziwieniem jednak stwierdziła, że nikt nie zainteresował się dziewczyną bawiącą się w Tarzana. Wyciągnęła torebkę spod sukienki, porwała swoje szpilki, które dostrzegła nieopodal i ruszyła w stronę wyjścia, uważając, by nie natknąć się na kolegów Millsa.
Gdy była już pod łukiem, dostrzegła, że dwaj ochroniarze wciąż stoją pod lożą nr 3, rozmawiając i żartując. Z jednej strony to dobrze, bo znaczyło to mniej więcej tyle, że nikt jeszcze nie wiedział o śmierci biznesmena, zatem nie szukano zabójcy, czyli jej. Z drugiej pojawił się problem, jak ich ominąć. Pewnie na sali było gdzieś tylne wyjście, ale zbyt dużo czasu zajęłoby jej znalezienie go, a potem okrążenie budynku i dotarcie do Charliego. Nie, ta opcja zdecydowanie odpadła. A może ochroniarze wcale nie pamiętają, jak wygląda i mogłaby przejść obok nich, jak gdyby nigdy nic? Może jej nie poznają? Chociaż nie, to zbyt ryzykowne, musiała wymyślić coś innego.
Właśnie w tym momencie przechodziła obok niej grupka rozchichotanych, młodych dziewczyn. Jennifer błyskawicznie wpadła na nowy pomysł. Złapała szybko jedną z tych dziewczyn pod ramię, szczerząc się do niej i śmiejąc głupio jak pozostałe. Nie była pewna, czy tamta w ogóle zauważyła jej obecność. Mijały ochroniarzy, ale żaden z nich w życiu nie pomyślałby, że jedną z tych panienek jest dziewczyna, którą ich pracodawca przed chwilą zaprosił do loży.
Z pomocą jej nowych, chichoczących przyjaciółek Jennifer udało się ominąć ochroniarzy. Dziewczyny skręciły w lewo, do łazienek, a ona poszła dalej.
Wyszła z parnego klubu prosto w objęcia chłodnej nocy. Od razu poczuła się lepiej. Minęła pilnujących wejścia ochroniarzy, z których żaden nie zwrócił na nią uwagi i skierowała się do zaparkowanego na uboczu Range Rovera. Usłyszała, jak silnik samochodu startuje; Charlie musiał ją zauważyć.
Wsiadła do środka, szczerząc zęby do przyjaciela. Charlie wrzucił pierwszy bieg i ruszył.
- Wszystko załatwione? - Jego ton brzmiał, jakby pytał o wizytę u dentysty albo sprawdzian w szkole, a nie o zimnokrwiste zabójstwo.
Jennifer machnęła ręką.
- No jasne, trochę mnie nazwymyślał, a potem wyśpiewał wszystko.
Właśnie przejeżdżali obok głównego wejścia do klubu, docierała do nich głośna muzyka. Charlie zapatrzył się na neonowy napis nad wejściem.
- Kiedy pójdziemy na taką imprezę tylko po to, żeby się zabawić? - spytał z przekąsem.
Jennifer zaśmiała się.
- Nie mam pojęcia.
Dalej jechali w milczeniu. Dopiero gdy elektryczna muzyka ucichła, a świecące w górę reflektory zniknęły za wieżowcami, Charlie zapytał:
- To dokąd teraz?
Jennifer otworzyła torebkę i wyciągnęła kluczyk.
- Na dworzec centralny. Skrytka nr 2173.
- Serio? - zdziwił się Charlie, na co dziewczyna zaśmiała się.
- Widzisz? To, że tak cię to dziwi znaczy, że Mills wybrał świetne miejsce. - Z torebki wyciągnęła jeszcze potłuczone kieliszki w serwetce i rzuciła je na kolana Charliego. - Pozbądź się tego.
Chłopak spojrzał na nie.
- Czyżby to były dowody? - zapytał lekkim tonem.
- A żebyś wiedział. Są na nich moje odciski palców. - Jennifer wyciągnęła jeszcze pasek i zarzuciła Charliemu na ramiona. - A to narzędzie zbrodni.
- Smakowicie… Ale możesz mi nie przeszkadzać, wariatko? Nie widzisz, że prowadzę?
Reszta drogi minęła im w ciszy. Jennifer była potwornie zmęczona i, mimo że ze wszystkich sił starała się je powstrzymać, powieki same jej opadały.
Kiedyś, gdy była jeszcze młodsza, po Akcjach adrenalina zawsze trzymała ją w gotowości do samego rana. Za nic w świecie nie potrafiłaby usnąć. Kiedyś Akcje sprawiały, że była podekscytowana jak mała dziewczynka, przekonana, że to, co robi jest bardzo ważne i niezwykłe, a przy tym zakazane i niebezpieczne. Kiedyś to wszystko sprawiało jej radość: planowanie, zakradanie się, uwodzenie i w końcu samo zabijanie. Teraz uważała to za swój obowiązek, może nie nudny i codzienny, ale zwykły i powtarzający się. To już nie było dla niej czymś nowym i ekscytującym, straciło swoją magię. Teraz wszystkie Akcje kalkulowała na chłodno, bez podekscytowania ani nawet zainteresowania.
Chociaż zdarzało się, że czasami odnajdowała w sobie to dziecko sprzed lat, które cieszyła jego praca. Najczęściej bywało tak, gdy miała nadzieję, że osoba, którą miała zlikwidować była w jakiś sposób powiązana ze śmiercią jej rodziców. Wtedy zwykle zabierała się do pracy z chęcią i podwójnym entuzjazmem. Potem jednak najczęściej okazywało się, że jej nadzieje były płonne, a ofiara miała tyle wspólnego z tamtym wydarzeniem, co ślimak z orłem.
Bo tak naprawdę Jennifer do tej pory nie wiedziała, kto tego dnia wydał wyrok na jej rodzinie, ale jej ukrytym celem było się tego dowiedzieć. A gdy już się dowie…
No cóż, w końcu Jennifer była mistrzynią w swoim fachu.

***

Przedstawiam rozdział numer 2. Chyba już się domyślacie, że rozdziały będą pisane na zmianę z perspektywy Jacka i Jennifer. Może będzie ciekawie? Mam nadzieję :) W każdym razie tak oto przedstawia się nasza Jennifer 10 lat po wydarzeniach przedstawionych w prologu. Co myślicie na jej temat? Jestem ciekawa Waszych opinii ;)

Informuję, że pojawiła się zakładka "Bohaterowie". Pomimo poświęcenia jej praktycznie całego weekendu, karuzeli przed oczami z powodu przeglądania zbyt dużej ilości zdjęć i ochoty wyrwania kabla z routera, a potem zamordowania nim laptopa (internet mi nawalał) oto jest. I muszę przyznać, że, jak na moje możliwości, jestem zadowolona. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że mogło być lepiej, że część wizerunków nie do końca pasuje do bohaterów, ale na tę chwilę dałam z siebie wszystko. I serdecznie zapraszam Was do zakładki "Bohaterowie", która, mam nadzieję, przybliży Wam co nieco tę całą hołotę :p Cały czas planuje dalsze jej rozbudowywanie, dodanie nowych danych i postaci, więc jakbyście mieli jakieś uwagi albo sugestie, podzielcie się nimi ze mną.

A teraz ta smutna wiadomość, no, przynajmniej dla mnie. Od poniedziałku wyjeżdżam w totalną dzicz, no wiecie, zero internetu, zasięgu też może nie być, i takie tam. Wracam czternastego lipca i prawdopodobnie tego samego dnia jadę dalej w podróż (oby (!) złożyć papiery na studia, błagam, trzymajcie kciuki, żebym się dostała :), także możecie się spodziewać, że będę nieobecna przez cały ten długi czas (jest szansa, że z wtorku na środę zawitam w domu, więc może dam jakiś znak życia ;). Myślę, że następny rozdział pojawi się po piętnastym lipca, a potem to już poleci, tak jak obiecałam, co dwa tygodnie.

A teraz mam sprawę właśnie do Ciebie. Jeśli czytasz moje opowiadanie, to daj znać, czy Ci się podoba czy nie. To bardzo wiele dla mnie znaczy i myślę, że każdy, kto pisze własne, wie, co mam na myśli.

Dziękuję za wszystkie dotychczasowe komentarze! Proszę o więcej!
Informujcie mnie, gdy zauważycie jakieś błędy lub nieścisłości, to mi bardzo pomoże.

Życzę wszystkim wesołych, gorących, interesujących, cudownych i owocnych wakacji! :D

Trzymajcie się ciepło,
Naiada

15 komentarzy:

  1. Hej kochana! ;*
    Ja dziś tylko na chwilkę, bo właśnie przeczytałam Twój komentarz i przybyłam by gorąco Ci za niego podziękować! ;) Oczywiście, że wywołałaś na mojej twarzy uśmiech! ;) Twoja opinia na temat WiZ ogromnie mnie ucieszyła i sprawiłaś mi wielką radość tymi wszystkimi miłymi słowami. Aż się chce człowiekowi pisać, widząc takie opinie;) Dziękuję!

    Już dodaję Twój blog do moich linków, więc na pewno nie zapomnę, żeby wpaść tu w pierwszej wolnej chwili. Dziś (i pewnie w nastepny tydz również) nie mam czasu by zapoznać się z Twoim opowiadaniem, ale na pewno dostaniesz ode mnie komentarz! ;) Tylko proszę o cierpliwość, bo sesja wytchnienia mi nie daje...

    Pozdrawiam! ;* I jeszcze raz dziękuję ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej;) Nie masz zakładki spam, więc powiadomię tutaj, że pojawił się u mnie nowy rozdział;) Właśnie odpisuję u siebie na Twój komentarz, a w najbliższym czasie siadam do twoich rozdziałów. Sesja prawie minęła i wreszcie zaczynam żyć, haha;D

      Usuń
  2. PRZEPRASZAM. Od tego powinnam zacząć swój komentarz. Bo mnie poinformowałaś o nowym rozdziale. A ja przez to, że dopuściłam do powstania burdelu w zakładce ze spamem, przeoczyłam Twój komentarz. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Przyznaję się i przepraszam :)

    Jennifer – ależ ona zimnokrwista~! W sumie… Po tylu latach miała dziewczyna prawo popaść w rutynę. Jestem bardzo ciekawa, jak panowie agenci namieszają jej w życiu i kto wygra tę batalię. Wątpię, że Jennifer pójdzie z nimi równie łatwo jak z Millsem. ;) <- bardzo odkrywczy Hagiś.

    Co do bohaterów, to mogłabym wzdychać i wzdychać do Charliego i Matta. 10/10. :3 W ogóle bardzo dopracowana zakładka. Dobra robota!

    Jestem bardzo ciekawa postaci Charliego – niby stoi z boku, ale koniec końców jest względem Jennifer bardzo oddany i w pewnym momencie może się okazać, że jest skłonny do wielkich poświęceń.

    Powodzenia w rekrutacji! Na pocieszenie powiem Ci, że jest jeden przeogromny plus tej rekrutacyjnej atmosfery – matura już za Tobą! :D Mnie czeka w tym roku, więc możesz sobie wyobrazić, jak bardzo Ci zazdroszczę.

    Pozdrawiam serdecznie, mam nadzieję, że wyjazd do "dziczy" Ci się udał :) I jeszcze raz przepraszam za moje niedopatrzenie.

    Hagiri z Rozmów Międzymiastowych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musisz mnie za nic przepraszać, ważne, że przeczytałaś i to mnie cieszy najbardziej ;)
      Mam nadzieję, że Matt i Charlie nie podobają Ci się tylko z wyglądu, ale również z charakterów :p a jeśli chodzi o tego drugiego... słusznie jesteś go ciekawa, bo, jak każdy, on również popełnia błędy... ale o tym później ;)
      Chociaż masz jeszcze rok, już teraz życzę Ci powodzenia na maturze. Pewnie planujesz po niej jakieś studia, więc radzę, byś zastanowiła się bardzo dobrze i poszła na taki kierunek, który sprawi Ci radość :)
      Dziękuję bardzo za komentarz :*
      PS. Wyjazd do dziczy był baaardzo udany, choć jednocześnie wykańczający ;p

      Usuń
  3. Hej! ;) Obiecywałam, że przybędę z komentarzem i oto jestem;) Przeczytałam oba rozdziały i prolog i muszę przyznać, że opowiadanie zapowiada się, moim zdaniem, naprawdę interesująco! ;) Przede wszystkim ujęłaś mnie tym, że mamy motywy jakiejś mafii, szemranych interesów, zabójstw, a to zdecydowanie moje klimaty. Także już od prologu jestem ogromnie ciekawa, co będzie działo się dalej.
    To, że Jen straciła rodziców już w prologu jest trochę typowe, ale to nic, bo dalsze wydarzenia już mocno zaskakują. Spodziewałam się przeczytać, że dziewczyna jest samotna, błąka się gdzieś po świecie szukając własnego ja i muszę Ci powiedzieć, że byłam mocno zdziwiona czytając o niej jako płatnej zabójczyni i takiej 'dziewczynce na posyłki', która sieje postrach i wyrobiła sobie imię. Bardzo mi się to podoba, bo jest takie oryginalne i daje duże pole do popisu. Teraz się zastanawiam czy ona to robi z zemsty, czy chce jakoś zapomnieć, czy po prostu tak została 'wychowana' przez wujka. Może wpoił jej do głowy takie zasady i dlatego Jen nie wyrosła na grzeczną dziewczynkę. Nie wiem, w każdym razie czuć, że motyw zemsty jest tu bardzo wyraźny. I ciekawa jestem czy ona znajdzie w końcu tych, którzy zabili jej rodziców. To dziwne, że do tej pory pozostają nieuchwytni. Czyżby tak dobrze się kamuflowali? A może to był ktoś bliski?
    Powiem tak, mam dużo pytań, dużo różnych hipotez, które w większości są pewnie zupełnie bez sensu:D W każdym razie czekam na kolejny rozdział i tam już się odniosę do szczegółów, a nie ogółów jak tutaj;D Podoba mi się jak piszesz, podobają mi się wątki (choć na razie tak naprawdę niewiele wiadomo) i życzę Ci dużo weny! ;**

    Czekam na następny rozdział! ;*
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię tu widzę :D Jestem usatysfakcjonowana, że mimo przewidywalnego prologu, dalsza część już Cię zaskoczyła. I podoba mi się, że tak rozwodzisz się nad fabułą (zawsze, gdy czytam takie komentarze, w mojej głowie rodzą się nowe, szemrane pomysły ;p) Pozwól, że nie odpowiem na Twoje pytania, by nie psuć ci frajdy czytania dalszych rozdziałów. Choć muszę przyznać, że niektóre tajemnice jeszcze dłuuugo nie znajdą rozwiązania ;)

      Dziękuję bardzo za komentarz :*

      Usuń
  4. Zapraszam serdecznie na kolejny rozdział;) Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba jednak będę komentować każdy rozdział ;)
    Wow! Obiecałaś, że Jennifer będzie zimną, bezwzględną profesjonalistką i nie były to słowa pisane palcem po wodzie. Jest w 100% taka, jaką ją sobie wyobrażałam. Jej charakter oddałaś we wszystkim - słowach, ruchach, przemyśleniach, zachowaniu, gestach itd. Dobry pisarz umie pokazać cechy bohatera przez to, co ten robi, nie musi wprost informować czytelnika - Jennifer jest podstępna. Jennifer jest manipulantką. etc. A Ty zdecydowanie jesteś dobrą pisarką! :)
    No cóż, pozostaje mi tylko przenieść się na podwórko, wziąć leżak, telefon i czytać dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Polubiłam Tę Jennifer! To już z pewnością nie jest ta mała dziewczynka uciekająca przed wrogami! Teraz sama skutecznie się ich pozbywa i to w jaki sposób! A to, jak zbajerowała tego biznesmena było mistrzowskie! I właśnie zastanawiało mnie, jak się pozbędzie dowodów i czy w ogóle będzie próbowała coś z nimi zrobić, ale na pewno nie spodziewałam się, że w sukience będzie złazić (niczym tarzan xD) z balkonu. Tylko zastanawiam się, jakim cudem te dziewczyny się nie zorientowały, że idzie z nimi ktoś obcy... Chyba musiały być nieźle wstawione xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Jednak jeszcze nie śpię i czytam, bo i tak byłem zmuszony zeskanować komputer, bo mam jakieś wirusy i wyświetla mi się sterta niepotrzebnych reklam, stron, itd (koszmar). A że skanowanie trwa z jakieś pół godzinki to może zdążę jeszcze przeczytać i skomentować z dwa rozdziały. No jeden z pewnością zdążę. Jednak nie licz, że będę na bieżąco... znaczy kiedyś na pewno będę, ale ja podobnie jak ty czytam bo lubię czytać, bo czytając innych się również uczę i mogę coś innym przekazać (choćby moje poglądy, opinie). Czytam więc gdy mam czas i zdarza się, że miesiąc do kogoś nie zaglądam, a potem nabierze mnie niezwykła ochota i czas pozwoli i nadrabiam zaległości w 1-3 dni, nawet jeśli to jest kilkadziesiąt rozdziałów. Potrafię też czytać blogi, które się zakończyły, bo uwielbiam historie, które sięgnęły końca. Nienawidzę się w coś mocno zaangażować, zżyć z bohaterami głównymi, innymi postaciami, wydarzeniami, czekać na odkrycie zagadki, mieć jakieś swoje własne przypuszczenia i typy i nagle wchodzić na taki blog i czytać "strona nie istnieje". Wtedy się naprawdę bardzo denerwuje, dlatego mam nadzieję, że twoje opowiadanie nie powstało w wyniku słomianego zapału, bo ja już się z nim zżywam (istnieje takie słowo? nie podkreśliło mi czym jestem bardzo zaskoczony),
    No a teraz może w końcu o treści, bo muszę pozamykać programy by mi ten program wirusy pousuwał.
    Skończyłem na "- Jak ci na imię?", bo jednak muszę pozamykać programy by ten anty coś tam wyczyścił co zbędne, tak więc resztę doczytam na tel, a komentarz taki twórczy wykaligrafuje jutro, bo z tel to znowu mi marnie pójdzie.
    Póki co mogę powiedzieć tyle, że jestem zawiedziony wujem iż pozwolił Jeni na posługiwanie się bronią i tę całą dorosłą i morderczą zabawę w gangsterkę, bo przecież to dziewczynka była, mógł ją trzymać z daleka od tego złego świata. Chyba nie zapałam do faceta sympatią.
    Z początku (przy czytaniu rozdziału pierwszego) zastanawiałem się dlaczego Jeni jest taka zimna. Sądziłem iż być może wujek był dla niej oschły, albo surowy, albo w ogóle była mu obojętna. Teraz prawda okazała się zupełnie inna - on ją wychował na zabójce, na "córkę mafii" (chyba był film o tym tytule) i to sprawia, że nie lubię tego faceta jeszcze bardziej.
    Za to pałam sympatią do Charliego (chyba dobrze napisałem jego imię). Samą Jeni też lubię, choć chyba można o niej powiedzieć więcej złego niż dobrego, ale jako postać wydaje mi się, że przypadnie mi do gustu i że świetnie ją wykreujesz. Motyw z drinkami, podrywem... genialne, ale niestety dokończę na tel, więc zapewne więcej o tym napiszę jutro.
    Wybacz błędy w pisowni imion, ale ja wszystko spolszczam, bo innojęzyczne ciężko mi zapamiętać (z pisowni zwłaszcza). Mam więc nadzieję, że nie będziesz mi tego miała za złe.
    Pozdrawiam
    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, niestety, wiem bardzo dobrze, co to słomiany zapał, bo baaardzo często mnie dopada i nie kończę, tego co zaczęłam. Ale pracuję nad tym. I wydaje mi się, że w przypadku akurat tego opowiadania pokonam samą siebie i dobrnę do końca, bo w głowie mam już wymyślone zakończenie (nawet dwa! I to przeciwstawne. Myślę, że ostatecznie zdecyduję w trakcie pisania). I byłoby by mi jednak przykro zostawić bohaterów, których pokochałam jak żadnych innych wcześniej :) Także myślę, że mimo wszystko możesz być spokojny.
      Jeśli chodzi o Giancarla, to mogę powiedzieć tylko tyle, że to prawdziwy "biznesmen" i poszukuje zysków (niekoniecznie materialnych), gdzie tylko może, więc trochę trudno się dziwić, że widząc potencjał Jennifer, wykorzystał go. Co do filmu - nie wiem, bo nie widziałam nic takiego. Ale aż się rozejrzę ;)
      No cóż, jeśli chodzi o Jen i Charliego, bardzo zależy mi, żeby pokazać, że nie są to osoby, po których pierwszym spotkaniu, jest się pewnym, że zna się je na wylot. Oboje mają po kilka twarzy i zobaczymy dalej, czy moje plany ukazania ich wypalą ;)
      Jeśli chodzi o błędy to się nimi nie przejmuj. Mam świadomość, że włoskie nazwiska czasami mogą być frustrujące, ale o tym chyba dopiero przekonasz się w dalszych rozdziałach :P Ważne tylko, żebyś wiedział, kto jest kim, a w razie wszelkich wątpliwości, zapraszam do zakładki Bohaterowie
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Giancarla już sobie w myślach spolszczyłem do Gracjana ;-)
      A tak w ogóle to wróciłem by skomentować xD
      Chcę Ci powiedzieć, że to był strasznie perwersyjny tekst; duszenie paskiem, strzelenie z paska, kopniak, zjazd na rurze... Wybacz mi te skojarzenia.
      A teraz tak na poważnie - dziewczyna jest sprytna, ale nie ma w sobie krzty honoru, bo nie dotrzymuje danego słowa. Jeśli obiecała, że po wyznaniu prawdy go nie zabije, to powinna była nie zabijać, w końcu w mafii słowo powinno być święte.
      Czyli tak jak przypuszczałem, wujaszek uczynił z małej dziewczynki maszynkę do zabijania. To powód bym go nie lubił.
      Pytałaś co myślę o Jennifer. Ja ją widzę jako seksowną, zimną sukę, która gdzieś tam głęboko serce w skale jeszcze ma, a przynajmniej ja mam taką nadzieję. Lubię czarne charaktery, ale takie z duszą, więc nie chciałbym by jej tej duszy zabrakło.
      Cała akcja uśmiercania Milsa (chyba tak się zwał) ciekawa, ale mam zastrzeżenia. Ona nie skrępowała mu rąk, prawda? Więc jak siedziała na nim i go dusiła... waży tylko pięćdziesiąt kilogramów, więc zrzucenie jej z siebie dla żadnego faceta nie byłoby trudne. Choć u niego mógł działać stres i zareagować instynktownie, a nie przemyślanie i chwycić za pasek co się zaciskał na jego szyi, chcąc go oczywiście poluźnić i wtedy straciłby szanse na zrzucenie jej bo byłby słabszy po takiej szarpaninie. Tak więc tu mi brakowało czegoś, jakiegoś małego szczegółu, a poza tym jest świetnie, ale czekam na spotkanie J&J ;-)

      Usuń
  8. Wybaczysz mi tę długą nieobecność?:x Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale bloga tak jak chciałam czytać, tak nadal chcę, wiec nadrabiam zaległości.
    Po pierwsze: Charlie. Jeny, już darzę go sympatią. Hm, że Jennifer obiecała mu w dzieciństwie za niego wyjść? Uroczo z jej strony. :D Jak i z jego, że zadeklarował się chronić rodzinę Fabiano i nie dopuścić do jakiegoś kolejnego nieszczęścia.
    Jennifer z kolei uwiodła i mnie swoimi wdziękami. Jak ja lubię kobiety, które potrafią wykorzystać swój seksapil, by zwabić faceta, uwieść go i wykorzystać - pokazać, że to baby pociągają na tym świecie za sznurki. :D Ale po kolei. Spodobały mi się jej obecne relacje z Charlim, który tuszuje wszystkie nieprzyjemne zdania przez telefon, jak i relacje Jennifer z innymi. Choćby z tym Enzo. To tak buduje mi w wyobraźni świat Twojej mafii i daje poczucie, że jest prawdziwy. ^^ Więcej takich rzeczy proszę.
    Dalej, ten numer z ochroniarzem. :D Kurde, łatwo jej poszło. Na pewno oprócz pewności siebie bijącej od dziewczyny musiał podziałać na niego też jej strój. Złote szpile... pozazdrościć. XD
    Akcja, do których dziewczyna już przywykła i które nie posiadają już tej "magii" była bardzo fajna. Trochę niedobrze mi się robiło, gdy już znalazła się z tym Millsem w loży, ale potem fajne go załatwiła jego własnym paskiem od spodni. :D No i niech koniecznie dobrze się pozbędzie i paska i kieliszków. Tamci jego ludzie na pewno zobaczą, ze paska brak i zaczną go szukać wiedząc, że dzięki niemu może uda im się dojść do mordercy. Przyznam też, że faktycznie Jennifer miała szczęście. I tu nie chodzi o jej popis na kolumnie a' la Tarzan xDD, ale o to, że tak łatwo na tego Millsa trafiła i potem sobie z nim poszła do loży. Uważam jednak, że trochę lekkomyślnie postępuję z tym zabijaniem. Ja mam wrażenie, że Mills ściemniał z tą skrytką i tam nie znajdą tych pieniędzy, a coś innego, niewartościowego. Myślę, że Jennifer się pospieszyła, bo jeśli to faktycznie była zagrywka Millsa typu "prawdę zabiorę do grobu" i podał fałszywe informacje przeczuwając właśnie, że i tak i tak zginie, to będzie jego mała zemsta.
    Mam jednak nadzieję, że Jennifer znajdzie to czego szuka. Zarówno pieniądze jak i informacje, kto skrzywdził jej rodzinę. No i że jej reputacja nie ucierpi. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, jakże się cieszę, że Cię widzę! Zaczynałam już powoli tracić nadzieję, że wrócisz. Pewnie, że nie mam Ci za złe nieobecności. Mam tylko nadzieję, że wrócisz do pisania swojego opowiadania, bo tak szczerze trochę mi go brakuje ;)
      Super, że spodobały Ci się postacie Jennifer i Charliego. Tak między nami, to moja ulubiona para bohaterów :p Jennifer ma doświadczenie, urok osobisty i jest bardzo przekonywująca, więc nie ma większych problemów z wyciągnięciem od ludzi tego, czego chce :P
      Bardzo dziękuję za komentarz i strasznie się cieszę, że tu jesteś :D

      Usuń
  9. Komentarz ode mnie do tego rozdziału znajduje się pod poprzednim, bo... właściwie nie wiem dlaczego tak się stało ;-)

    OdpowiedzUsuń