sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 1. Rozpoznanie

Przeczytaj PROLOG

W pomieszczeniu panowała cisza, nie licząc niespokojnych, miarowych oddechów i nerwowego stukania palcami o stół.
- Spóźnia się – zauważył jeden z obecnych młodzieńców, nawet nie próbując ukryć poirytowania. Spojrzał na zegarek, a potem, by jeszcze podkreślić swoje słowa, westchnął ostentacyjnie.
Drugi z nich uśmiechnął się pod nosem.
- Dziwisz się? To przecież Danny.
- To nie uprawnia go do spóźniania się – warknął tamten, a potem odsunął się od stołu, skrzyżował ręce na piersi i zaczął bujać się na krześle z wściekłą miną. Dźwięk stukania ucichnął.
- Na pewno zaraz się pojawi – powiedział Jack, próbując załagodzić sytuację.
Jack był dwudziestoczteroletnim chłopakiem. Miał brązowe, rozczochrane włosy, prosty nos i hipnotyzująco niebieskie oczy. Był wysoki, a pod ciemnym podkoszulkiem rysowało się starannie wyrzeźbione ciało – efekt wielogodzinnych ćwiczeń, starań i wyrzeczeń.
Jego przyjaciel, Matt, był blondynem, a jego włosy, podobnie jak strój były niemal pedantycznie przygotowane i ułożone. Był jeszcze wyższy i tylko trochę starszy od Jacka, o podobnej do niego muskularnej budowie. Miał pociągłą twarz o szlachetnych rysach, słowo "przystojny" raczej nie do końca byłoby w stanie oddać istotę jego urody. Zdawał sobie z tego sprawę i wiedziały o tym również kobiety, z czego Matt, nie ukrywając, był bardzo zadowolony.
- Przecież to jakiś żart – warknął Matt, coraz bardziej zniecierpliwiony. - Nie wierzę, że dowództwo wybrało właśnie jego.
- Mówią, że jest geniuszem – powiedział Jack obojętnie, wzruszając ramionami.
Nie był on ani trochę zaskoczony faktem, że Matt jedzie po Dannym. Spędził z nimi dwoma parę ostatnich miesięcy, które polegały głównie na ich uciszaniu i łagodzeniu sporów. Co wcale nie znaczyło, że Matt i Danny się nienawidzili. Wręcz przeciwnie. Szanowali siebie nawzajem i każdy z nich zawsze mógł liczyć na tego drugiego, ale zwykle pokazywali to w dość pokrętny i niezrozumiały dla innych sposób.
- Tak, i co jeszcze? - zakpił Matt. - Ci, co tak mówią, chyba nie mieli okazji, żeby porozmawiać z nim dłużej niż pięć minut. - Jack mimowolnie uśmiechnął się, słysząc tę uwagę. Było w niej aż za dużo prawdy. Matt nachylił się nad stołem i szepnął konspiracyjnie. - No bo na serio, Jack, w końcu dostajemy jakieś wartościowe zadanie, adekwatne do naszych zdolności i umiejętności, a ten burak nic sobie z tego nie robi i olewa nas.
Jack nic nie odpowiedział. Nie miał siły uświadamiać Matta, że "zdolności i umiejętności" to jedno i to samo.
- No, ale zastanów się, chłopie – ciągnął swój wywód blondyn. - Niby w czym on jest lepszy ode mnie? Bić się nie umie, strzelać nie umie i wyglądać też nie umie. W czym on jest niby lepszy ode mnie? - powtórzył swoje pytanie jeszcze dobitniej i spojrzał na Jacka wyczekująco, jakby jego odpowiedź miała zaważyć o losach świata.
Ma większy mózg, chciał powiedzieć Jack, ale powstrzymał się w ostatniej chwili, chichocząc w duchu. Nie chciał rozpętać kolejnej wojny, w której, znając życie, musiałby występować jako mediator.
- Jest mądry – powiedział tylko.
Matt prychnął.
- Też mi coś! A co to niby daje? Ja tu mówię o prawdziwych umiejętnościach!
Jack tym razem również nie odpowiedział. Przewrócił tylko oczami, marząc o tym, by Danny wreszcie się pojawił.
I oto, jakby jako odezwa na modły Jacka, usłyszeli trzaśnięcie, a potem pośpieszne kroki. Już za chwilę drzwi otworzyły się z impetem i stanął w nich Danny.
- Tęskniliście, panienki? - spytał, rozkładając ręce, wyraźnie uradowany.
Danny był średniego wzrostu brunetem o zdecydowanie za długich włosach, zwykle sterczących na wszystkie strony, dzisiaj porządnie związanych w kucyk z tyłu głowy. Miał garbaty nos i wielki, szczery uśmiech, którym właśnie raczył przyjaciół. Danny nie przejmował się swoim wyglądem; jego broda była tak gęsta i zapuszczona, że Jack wcale by się nie zdziwił, gdyby okazało się, że jakieś małe żyjątka urządziły sobie w niej kryjówkę.
- Nie spieszyło ci się – zauważył Jack.
Matt natomiast wyglądał właśnie jak byk rzucający się na czerwoną płachtę matadora.
- Mam dla was bombę! - zawołał Danny, nie zwracając uwagi na słowa Jacka i minę Matta. Ominął pośpiesznie stół i przypadł do wielkiego komputera naprzeciwko drzwi. Z kieszeni kurtki wyjął płytę i z wielką pieczołowitością umieścił ją w napędzie. Był wyraźnie podekscytowany. - To rozwali wasze mózgi! - zawołał. - W porównaniu z tym wszystko, co robiliśmy do tej pory to frytki z keczupem. W życiu nie widzieliście czegoś takiego! To określa się kodem "tajne, łamane przez poufne, łamane przez ściśle tajne, łamane przez nie czytaj tego bo zginiesz". Tylko nie dostańcie zawału, błagam was! - Jack i Matt wymienili rozbawione spojrzenia, a Danny zaczął wpisywać serię dwudziesto- może nawet trzydziestoliterowych kodów.
- Jak ty to wszystko zapamiętałeś? - zdziwił się Matt.
Danny na chwilę odwrócił się od biurka i spojrzał na przyjaciół z miną eksperta.
- Fotograficzna pamięć, stary. To lepsze niż aparat czy dyktafon.
Matt zrobił głupią minę, a Danny z powrotem zabrał się za wpisywanie kodów. Do Jacka dotarło właśnie, że może to też był powód, by to właśnie Danny kontaktował się z dowództwem, a nie ktoś inny z ich trójki. Może uznali, że w ten sposób łatwiej będzie przekazywać informacje, bo wystarczy, że Danny na nie spojrzy i już wszystko zapamięta?
Jack, Matt i Danny pracowali dla takiej części FBI, o której nie wiedział nikt poza nimi i niewielkim sztabem ich pracodawców. Nawet główne dowództwo nie miało o nich pojęcia, co tylko utrudniało ich pracę ze względu na to, że nie byli kryci w żaden sposób. Ich trzyosobowa grupa została stworzona stosunkowo niedawno, specjalnie na potrzeby ich następnego zadania. Jacka wszyscy traktowali jak zdolnego, co prawda, ale wciąż uczniaka. To Danny był tym najbardziej doświadczonym.
Po dłuższej chwili chłopak gwałtownie odsunął się od komputera, klasnął w dłonie i uniósł ręce do góry.
- Możecie do mnie mówić "mistrzu".
- Niby dlaczego? Bo wpisałeś kody, które widziałeś swoją fotograficzną pamięcią? - zauważył Matt, unosząc brew z politowaniem.
Danny wyraźnie zmarkotniał i z powrotem zatopił wzrok w komputerze. Na ekranie pojawiło się okienko, a w nim dokument podpisany: 7/1/07/000. Danny, widząc to, odwrócił się do przyjaciół z uśmiechem satysfakcji.
- A nie mówiłem?
- Że niby co? - zdziwił się Matt.
- "Tajne, łamane przez poufne, łamane przez ściśle tajne, łamane przez nie czytaj tego bo zginiesz" – wyjaśnił Danny na wydechu, jakby mówił do grupy przedszkolaków. - To kod tych informacji, debile.
Jack przyjrzał się nazwie dokumentu, przekrzywiając głowę jak pies.
- Dla mnie to wygląda bardziej jak jakaś data.
Danny pokręcił głową z politowaniem, klikając myszką na plik.
- Ale z was durnie, zero wyobraźni – mruknął, zawiedziony.
Do otworzenia pliku trzeba było jeszcze wpisać trzy kody. Danny wklepał je zręcznie i na ekranie komputera pojawiło się zdjęcie ponurego mężczyzny w średnim wieku otoczonego informacjami na jego temat. Miał on czarne, doskonale ułożone włosy, ciemną karnację i wąskie usta, które przez ich ściśnięcie, wyglądały na jeszcze węższe. Jego wyraz twarzy nie mówił nic więcej poza tym, że zdecydowanie nie lubił się uśmiechać. Ale w jego oczach Jack zdołał dostrzec coś niepokojącego, co było widać nawet na zdjęciu.
- Przedstawiam wam Giancarla Fabiano – odezwał się Danny, zamaszystym ruchem wskazując na mężczyznę na zdjęciu. - To nasz główny cel. Są podejrzenia, że przewodzi zorganizowanej grupie przestępczej, ale nie ma na to dowodów. Ma swoich ludzi w policji i na prawie każdym szczeblu władzy. Plotki głoszą, że zajmuje się handlem broni, narkotyków, być może ludźmi i przemytem. Ma też na sumieniu morderstwa, kradzieże, rozboje i wymuszenia. Jak mówiłem, wszystko to informacje niepotwierdzone.
Jack przyglądał się twarzy mężczyzny ze zmrużonymi oczami, jakby z jego wizerunku chciał wyczytać jakąś wskazówkę.
- I co? Naszym zadaniem jest znaleźć na niego dowody?
- Niezupełnie – odparł tajemniczo Danny. - Widzisz, stary, nasza misja jest totalnie tajniacka, nie wie o niej ani policja, ani FBI, ani w ogóle nikt. Więc jak wpadniemy, to będzie kaszana, czaisz? To po pierwsze. Po drugie, Fabiano trzepie taką forsę, jakiej nawet królowa angielska nie widziała, więc ma świetnych prawników, którzy w razie czego uratują mu cztery litery. A po trzecie, oprócz niego jest wiele innych robaczków, pomagających mu w kierowaniu firmą. Więc nie wystarczy tylko przyskrzynić starego, ale też wszystkich jego ziomali, przynajmniej tych z wyższego szczebla. Płotki nas nie interesują, gdy stracą oparcie, same się rozpierzchną. Jak będziemy mieć tych gości i niezbite na nich dowody, wtedy... - wykonał gest, jakby zgniatał coś w dłoniach i wydał z siebie trzeszczący odgłos. - Jasne?
Jack i Matt wymienili spojrzenia.
- No dobra – odezwał się ten drugi. - To kto jeszcze?
Danny westchnął przeciągle, jakby dumając nad głupotą przyjaciela.
- Stary – zaczął powoli, żeby żaden z nich nie uronił choćby jednego słowa. - To jest włoska mafia, a nie jakiś uliczny gang. Z nich są większe tajniaki niż my. Zebrać informacje o tym, kto dla nich pracuje to trudniejsze niż wspięcie się na Mount Everest bez żadnego zabezpieczenia. Jakbyś złapał jakąś ich płotkę, to ta w życiu nie powie ci, kto jest szefem, bo po prostu nie ma pojęcia. My to wiemy, bo jesteśmy zajebiści. Sęk w tym, żeby dowiedzieć się więcej. Żeby wyłapać wszystkie robaczki – zakończył ze złowieszczym uśmiechem.
- No i jak niby chcesz to zrobić? - oburzył się Matt.
- Trzeba się zakręcić tu i tam i wkręcić w ich szeregi – odparł Danny, zacierając ręce.
- W jaki sposób? - wtrącił Jack. - Przecież sam mówiłeś, że to włoska mafia. Oni przyjmują tylko swoich.
Danny znów westchnął przeciągle.
- To nie jest średniowiecze, debile. Postęp, ludzie! Postęp! Ci goście nie przeżyliby, gdyby przyjmowali tylko Włochów. Teraz bardziej liczą się umiejętności niż urodzenie. Aczkolwiek prawdą jest, że bardziej ufają swoim niż obcym.
Jack nie miał więcej pytań, za to Matt wyraźnie się ożywił perspektywą wniknięcia w szeregi mafii.
- Trudno będzie się zakręcić wokół szefa – zauważył. - Znasz jeszcze kogoś?
Danny z nowym zapałem rzucił się do komputera, a zdjęcie Giancarla Fabiano ustąpiło miejsca wizerunkowi podchodzącego pod trzydziestkę mężczyzny, czarnowłosego, ciemnookiego, z gładko wygoloną brodą i tym samym niepokojącym błyskiem w oku, co szef.
- Saverio Fabiano – przedstawił go Danny. - Syn, zastępca, prawa ręka i prawdopodobnie spadkobierca. Jest niemal pewne, że pracuje dla ojca. Nie ciągnie go do bijatyk, ale nadzoruje ich wszystkich ludzi i to on wydaje rozkazy. Jest raczej małomówny, zwykle odpycha ludzi groźnym spojrzeniem. Potrafi analizować wszystko na chłodno, więc rzadko popełnia błędy. Na tego typiarza trzeba uważać. - Zdjęcie znowu zmieniło się i tym razem przedstawiało mężczyznę mniej więcej w wieku Jacka, z burzą czarnych włosów, zaniedbaną brodą i szelmowskim uśmiechem. - Mówią na niego "Spluwa", naprawdę nazywa się Enzo Culini. Jak można wywnioskować z samej ksywki, jest cholernie dobry w strzelaniu. Poza tym jego ludzie to zwierzęta. Nazywają ich Grupą Szturmową. Poważnie, dobiera sobie takich gości, którzy nie boją się totalnej demolki, a wręcz ją ubóstwiają. Wariat. - Skrzywił się, a na zdjęciu pojawił się mężczyzna w podobnym wieku, z wąskimi ustami jak u Giancarla. Mężczyzna zapewne chciał wyglądać poważnie, ale nie bardzo mu to wyszło. - Ricky. Czyli Ricardo Fabiano. Kolejny synalek Giancarla. Nie nadaje się zupełnie do niczego oprócz niekontrolowanej rozwałki. Przy czym sam nie rozwala, bo jest zdecydowanie zbyt mizerny, robotę za niego odwalają jego ludzie. Jest totalnie zeschizowany, że ktoś czyha na jego życie i nigdy nie opuszcza domu bez ochroniarzy. Dziwak.
Zakończył z teatralną miną, obserwują reakcję przyjaciół.
- I to już? - spytał Matt, rozkładając się wygodnie na krześle. - Czworo ludzi? Nie są tacy tajni, skoro naszym udało się ich rozpracować.
- Ci ludzie mają pod sobą innych ludzi, debilu – mruknął Danny, zirytowany nonszalancją Matta. - A rozpoznanie tamtych to był pikuś. Skoro Giancarlo ma dwóch synów, to jasne, że będą z nim współpracować. A Culini znany jest w półświatku i lubi zwracać na siebie uwagę. To nie było nic trudnego. Ważne, żebyśmy poznali resztę robaczków.
- Resztę robaczków? - zdziwił się Jack. - To ile ich jest?
- A kto ich tam wie - odparł Danny, wzruszając ramionami.
- No dobra. - Matt zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Wyglądał, jakby szykował się do drzemki.
Danny szturchnął jego krzesło tak, że ten zachwiał się i omal nie przewrócił.
- Nie śpij, kretynie – warknął. Potem wyraz jego twarzy jakoś dziwnie się zmienił. Złość ustąpiła miejsca czemuś na kształt fascynacji. - Najlepsze zostawiłem na koniec. - Jack poprawił się na krześle, ciekaw tego, co za chwilę zobaczy. Na ekranie pojawiła się twarz dziewczyny. Była bardzo ładna, miała czarne włosy i ciemnobrązowe oczy, a na jej ustach widniał tajemniczy uśmiech. - Poznajecie tę panią? - Jack i Matt potrząsnęli głowami. Danny westchnął. - To Jennifer Fabiano, matoły.
Matt wydał zduszony okrzyk, jak uczeń na lekcji matematyki, który właśnie zrozumiał bardzo zawiły wzór czy stwierdzenie.
- Faktycznie! - zawołał. - No tak, teraz już wiem, skąd znam to nazwisko. Ona jest córką Emilia Fabiano. Kojarzysz, stary?
To pytanie skierowane było do Jacka, który próbował sobie przypomnieć cokolwiek, ale nie potrafił wygrzebać ze swojej zawiłej pamięci niczego konkretnego. Wzruszył więc tylko ramionami.
Matt wybałuszył oczy.
- W jakim ty świecie żyjesz, stary? Emilio Fabiano jest legendą, a Giancarlo to jego brat. - Jack wciąż miał nic nie rozumiejącą minę, więc Matt wyjaśniał dalej. - Jakieś dziesięć lat temu Emilio rządził całym Chicago. Normalnie nie było nikogo, kto by mu podskoczył. Koleś był wszechpotężny i wszechmocny.
- Skoro był taki super, to dlaczego jego brat przejął interes? - zainteresował się Jack.
Matt spojrzał na Danny'ego, który uniósł tylko ręce w obronnym geście, najwyraźniej nie chcąc się wtrącać. Matt nachylił się do Jacka i zaczął tajemniczo:
- Dziesięć lat temu Emilio wyczuł, że coś nie gra. Może miał gdzieś jakichś szpiegów, może sam się domyślał, w każdym razie ktoś czyhał na jego życie. W sumie to nic nowego, więc nie powinno go to dziwić, bo miał więcej wrogów niż Danny włosów. - Danny zrobił urażoną minę, ale Matt kontynuował, nie zwracając na niego uwagi. - Ale tym razem było to coś innego. Emilio zdał sobie sprawę z tego, że ma w swoich szeregach donosicieli, którzy informacje o nim przekazywali dalej. Nie wiadomo, jak daleko. Przestraszył się nie na żarty i postanowił zabrać swoją rodzinę w bezpieczne miejsce, do Włoch. Wziął ze sobą tylko najbardziej zaufanych ludzi, a pieczę nad interesem oddał swojemu bratu, który w razie, gdyby coś mu się stało, miał dalej prowadzić rodzinny biznes i zaopiekować się jego córkami. No więc Emilio siedział cichutko we Włoszech, mając nadzieję, że niebezpieczeństwo minie. Niestety, jeden z jego zaufanych ludzi okazał się zdrajcą i doniósł jego wrogom, gdzie się ukrył. Emilio nie miał szans. Zginął z żoną i wszystkimi swoimi ludźmi, zarżnięty jak zwierzę. Uratowały się tylko córki, które jego brat postanowił przygarnąć i wychować.
Jack pokiwał w milczeniu głową, zastanawiając się nad losem przestępcy. Bo Emilio Fabiano niewątpliwie był przestępcą. I przez to Jackowi jakoś nie było go żal, bo po latach przestępczego życia dostał to, na co zasłużył.
Danny nie podzielał jego punktu widzenia. Pociągnął nosem, głośno i obleśnie, otarł wyimaginowaną łzę i powiedział cicho:
- To smutne.
Matt natomiast był zafascynowany postacią starszego z braci Fabiano.
- To co z tą dziewczyną? - spytał Danny'ego. - Co możesz nam o niej powiedzieć?
Chłopak zdążył się już ogarnąć i teraz uśmiechał się złowieszczo.
- Ze słodkiej, niewinnej sierotki nie zostało już nic. Ta dziewczyna jest zimna, bezwzględna i wyrachowana. Fabiano wykorzystuje jej umiejętności do swoich celów, a ona doskonale zna się na swojej robocie i wydaje się ją lubić. Do tego jest spostrzegawcza, dokładna i inteligentna. Mówię wam, chłopaki, ta dziewczyna to twardy orzech do zgryzienia, ale jednocześnie może się okazać naszą jedyną szansą...

***

Wiem, że rozdziały miały się pojawiać co dwa tygodnie i tak właśnie będzie, ale nie mogłam się doczekać, żeby ruszyć z akcją i postanowiłam, że pierwsze dwa rozdziały dodam do końca czerwca. Mam nadzieję, że podoba się Wam ten pomysł ;)

No więc oto przed Wami rozdział nr 1. Dużo się przy nim namęczyłam, choć napisanie go było zaskakująco łatwe to poprawianie zajęło mi chyba z tydzień i przyprawiło o napady migreny i innych bólów, ale oto jest. Nie wiem do końca, jak się przyjmie, bo akcji za dużo w nim nie ma, głównie gadanie, ale w jakiś sposób trzeba było przedstawić Wam moich ukochanych rozrabiaków. No, ale może koniec z tym usprawiedliwianiem się, po prostu dajcie znać, co sądzicie.

Dziękuję wszystkim za komentarze i proszę o więcej!

Ściskam i całuję mocno,
Naiada

7 komentarzy:

  1. Jest miodzio.
    Danny, Matt i Jack, tak? Z czego przez większość rozdziału brałam Matta za totalnego przygłupa, który może i jest nieziemsko "przystojny" (czy też piękny, skoro przystojny to za mało), ale jednak za przygłupa. Aż się potem rozgadał i się okazało, że co nie co wie.
    Akcją się nie przejmuj, rozwinie się w swoim czasie. Lepiej ładnie wszystko i wszystkich przedstawić, a ten rozdział dał mi jasne i spore spojrzenie na to, co się dzieje i co może się zaraz zacząć dziać, aniżeli puszczać już czytelników na głęboką wodę, jak ja to mam w zwyczaju robić i co mi rzadko potem sypie pozytywami. xD
    Się chłopaki nasiedzieli na początku, czekając na tego Dannego. Hm, fotograficzna pamięć, tak? Ile ja bym dała za taki skarb! Z uśmiechem podchodziłabym do wszystkich egzaminów. xD Heh, niezła jest ich ta grupka. Tajniacka i do tajnych spraw stworzona. Chcą się zająć włoską mafią? Powodzenia!
    Mam nadzieję, że nie nabroją. Niech się dadzą kochanej, włoskiej mafii w spokoju rozwijać i kwitnąć! Nie wiem, jak to się stało, ze kibicuje tutaj złym - bo mafia jest zła - no ale, co zrobić. To pewnie ta tragedia rodziny Fabiano i to, że córeczki się uratowały. Dobry wujek dał dom i wychował. Nie wiem czemu, ale... w pewnej chwili, gdy ojciec dziewczynek powiedział bratu, ze jak coś mu się stanie, to on ma prowadzić dalej "rodzinny biznes" pomyślałam sobie, że może to ten brat maczał palce w tej zdradzie?! xD
    Wgl fajnie dbasz o szczegóły, żeby ten świat mafii dawał się prawdziwszy w odczuciu. Mówię tu o takich wzmiankach, że gangsterów w mafii jest tylu, że nie wiedzą, kto tym szefem może nawet być, albo że pieniędzy mają w pip... Interes, interes, ale niebezpieczny i patrz - nawet najbardziej zaufany człowiek może Cię zdradzić. :/
    Chłopaki mogą wylewać sztuczne łzy, ja się serio przejęłam smutnym losem Emila i jego żony.
    Czyli akcja skoczyła do przodu o jakieś dziesięć lat. No, tego to można było się domyślić, za to tego, co będzie dalej już nie tak łatwo. Osobiście obstawiam, że pewnie będą chcieli Jennifer poderwać i zmanipulować - wkręcić się w ten sposób w szeregi mafii.Byle tylko, żeby Matt nie wyskakiwał ze swoimi "zdolnościami i umiejętnościami". xDD
    A co z siostrą bohaterki? O niej nie było nic. Specjalnie, bo mało ważna, czy może tak ważna, że tylko o niej służby specjalne niczego nie wiedzą, że wgl istnieje?XD Tak to o rodzince maja dużo. Hm, a co z żoną tego Giancarla (och, włoskie imiona i to, jak brzmią, gdy się je wymawia *.*)? Żyje? ;D
    Nie masz co narzekać i się usprawiedliwiać, bo rozdział czytało się fajnie. :) Czekam na następny.
    PS Sorry za wszelkie literówki - pisane na szybko.

    OdpowiedzUsuń
  2. A więc jednak Jennifer!

    Trochę się nie spodziewałam, że zamiast wprowadzić jedną z bohaterek z prologu, zdecydujesz się na przedstawienie zupełne nowych postaci. Ale nie powiem, że mi to nie odpowiada. Moim faworytem póki co jest Matt, ale Danny ma duże szanse, żeby go wyprzedzić. Chociaż w Jacku też pokładam duże nadzieje. Wszyscy wydają się być bardzo ciekawymi osobnikami, na dodatek się od siebie różnią. Mam nadzieję, że tak zostanie.

    Bardzo naturalne dialogi piszesz (nie wiem, czy już to pod prologiem pisałam, czy nie, ale tak jest) i bardzo dobrze — bohaterowie są bohaterami, a nie nadętymi laleczkami, które nędznie odgrywają jakieś tam role. Ludzie z krwi i kości — tak trzymaj! :D

    Bardzo mi się spodobało, że napisałaś: "trzeba było przedstawić Wam moich ukochanych rozrabiaków". Fajnie, że lubisz swoich bohaterów. Jak się ma takie nastawienie, to litery same się składają.

    Liczę, że o następnym rozdziale też mi dasz znać; jestem ciekawa, jak się chłopcom uda "wjazd" w struktury mafii.

    Pozdrawiam,

    Hagiri z Rozmów Międzymiastowych

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak mówiłam, nadrabiam :p
    Śmiesznie tak komentować po kilkumiesięcznym spóźnieniu, ale co tam!
    Trochę rozjaśniłaś sytuację. Dobrze, że pojawił się taki informacyjny rozdział, bo cała mafijna sieć jest dość zawiła, więc przydało się parę słów wyjaśnień.
    Intryguje mnie postać Jennifer.
    Zabieram się za rozdział 2! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że akcja rozkręca się na dobre i od razu dajesz nam do zrozumienia, że ludzie z którymi mają zmierzyć się chłopaki, to nie jacyś tam podrzędni przestępcy, a mistrzowie w swoim fachu. I dobrze, lubię o takich czytać :) Najbardziej polubiłam Danny'ego, który najwyraźniej jest jakimś komputerowcem, czy coś. Podoba mi się ta jego pewność siebie. Jack natomiast nieszczególnie przypadł mi do gustu, ale może jeszcze zdołam go polubić. No i nie wiem, jak chłopaki mają zamiar dostać się w szeregi mafii, ale na pewno łatwego zadania nie mają. Lecę do dwójki :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jak u Ciebie pisze "Przeczytaj PROLOG", tak u mnie powinno pisać "Przeczytaj WPROWADZENIE", hehe xD
    "...i wyglądać też nie umie" - haha
    Jeniffer, Jeniffer... to ta dziewczynka z prologu! Genialne zagranie. Czyli domyśliłem się dobrze, że Emilio to gangster.
    Póki co mogę powiedzieć, że lubię tego zazdrośnika co się tak fajnie wtrynia w rozmowę, tego od słów "i wyglądać też nie umie", chyba Matt. Tego o kogo jest zazdrosny - Danny (chyba), też go lubię. Jack jest jak na razie dla mnie taki neutralny, jakby był mostem między tymi dwojga.
    Dziewczyna jako ostatnia szansa brzmi tak jakby... kurcze, czy któryś z nich ma ją w sobie rozkochać? Chcą ją uwieść? Wepchną tajniaka między jej kręgi rodzinne"? (Tak mi się jakoś z serialem "Oficer" skojarzyło, gdy Kruszon rozkochiwał w sobie siostrę gangstera - Jacka Wielgosza. Nie wiem czy oglądałaś ten serial?).
    Póki co ciężko powiedzieć coś więcej. Zaczęłaś z grubej rury od przedstawienia mafijnej rodzinki. Ja tam lubię gangsterskie klimaty więc zostaje.
    PS. Przepraszam, że komentarz taki niemrawy, ale pisany na telefonie, na dodatek ja już jednym okiem śpię, a tylko chciałem dać o sobie znać, że jestem i nie odkładać pisania komentarza na jutro, bo ja lubię na bieżąco.
    PS2. Odpisałem na Twój komentarz u mnie pod prologiem chyba, choć być może pod pierwszym rozdziałem także (nie pamiętam już).
    PS3. Hektor to taka postać, że można go albo kochać albo nienawidzić i mam wrażenie, że z którymś z twoich panów wymienionych powyżej będzie podobnie.
    PS4. Mnie możesz się doczepić za krótkie opisy (jak to nie po polsku brzmi).
    Pozdrawiam:
    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę mi smutno, bo sądziłam... miałam nadzieję, że z tej dziewczynki z prologu wyrośnie ktoś lepszy, ktoś kto nie będzie chciał umierać młodo jak matka i ojciec, ale jak widać "nie daleko pada jabłko od jabłoni". Żałuję, że nie jest ona policjantką co chce zemsty na ludziach, którzy wymordowali jej rodzinę. Zastanawiam się co było powodem, że poszła w ślady rodziców i dlaczego nikt ją przed tym nie ochronił, nie przestrzegł.
    Muszę jednak przyznać, że dziewczyna jest sprytna, szybka, zwinna, pomysłowa i inteligentna, ale te cechy nie są równoznaczne z nieśmiertelnością, dlatego mam przeczucie, że ona umrze w epilogu. Wiem, wiem, wiem, że nie powinnam tak wyprzedzać czasu, ale nie potrafię.

    Oczywiście dodaje twój blog u siebie do polecanych.

    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak to się stało, że skomentowałam drugi rozdział tutaj, a komentarz do pierwszego mi zjadło... Dobrze, że się zorientowałam, choć o tych chłopcach powyżej i tak nie miałam za wiele do powiedzenia. Jeszcze trochę mi się mylą i obawiam się, że mogą zaszkodzić Jeni, a ją co tu dużo kryć polubiłam i nie chciałabym by jej zaszli drogę i w nią wycelowali lufy pistoletów.
      Danny mnie trochę kurza, taki przemądrzały jest i cieszę się, że ten drugi mu dogryza i żałuje, że ten trzeci łagodzi konflikt. Mam nadzieję, że kiedyś staną do walki na pięści, być może o kobietę, może nawet o Jeni. Wydaje mi się, że do Matta by pasowała, bo on taki zgrywny (przeczytałam już chyba trzy rozdziały do przodu i przybyłam skomentować, stąd też wiem, że Mati zgrywus, kawalarz, i że celibatem to on by się nie mógł opasać, bo by biedulek nie wytrzymał).

      Usuń